Front, cz.2/2
Uratowani! Swoi! Janek w pierwszej chwili radości chciał się podnieść, ale zaraz przeszła mu na to ochota. Zbyt wielu w tej wojnie nie przeżyło dłużej niż kilka sekund przez zbytni pośpiech.
– Swoi! Polscy żołnierze! Nie strzelaj! – odkrzyknął cicho, nie podnosząc się z ziemi.
– Jacy swoi? Hasło! – ponownie doszedł go głos wartownika.
– Nie znam hasła. My spod Budziszyna, rozbili nas kilka dni temu.
– Z jakiej jednostki?!
– Z pułku pepanc. Mogę się podnieść? – Janek próbował mówić spokojnie, aby nie wywołać nerwowej reakcji u żołnierza.
– A ilu was?
– Czterech. Trzech jest z tyłu za mną. Mogę się wreszcie podnieść?
– Dobra. Ale wszyscy razem i ręce w górze! Jeden gwałtowny ruch i strzelam!
– Chłopcy, zostawcie karabiny na ziemi! – krzyknął cicho Janek w stronę swoich trzech towarzyszy. – Podnosimy się! – to już zakrzyknął do wartownika. Sam wstał powoli, trzymając ręce nad głową. Kilka metrów za nim podniosło się trzech jego towarzyszy.