De profundis clamavi at te, Domine
bezsens.
I czemu to światło tak daje po oczach?! Nie można nawet umrzeć spokojnie.
Patrz na swoją drogę. Od chatki ubogiego obywatela na przedmieściach stolicy, gdzie ostatnią różdżkę zastawił jeszcze dziadek, by mieć co do garnka włożyć, aż po pustkę Mroku, sto mil wyżej, sto lat później. Od niczego do niczego.
Ironia losu.
Losu?
A jeżeli nie?
"Proszę przyjąć na chwilę, że to ja mam rację."
Że niby ten stary pierdziel to zaplanował? Zaiste, nieludzka złośliwość.
To możliwe?
Wszystko jest możliwe.
Dziesięć świateł temu nawet nie wiedzieliśmy, czym jest Mrok.
Skąd ta pewność, że nie ma nic więcej?
Są rzeczy na niebie i ziemi, o których nie śniło się waszym filozofom. Kto to powiedział? Nieważne.
Murwa. Zaraz się przekonam, jak jest naprawdę.
A tam, ateistami na pewno się nie zajmuje.
To czemu tu jestem?
Cały czas to planował?
Po co?
Niech cie cholera, czego ty ode mnie chcesz?!
Co, morda na kłódkę? I dobrze, że nic nie mówisz, bo cie nie ma.
Jakbyś coś powiedział, dopiero miałbym problem.
Wyszło by, że się pomyliłem, a nie lubię się mylić.
Powietrza na kilka minut.
Murwa, piękny widok. Wstaje nowy dzień.
Zawsze nad jakimś kawałkiem Ziemi wstaje nowy dzień.
Jeśli Boga nie ma...
Gdyby Boga nie było...
To kto by to obmyślił?
Jest za piękne.
Złośliwyś. Całe życie udawałeś, że Cię nie ma.
A może to ja miałem kawałek szmaty na oczach?
Przepraszam.
Już niedługo...
***
De profundis clamavi ad te, Domine;
Domine, exaudi vocem meam.
Fiant aures tuae intendentes
in vocem deprecationis meae.
Si iniquitates observaveris, Domine,
Domine, quis sustinebit?
Quia apud te propitiatio est;
et propter legem tuam sustinui te, Domine.
Sustinuit anima mea in verbo ejus:
speravit anima mea in Domino.
A custodia matutina usque ad noctem,
speret Israel in Domino.
Quia apud Dominum misericordia,
et copiosa apud eum redemptio.
Et ipse redimet Israel
ex omnibus iniquitatibus ejus.