Dialogi z Aniołem Stróżem
Zielona panna
Szklane kule rozświetlone przez elektryczne iskierki, przeświecające przez pachnące lasem świerkowe gałązki. Kule płonące czerwienią głębi ziemi, tchnące spokojem głębokiego, ciemnego błękitu nocnego nieba, rozgrzewające radosnym złotem letniego poranka. Tak piękne, tak kruche. Jedna po drugiej wędrowały z zakurzonego kartonu na choinkę, stojącą przy oknie. Chłopiec przez dłuższą chwilę wpatrywał się w wyjątkowo piękną bombkę, która kojarzyła się ze srebrzystym światłem księżyca, uwięzionym w kryształku lodu. W końcu ujął ją w swoje delikatne dłonie i podał ojcu, który przyjął ją z uśmiechem, jakby rozumiejąc, co chłopiec w niej dostrzegł. Odbijał się w niej cały świat.
Dzieło było prawie skończone. Brakowało tylko gwiazdy, po którą ojciec musiał wrócić na strych.
- Czy jutro naprawdę są urodziny Pana Jezusa?
- Nie wiem, czas nie dotyczy aniołów, a dla ludzi ważniejszy był rok urodzenia.
- Więc dlaczego akurat jutro?
- Są różne powody: historyczne i teologiczne - ksiądz proboszcz może ci je wytłumaczyć. Ważniejsze jest, że dla Boga czas nie ma znaczenia. Narodziny Jezusa są wydarzeniem wyjątkowym, obejmującym zarówno przeszłość jak i przyszłość. To dlatego wielu ludzi przed nim z utęsknieniem oczekiwało, a nawet przepowiadało Jego przyjście. Z tego samego powodu w Boże Narodzenie ma miejsce tyle cudów, tych wielkich i tych cichych, jak Jego pierwsze przyjście. Świętując Boże Narodzenie ludzie stają się jego świadkami, mimo iż nie do końca są tego świadomi. A On jest wtedy na wyciągnięcie ręki! Tuż za liturgiczną zasłoną mszy Bożonarodzeniowej.
- My pójdziemy do kościoła dopiero jutro rano – westchnął chłopiec z żalem.
- Wiem, jak bardzo tęsknisz, by ujrzeć Dzieciątko. On też to wie, i dlatego kazał mi ciebie przyprowadzić.
- Naprawdę?
- Dzisiejszej nocy udamy się razem do Betlejem.
Ojciec wrócił z gwiazdą i po chwili błyszczała ona majestatycznie na szczycie choinki. Z pewnym rozbawieniem stwierdził, że jego syn wpatruje się w nią z taką radością i zachwytem, jakby była prawdziwą Gwiazdą Betlejemską. A może tak właśnie było? Może nie była ozdobą, lecz znakiem, jak wszystkie inne wigilijne tradycje?
Adeste fideles
- Gotowy?
- Przygotowywałem się prawie cztery tygodnie...
Wtedy Anioł ujął chłopca za rączkę i poprowadził przez wigilijną, cichą noc, drogą wytyczoną przez światło gwiazdy, pośród śnieżnych zasp. Drogą przez pola, góry i morze, drogą poprzez czas. Chłopiec widział ludzi tak jak on zmierzających do Betlejem, aby na własne oczy ujrzeć niemowlę owinięte w pieluszki i położone w żłobie. Widział pasterzy i mędrców, ubogich i możnych, dzieci i dorosłych. Każdy przebył tę pielgrzymkę wiary w swoim czasie, a jednak wszyscy znaleźli się tam w tym samej chwili, gdy nadeszła pełnia czasu.
Wreszcie chłopiec ujrzał to, co tak długo pragnął zobaczyć. Zbliżył się do żłóbka i pochylił się nad Dzieciątkiem, które niespokojnie wymachiwało przez sen rączkami, jakby usiłowało się czegoś chwycić, jakby wiedziało, że ktoś na niego patrzy. Chłopiec wyciągnął ku Niemu rękę i pozwolił, by ta maleńka istota chwyciła się właśnie jego. Ale tak naprawdę pozwolił na znacznie więcej – pozwolił, by Dzieciątko chwyciło jego serce, i aby je dla siebie zatrzymało.
Potem przyłączyli się do chórów anielskich, wyśpiewujących chwałę Bogu na wysokościach i wśród tego śpiewu wypełniającego wszechświat i wieczność wrócili do swojego miejsca i czasu – tego samego, z którego wyszli, choć dla chłopca nie był już on takim samym.