Instynkt (rozdział pierwszy)
jak jeszcze kilka sekund wcześniej. Przerażała ją. Nie wiedziała, co może się z nią stać. Sala zaczęła wirować, coraz szybciej, coraz szybciej. Poszczególne barwy i kształty zlały się teraz w jedną, czarną przestrzeń. Jedynym dźwiękiem, jaki słyszała było przerażające wycie jakiejś kociej muzyki. Zostali tylko oni. Ona z wyrazem przerażenia na twarzy, on z diabelskim uśmiechem i demonicznym błyskiem w oczach.
Nagle wszystko ucichło. Świat przestał wirować. Mężczyzna w dalszym ciągu stał naprzeciwko niej, nie wypuszczając jej z objęć. Klub był pusty, jej przyspieszony oddech odbijał się echem po kamiennych ścianach. Poczuła się jak w podrzędnym horrorze. Ogarnął ją strach. Sekundę później z głośników wydobył się dziwny sygnał. Brzmiał bardzo znajomo. Może nawet zbyt znajomo. Był coraz głośniejszy. Wwiercał się jej w świadomość. Nie wiedziała, co się dzieje, aż nagle...
***
- Lisa, ty śpiochu. Już południe! Wstawaj. Będę u ciebie za pół godziny, więc lepiej się pozbieraj.
Dziewczyna otworzyła oczy, po czym natychmiast je zamknęła. Chwilę później otworzyła je ponownie i odetchnęła z ulgą. To był tylko sen...Alkoholowe, pijackie majaki. Cieszyła się tą myślą, lecz świadomość, iż musi zaraz wstać nieco jej tę radość odebrała. Podniosła się z łóżka, lecz zaraz tego pożałowała. Czuła, jakby jej mózg drastycznie się skurczył i postanowił poobijać się nieco o czaszkę. Męczyło ją niesamowite pragnienie.
Zwlokła się z łóżka i podreptała do kuchni. Wzięła szklankę i nalała sobie nieco lodowatej wody i wypiła ją duszkiem. Od razu poczuła się lepiej. Powtórzyła tę operację kilkakrotnie, zanim stwierdziła, że lepiej nie będzie. Włączyła ekspres do kawy. Po chwili pomieszczenie wypełnił rozkoszny, stawiający na nogi zapach. Z filiżanką boskiego napoju wróciła do sypialni i doznała ciężkiego szoku. Łóżko było wygniecione w wielu miejscach, podczas gdy ona miała zwyczaj spać nieruchomo, jak kłoda. Jej szpilki stały przy szafce nocnej, zamiast w przedpokoju, a spodnie złożono w schludną kostkę i położono na rogu prześcieradła. Jej zdziwienie pogłębiło się jeszcze, gdy zobaczyła zakrwawioną chusteczkę leżącą na nocnej szafce. Doszła jednak do wniosku, że musiała być lekko pijana, gdyż ostatnią sceną, jaką pamiętała było „spotkanie” z przygłupem w barze. Definitywnie – nie powinna tyle pić.
Pod wrażeniem tego niespodziewanego przypływu silnej woli, Lisa ogarnęła łóżko i skierowała się w stronę szafy. Ledwie powstrzymała się od krzyku, zobaczywszy swoje odbicie w lustrze. Skołtunione włosy były najmniejszym problemem. Zaszokowały ją plamy z tuszu, które mogły powstać tylko w wyniku histerycznego lub długotrwałego płaczu. Nic takiego sobie nie przypominała... Kolejny raz stwierdziła, że nie może tyle pić i udała się do łazienki.
Ledwie zdążyła doprowadzić się do jako takiego porządku, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi, a zaraz po nim uporczywe pukanie. Przyszła Claire. Znów będzie pół godziny trajkotać o tym, jaka to ona szczęśliwa u boku swojego misiaczka i jak im się świetnie układa w sypialni. Chociaż akurat to ostatnie było dość ciekawe. Lisa uśmiechnęła się pod nosem, podeszła do drzwi i otworzyła je. Jej oczom ukazał się dość ciekawy widok. Na progu stała młoda, szczupła kobieta wciśnięta w coś, co swoim wyglądem przypominało skórę węża, lecz było w kolorze jaskraworóżowym i opinało jej ciało, niczym prezerwatywa. Przez chwilę stała oniemiała, lecz szybko się otrząsnęła i zaprosiła przyjaciółkę do środka.
Gdy Claire wykonała kilka pierwszych kroków, jej osobliwa sukienka zaczęła dziwnie zgrzytać, lecz jej właścicielka zdawała się tego nie zauważać. Lisa uniosła jedną brew w powątpiewaniu, ale nie odważyła się skomentować ani stroju dziewczyny, ani dźwięku, jaki wydawał. Gestem zaprosiła ją do salonu, którego ciemnozielony wystrój dramatycznie kontrastował z kreacją. Usiadły na skórzanej kanapie. Różowy „wąż” skrzypnął po raz ostatni czując kontakt z pokrewną dusz