De profundis clamavi at te, Domine
obalać te sprzeczne dogmaty, forsować racjonalny obraz świata, śmiać się z żałosnych zabobonów - powiedzcie mi tylko jedno - gdy już wszystko obalicie i wyszydzicie - dlaczego zawsze jestescie tacy smutni? -
Tym razem głos zabiera milczący dotąd Feliks Geta:
- Bo mamy odwagę myśleć samodzielnie. I widzimy świat takim, jakim jest naprawdę .-
- A jakiż to świat widzicie, kapitanie? -
- Niewesoły, panie Schwarzdorf. Niewesoły.-
Przerywa im schodzący z rusztowania technomag.
- Hej, panowie dyskutanci! Portal otwiera się za cztery pacierze, więc jeśli chcecie za tego światła gdziekolwiek się wyprawiać, to czas ubrać się i zająć stanowiska!-
***
- W tym czymś mam spędzić dwa dni? - zdegustowany ksiądz ogląda zbroję przestrzenną. - Nie jestem golemem! Przecież jak się nie zagotuję, to na pewno uduszę! - podnosi do oczu czarny, błyszczący hełm ze złotawą przyłbica.
Ma trochę racji- przyznaje w myślach kapitan, zapinając szczelnie płyty napierśnika. - artańskie pancerze to archaiczny złom.
- Trzeba było wziąć własną, hehe. - szczerzy zęby młody dekurion. - imperialne chociaż nie dekompresują się przy byle uderzeniu... No, i butlę mają poręczniejszą. - przypina do biodra dwa owalne, aluminiowe zbiorniki, mniejsze i lżejsze od kwadratowych, stalowych pojemników przytroczonych na stałe do grzbietów artańskich zbroic. - starczy na tyle samo, a wygodniej się chodzi. -
- To znaczy na ile? - dopytuje się zdenerwowany ksiądz, odpowiada mu Geta:
- Dwa wizgi, zakładając średnio intensywny wysiłek. -
- Trochę krótko. -
- Eksplorację wewnątrz obiektu będziemy prowadzić uwiązani na tchawicy, dopiero w razie potrzeby skorzystamy z zasobów autonomicznych. Wychodzenia do Wysokiego Mroku nie przewidujemy. -
- Czyli będą na pewno. - złośliwie stwierdza szturmowiec. - I wyślą na nie, rzecz jasna, jedynego doświadczonego Wędrowca w załodze. Hej, panie Neuwald! Przecież Artan Alexander ma swoich Strażników Mroku, dlaczego lecą z nami ksiądz i defensor, którzy boja się nawet założyć zbroi? -
- Niczego się nie boję. - kapłan w końcu, przy pomocy defensora, wcisnął się w czarny pancerz. Najpierw kaftan pod zbroję - miękki w dotyku, z wszytą magiczną grzałką - w Mroku potrafi być tak zimno, że nie wytrzyma tego nawet najbardziej zahartowany człowiek. Potem wsuwa na nogi ciężkie, stalowe trzewiki, wyłożone grubą błoną nagolenniki, nakolanniki, hartowany fartuch z przytroczonymi zapasowymi kryształami mocy i sygnalizatorem błyskowym, napierśnik z herbem Alexandra i naplecznik, kolczaste, podbite ludzką skórą naramienniki, nałokcice, zarękawice, same rękawice w końcu - lepsze niż model, na którym ćwiczył, nie obciążające palców i dające pewną swobodę manewru. W końcu ozdobny, skrzydlaty hełm - świat przybrał złotą barwę od szklanej przyłbicy, dopiero po chwili Neuwald się przyzwyczaił.
- Wchodzimy. - nadaje komendę kapitan. Teraz nie można już mówić, tylko błyskać Morsem.
Wnętrze wehikułu zdaje się bardzo ciasne w porównaniu z jego zewnętrznymi rozmiarami. No cóż, większośc masy zajmują żagle, teraz zwinięte pod wierzchnimi blachami. Kapitan sadowi się w środkowym sarkofagu, po jego prawej kładzie się Neuwald, po lewej Schwarzdorf, dekurion w poprzek kabiny, w miejscu pilota.
- Gotowość? -
- Melduję. Posłusznie. Pełna. Gotowość. - po wejściu na pokład zniknął gdzieś ten bezczelny, nonszalancki młodzieniaszek, który dopiero co pouczał Feliksa o prawidłowej trasie z Imperium do Hafenburga. Leon Oktawiusz Salwator przemienił się teraz w profesjonalistę, pilota Żaglowca Mroku, człowieka, który nie skończywszy nawet dwóch świateł, dorobił się drugiej rangi maga szturmowego, co jego kolegom zajmowało pół życia. - Na. Tym. Etapie. Nasza. Interwencja. Niepotrzebna. Panie. Kapitanie. To. Oni. Wyrzucają. Machinę. W. Portal. -
- Pytam. O. Was. Mogę. Zamykać? -
- Tak. -
Geta przekręca niklowany zawór, raz, drugi. Złoty właz z głuchym brzękiem wskaku