DZIADEK JANEK
Ojciec mamy leżał pod tlenem i aparaturą z miesiąc, na samym początku w izolatce, potem przenieśli go do normalnej sali ,a może dłużej. Mama dziadka Janka odwiedzała codziennie w szpitalu. O niczym nie wiedziałam ani ja, ani mój dziadek, jaką dla nas obojga przygotowano niespodziankę, kiedy nadszedł dzień wypisu jego ze szpitala. Ogromnie byłam stęskniona i pragnęłam jak najszybciej go ujrzeć zdrowego i energicznego. Pan sołtys ponownie pojawił się na naszym podwórku swoim samochodem osobowym. Mama nic nie mówiąc mi, ładnie ubraną i uczesaną zaniosła mnie do auta pana Muchomora. Wyruszyłyśmy w tajemniczą nie wiadomo dokąd podróż. Byłam bardzo ciekawa dokąd mkniemy przed siebie tą Syrenką i zadawałam w kółko mamie swojej jak zwykle mnóstwo pytań na ten temat. -Mamo powiedz dokąd jedziemy? Mamusiu jak długo jeszcze będziemy jechać? Do kogo? Ona milczała jak grób i tylko uśmiechała się do mnie czasami pod nosem. Buzia mi się wtenczas w ogóle nie zamykała, aż w końcu moja mama nie wytrzymała. Wyciągnęła z torebki czekoladowe herbatniki i dała mi je, aby czymś innym zająć moje myśli i wypełnić mi jakoś ten czas. –Masz Lauro spałaszuj sobie te ciasteczka. Nareszcie zatrzymaliśmy się we troje przed 1-piętrowym blokiem, to był szpital jak się zorientowałam po, niektórych tam ludziach poubieranych w szlafroki i piżamy. Od razu skapowałam, że przyjechaliśmy po mojego dziadka. Po paru minutach zobaczyłam jego, wolniejszym krokiem wychodził z zewnątrz szpitalnego budynku i szedł prosto w stronę moją, by wsiąść do Syrenki. Na twarzy nadal był blady, osłabiony chorobą, ale radośnie roześmiany na mój widok. Wsiadł do środka koło mnie się sadowiąc z tyłu po prawej stronie. Kierowcy podał na przywitanie dłoń. Potem spojrzał na mnie i rzekł: - aha to i moja „ mała” przyjechała po mnie? Tak zwykle do mnie się zwracał i o mnie mówił. Byłam dziadka Janka po prostu „ małą” lub „ naszą małą”. przerwy żegnając się ze mną, jakbyś miał zaraz umrzeć? Dziadek po raz ostatni uśmiechnął się do mnie i odrzekł mi: -trudno jest mi się z tobą Laurusiu rozstawać na dłużej, gdyż będę ogromnie tęsknić za tobą! Już zaczyna mi się przykrzyć bez ciebie. Widziałam w jego oczach łzy, gdy to do mnie mówił. No i odjechali tamtego wieczora. Kilka dni potem w sobotę 12 listopada 1983 r. dziadek podczas zwożenia siana od siebie do wujka Staszka nagle po południu u niego na podwórku poczuł się bardzo źle i zasłabł . Zanim przyjechała karetka pogotowia do niego, by udzielić mu pomocy, było już za późno. Nie żył doznał bardzo rozległego wylewu. Miał dopiero 59 lat. Jak na ironię losu tego samego dnia wieczorem listonosz przyszedł z pierwszą rentą rolniczą dla dziadka Janka i babci Marii. Kiedy dow iedział się, że on nie żyje, wypłacił tylko babci pieniądze. Matka mojej mamy na wie- Dziadku ja do końca tu jadąc, nie wiedziałam w ogóle dokąd mama mnie zabrała. Pytałam się jej do kogo jedziemy, ale mama nie chciała mi niczego wyjawić. Powiedziałam prawdę dziadkowi. Za niedługo pojawiła się moja matka, dosiadła się z przodu do pana sołtysa i pojechaliśmy prosto do domu jej ojca. Tam czekała na nas babcia Maria ze smacznym obiadem i pościelonym łóżkiem dla dziadka, by mógł się na nim położyć i wypocząć. Wtedy zostałam u nich kilka dni, były to zwykle koniec piątku, sobota i niedziela. Później zwykle wracałam do rodziców, bo czekały mnie szkolne obowiązki. Kiedy dziadek był zdrowy to wieczorem w piątki zabierał mnie furmanką do siebie albo przyjeżdżał po mnie rowerem, do którego z przodu (specjalnie dla mnie), dorobił i przykręcił po obu stronach żelazne podpórki, wraz z jeszcze jednym siodełkiem rowerowym. Natomiast wieczorem w niedzielę albo z samego rana bardzo wcześnie w poniedziałek odwoził mnie na lekcje. Obecnie dziadek musiał po woli dochodzić do siebie, a to wymagało nieco upływu czasu. On musiał bardzo uważać na siebie przede wszystkim nie przeforsowywać się, nie denerwować, gdyż po tamtym 90 procentowym b