Zegarmistrz
Cztery ściany, puste ściany i ja, północy minęła ponad godzinę temu, miałem iść spać ale nie mogę zasnąć, zalewa mnie rzeka myśli. Myśli o bezsensie egzystencji, siedzę wpatrzony pustym wzrokiem w ścianę, jakoś nie robi mi to różnicy ściana, sufit, podłoga, wszędzie ta sama pustka. Zastanawiam się po co tu jestem, już nie potrafię się śmiać ani płakać, jestem wyprany z emocji. Próbowaliście sobie kiedyś wyobrazić nicość, taki stan że nie ma niczego absolutnie niczego nawet tej nicości, to jest jedna z niewielu tych rzeczy których ja nie potrafię sobie wyobrazić, nie potrafię a jedna ją czuje całym sobą, rozważam kwestię przemijania, poczucie wielkiego żalu, sprawia mi świadomość tego że życie przecieka mi przez palce i nie potrafię zatrzymać tych ulotnych chwil, nie żal by mi było gdyby były one spełnione bo to normalna kolej rzeczy, lecz moje chwile odchodzą zmarnowane, unicestwione, ból sprawia myśl że kiedyś przyjdzie taki czas kiedy będzie potrzebna jeszcze choć jedna taka malutka chwilka lecz znając ironię i przewrotność losu, już jej nie dostane. Niech żyje bal, bo to życie to bal jest nad bale! niech żyje bal! drugi raz nie zaproszą nas wcale!. Czemu to mnie się trafiło zgubić na niego zaproszenie, czasem w snach wypatruje swego zegarmistrza lecz i On się nie pojawia a szkoda, może było by warto się udać z nim w drogę.
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora