Instynkt (rozdział pierwszy)
niej. Misterny plan pozbycia się go spalił na panewce tak szybko, jak przedtem wykwitł w jej głowie. W oczach jasnowłosego pojawiły się kropelki łez świadczące o wielkim rozbawieniu. Wpatrywała się w nie, jak urzeczona. Zdała sobie sprawę, że musi wyglądać niezwykle głupio, tak go obserwując.
- No i z czego się śmiejesz?! – Warknęła modląc się, by tylko nie odgadł jej myśli.
- Z ciebie. – Spojrzał na nią wyzywająco.
- A mogłabym wiedzieć, dlaczego?
- Gdybyś mogła spojrzeć na tę sytuację z mojej perspektywy, też być się śmiała, uwierz mi.
- Na szczęście nie mogę, lecz byłabym ci dozgonnie wdzięczna, gdybyś opuścił moje mieszkanie.
- Dozgonnie, mówisz? – Podszedł do niej, co wywołało w Lisie instynktowną reakcję cofnięcia się o krok. Mężczyzna jednak się tym nie zraził i kroczył w jej stronę, dopóki nie miała dokąd uciec. Oparła się o drzwi i spojrzała na niego zdziwiona. Jasnowłosy położył dłonie po obu stronach jej głowy. Miała wrażenie, jakby znalazła się w pułapce, lecz w jego oczach dostrzegła lekką kpinę. Ten bezczelny drań się z niej nabijał! Zrodził się w niej bunt godny najzacieklejszego rebelianta. Postanowiła przyjąć rzucone przez niego wyzwanie i przysunęła się do niego. Tym razem to on spojrzał na nią zaskoczony – absolutnie nie spodziewał się takiej reakcji. Dziewczyna miała temperament, który zaczął mu odpowiadać. Co prawda, przychodząc tu chciał się tylko przedstawić, lecz nie przewidział takiego dziwnego obrotu spraw. Postanowił zmienić taktykę.
- Nie sądzisz, że coś mi się należy za ten wczorajszy ratunek? – Bezczelnie, bez skrępowania patrzył jej w oczy. Przestało robić to na niej wrażenie. Był zbyt bezczelny. Długo się nie namyślając, dziewczyna wymierzyła mu kopniaka w krocze. Mimo iż cios był dość mocny, wbrew przewidywaniom jej gość nie zwinął się z bólu dając jej tym samym czas na zmianę pozycji w tej osobliwej walce, lecz tylko syknął. Jego spojrzenie z rozbawionego zmieniło się w lodowato – stanowcze. Wiedziała, że popełniła straszliwy błąd. Zaczęła karcić się w duchu za swój wybujały temperament. Tymczasem on mierzył ją wzrokiem od stóp do głów. Czuła się nieswojo, a po plecach przebiegał jej dziwny dreszcz. Obawiała się, że nie ma on nic wspólnego z zimnem.
- Chcę cię widzieć dziś wieczorem u siebie. – Zimnym tonem cedził słowa. Wiedział, jak mówić, żeby zrobić wrażenie bez podnoszenia głosu. - Pamiętaj, że wisisz mi jedną, dość sporą przysługę.
- A jeśli nie przyjdę? – Spytała z czystej przekory, lecz cały jej zapał został zmrożony przez jedno spojrzenie stalowych oczu.
- Przyjdziesz. Honor nie pozwoli ci zwiać.