Dług
-Ale jak bossa?
-Nie mamy czasu. W drodze ci opowiem.
Wychodząc, Maćka dziwiło to, że strażnicy nie stawiali żadnego oporu, tylko kłaniali się przed nimi. Mario zaprowadził go do samochodu. Nadal milczeli.
-Ej kurwa, wyjaśnij mi, co jest grane?- zażądał Maciek
-Urodziłeś się pod szczęśliwą gwiazdą…- a po chwili ciągnął- Przecież tutaj mafia rządzi. Wszyscy się słuchają Brodacza: sędziowie, dziennikarze-zaczął wyliczać- policjanci, no… mówię ci, wszyscy?
-No, ale jakim prawem niejaki Brodacz, którego nie znam, mnie wyciągnął?
-Ty dla niego pracowałeś. Tamten łysol, Marfi, pracuje dla bossa, a że goliłeś hajs u Marfiego to pracowałeś dla Brodacza. Rozumiesz?
Maciek kiwnął głową.
-Ale to ja wyprosiłem, aby cię wyciągnął- pochwalił się.
Maciek popatrzył z niedowierzaniem.
-Ale po co? – stęknął- Myślałem, że o sobie zapomnieliśmy?
-Nie wiem jak ty, ale ja nie zapomniałem. Ale teraz musisz być u Brodacza wiernym psem i wykonywać jego każde polecenia… i moje też-dodał.
Zatrzymał samochód, bo znajdowali się pod kamienicą Maćka.
-Wielki dzięki, masz u mnie dług. Zrobię wszystko- podziękował i wyszedł.
Nie wiedział, co czuć. Radość czy smutek. Był wolny, ale umoczony w mafii.
Nikogo nie zastał w mieszkaniu. Wziąwszy z kuchni łyżkę i cytrynę wszedł do pokoju, zamykając za sobą brązowe drzwi na klucz.
W lewym rogu stało łóżko, a nad nim na ścianie zostały wyklejone plakaty rockowców. Po prawej stronie była szafa z ubraniami i obok niej mała komódka. Odsunął nią i wyjął mało wykrywalny kawałek deski. Spod podłogi wyciągnął reklamówkę, z której zapożyczył ćwiartkę heroiny i czystą strzykawkę z igłą. Uśmiechnął się do siebie.
-No i masz Maciusiu- mówił do siebie- nie chciałeś hery, a teraz…, marzysz o niej, pragniesz jej, jest twoim bożkiem i chuj! Też jej w dupę!
Celebrował obrzędy, a potem sobie władował i czuł się znacznie lepiej. Mógł przemyśleć, co się wydarzyło: jaka będzie przyszłość?
Po długich przekomarzaniach i polemizowaniu ze swoim mózgiem, zebrał się i opuścił swoje cztery kąty, wcześniej przebrawszy się, aby ujrzeć siostrę. Zastał ją z koleżanką w przedpokoju.
-Cześć- wydukał Maciek
-Och- jęknęła Ola i rzuciła mu się w ramiona, ale zaraz wykrztusiła, odpychając się od niego- Ale jak?
-Innym razem- skierował się do nieznajomej- Maciek- wyciągnął rękę.
-Majka- uścisnęła dłoń, uśmiechając się.
Była piękna. Jej brąz włosy spływały delikatnie na ramiona. Twarz była gładka jak u niemowlęcia. Niebieski oczy, na pewno przyprawiały chłopaków do obłędu. Zakładała ciemnoszary płaszcz na swe szczupłe ciało.