Dług
Po minucie, gdy już skończył, Maciek runął na podłogę. Zobaczył tylko, że łysy wyszedł. To był jak cios młotem, niewiarygodnie mocny kop. Wszystkie smutki odeszły gdzieś, a on został sam ze swoim wymarzonym światem. Podróżował po nim, zachwycając się każdą błahostką. Oplótł go fantastyczny całun. W okolicy serca poczuł niesamowity skurcz. W głowie mu huczało, jakby był na wyścigu Formuły 1. Sparaliżowało mu przez moment lewą nogę. Gdy mógł się znów poruszać, wrócił na dwór, lekko słaniając się na nogach, akurat zdążył, przerwa dobiegła końca.
-…i jak było?- zapytał w celi łysy
-Zajebiście- odpowiedział podniecony Maciek- Jeszcze nigdy tak się nie poczułem, ale teraz jestem zmęczony. Idę się kimnąć.
Położył się na łóżko i zasnął.
Obudził się w nocy. W celi tylko on nie drzemał. Chrapanie odbijało się echem w więzieniu. Miał w wielką „chcicę”, nie był uzależniony od jednego ładowania-to jest niemożliwe. Ale bardzo spodobał mu się ten „trip” po wstrzyknięciu. Sprawdziwszy, czy łysy nie śpi, zaczął grzebać w jego rzeczach. Serce biło mu coraz szybciej, oddech stał się płytki. Znalazł sprzęt, ale heroiny nadał nie mógł wydobyć. Nagle łysy chrząknął. Maciek zamarł. Krew pulsowała z niezwykłą szybkością. Łysy przekręcił się na boku, z ręki wypadła mu ćwiartka na podłogę. Przez minutę Maciek zastygł, nie ruszał się. Uspokoił się i podniósł saszetkę. Przycupnął w kącie i zaczął celebrować obrzędy jak robił to łysy. Zamiast wody użył śliny. Kop przyszedł trochę wcześniej, co go zaskoczyło i oszołomiło. Maciek nie zdążył schować sprzętu. Zalał się krwią. Leżał na wznak na podłodze i zamknął oczy, gdzieś odlatując...
* * * * * * * * * * * * * *
-… gdzie idziemy kochanie?- zapytał
-Może do parku, mój kotku?
-Oczywiście- wyszeptał jej do ucha
Złapał ją za rękę i poszli. W parku zaczął ją całować. Namiętność płynęła im w żyłach. Byli złączeni ze sobą nie tylko ustami, ale i jakąś niewidzialną więzią.
* * * * * * * * * * * * * *
Nagle poczuł ból w boku, ktoś go kopał. Instynktownie machnął ręką.
-Zajebie cię, złodzieju!!!- poznał głos łysego.
Maciek obudził się, łysy dyszał ciężko zmęczony kopaniem, próbował ponownie uderzyć.
-Spokój- ktoś ryknął.
Za nimi stał Mario w obecności policjanta. Maciek poznał go od razu. Dawny jego przyjaciel. Chodzili razem do podstawówki. Ogromy dryblas. Też miał fryzurę na rekruta. Wyglądał schludnie. Na twarzy miał kilkudniowy zarost, w jednej ręce trzymał papierosa, a w drugiej pistolet. Przystawił go do skroni łysego i rzekł dobrotliwym głosem:
-Wypierdalaj mi stąd!- a później wskazał na Maćka- A ty wychodzisz!
-Ale jak?- zapytał, nie dowierzając.
-Nie widzisz, że przyszła litość, z wypisaną wolnością na mordzie!
-Mówisz litość…, to kogo ta litość?!- rzekł z ironią w głosie
-Mnie i bossa tej dzielnicy, który ci zaufał!- wytłumaczył.