Dług
* * * * * * * * * * * * * *
Wracał ze szkoły z kolegami. Było pięknie. Wiosna rozochociła każde roślinki i zwierzątka w najlepsze.
-No..., już prawie wakacje- rzekł z ironią jeden z kolegów.
-No tak..., tylko ta matura, ale to taka łatwizna- nie był dłużny Maciek.
-A gdzie Ty idziesz na studia?- zagadnął jeden z kolegów Maćka.
-Chciałbym na medycynę, ale… pewnie się nie dostanę. Myślałem też o fizjoterapii. A wy?
-Ja to chcę na prawo.
-A ja to z przyjemnością zostałbym psychologiem.
Ujrzał swoją dziewczynę, zbliżającą się do nich. Miała nieskazitelne oczy, nic więcej nie mógł dostrzec. Ale wiedział, że jest piękna.
-Dobra, to na razie. Ja idę...- pożegnał się Maciek
-No siema- zawtórowały głosy.
Zbliżył się do niej i pocałował w policzek.
-Cześć kochanie...
* * * * * * * * * * * * * *
Wstawaj- odpowiedział mu męski głos, a nie, jak się spodziewał żeński.
Sen prysł.
-Nie ja nie chcę, tamto to prawda, a teraz to sen, Boże, proszę- majaczył na wpół przytomny Maciek.
-Wstawaj!- powtórzył natarczywiej policjant i szarpnął go za ramię.
Obudził się. Znajdował się w szarej rzeczywistości. Już miał nadzieję, że sen był prawdą, teraz niedoścignionym marzeniem. Funkcjonariusz skuł Maćkowi ręce i zaprowadził do kancelarii prokuratora. Nie było one zbyt duże, ale przytulne. Na środku stało biurko, za którym siedział mężczyzna z bródką, włosy miał lekko siwawe a na czole zmarszczki. Trzymał papierosa w lewej ręce. Nad nim wisiała chmura dymu tytoniowego. W pomieszczeniu był zaduch, co i raz prokurator prawą ręką obcierał czoło, pozbywając się kropel potu. Pisał na maszynie.
-Siadaj- rzekł do Maćka, wskazując na krzesło.
Ciszę przerywał dźwięk uderzanych klawiszy. Skończywszy pisanie dał do wglądu Maćkowi swoje wypociny, dosłownie. Zobaczył on tylko, że to akt oskarżenia, że prawdopodobnie zajmował się rozprowadzaniem narkotyków i że miał przy sobie tyle i tyle haszyszu i marihuany, i jeszcze próbował uciekać.
-Zgadzam się- rzekł twardo, chcąc nie pokazywać strachu, a prokurator zorientował, co się dzieje i tylko żałośnie się uśmiechnął.
-W ciągu kilku dni będzie wyrok- oznajmił –Weźcie go do celi, bo i tak pewne, że będzie siedział- rzekł do strażnika, a potem szyderczo się zaśmiał.
Pizda- pomyślał Maciek. Popatrzył jeszcze na niego spode łba i odwrócił się na pięcie. Strażnik znów go skuł i kolejny raz razem wędrowali. Nawet już się zżyli ze sobą.
Cela nie była tak przyjemna jak wcześniejsze pomieszczenie, w którym przebywał. Na dodatek, teraz nie był sam. Razem z nim, cztery osoby. Przy dwóch równoległych ścianach znajdowały się piętrowe łóżka. Gdy wszyscy zauważyli obecność strażnika, zaczęli chórem udawać szczekanie psów. Wrzask opanował całe więzienie. Maciek myślał, że jest w schronisku dla zwierząt.