De profundis clamavi at te, Domine
Trzyma niby różdżkę, ale czarną, krótszą od tych, które dotąd widywał kapłan.
- Na wszystkie otchłanie Hadesu, zemstę Furii i gniew Jowisza! Wiedziałem, psiachyl, że nie bez powodu rzuciłeś pan to "do zobaczenia!". Nie mógł pan od razu powiedzieć?! - krzyczy od progu nieznajomy przybysz, wprawiając Neuwalda w coraz większe zdumienie. Defensor chyba jednak wie, o co chodzi, bo odrzeka spokojnie furiatowi:
- Misję objęto klauzulą tajności, choć oczywiście mogłem się domyślać prawdopodobnego celu pobytu imperialnego czarnoksiężnika w Hafenburgu, to nie było sensu się dekonspirować.-
- Artańscy, suka ich rwań zachlebiona. Formaliści, urzędasy i szpiedzy.-
- Proszę księdza, to jest Feliks Geta, kapitan wyprawy. Panie Geta, oto Thomas Neuwald, kapelan i pierwszy oficer. - dokonuje przedstawienia defensor. - Panie kapitanie, powinien być jeszcze jeden Imperialny? Pilot? -
- Nie wiem, przyjechałem sam. -
- Nie mamy cza...- zaczyna Schwarzdorf, gdy przerywa mu głos z, wydawałoby się, pustego wnętrza żaglowca.
- I nic dziwnego, skoro zasuwałeś waść prawie setkę mil na północ od Wrót Świata, zamiast, jak trzeba, wsiąść na wodolot w Urbi Mare. - w otworze wejściowym pojawia się najpierw nieforemny łeb jakiegoś monstrum, potem wynurza się cała istota, niby humanoidalna, ale biała, błyszcząca, z jednym, za to ogromnym, szklistym, czarnym okiem z przodu. Dopiero gdy bierze w ręce głowę i zdejmuje ją z korpusu, Thomas orientuje się, że to zbroja przestrzenna.
- Dekurion Leon Oktawiusz Salwator, mag szturmowy drugiego stopnia. - ostrzyżony identycznie jak kapitan, białowłosy mężczyzna nie liczy sobie chyba nawet dwóch świateł, co czyni go młodszym od Neuwalda. - Będę robił, proszę waszmościów, za pilota. -
- No proszę, prawdziwy szturmowiec Imperium. - komentuje Schwarzdorf. - Ciekawe, dlaczego to ja ma nadstawiać karku w pierwszej linii, podczas gdy z tyłu będzie marnować swe umiejętności wyszkolony mag bojowy? -
- Cóż, zapewne Komisja wie lepiej, kto się nadaje do skomplikowanych zadań, a kto tylko jako mięso armatnie. - odparowuje tamten bez namysłu, defensor zaciska zęby i milczy. Ośmielony pilot zwraca się do księdza:
- To jak, panie kapelanie? Zobaczymy z bliska Pana Boga? -
- Że jak? -
- No, przecież mieszka w Ogrodzie Edenu, spoglądając na swe dzieci, notując złe i dobre uczynki, kto będzie zapisany w Bazie Danych Życia, ten dostąpi zbawienia, a kto nie, ten spłonie w czeluściach Inferna - przemawia drwiąco młody, ze sztucznym patosem. - Zawsze mnie ciekawiło, gdzie dokładnie na Edenie przebywa Wszechwiedzący? Unosi się w chmurach nitrogenium? Wiruje w kółko w którejś z Trzech Wielkich Plam? A może krąży razem z pierścieniem skał i lodu? -
- To tylko alegoria...- ksiądz patrzy błagalnie na kapitana, ale ten udaje, że nie słyszy impertynencji swojego rodaka.
- Z wami, teistami, tak zawsze - co my zrobimy lepsze teleskopy, to u was coraz więcej alegorii. Ciekaw jestem, jak mi waszmość wytłumaczy coś takiego - Bóg jest ojcem Jezusa, nieprawdaż? -
- Tyle was chyba nauczyli o mitach i zabobonach wroga. - odgryza się kapłan.
- Czyli tak. I to on zapłodnił Maryję, że zaszła w ciążę? -
- To potężny skrót myślowy, ale...-
- Ale tak. W takim razie - czy Bóg ma spermę? -
Neuwald tylko westchnął.
- Jeśli Bóg zechce, może mieć spermę, nogi, rogi, kopyta, smocze skrzydła i Cesarską Orkiestrę Symfoniczną za uchem. Może również stworzyć kamień, którego nie będzie w stanie podnieść, a potem go podniesie; potrafi sam się zabić, a potem stworzyć na nowo, mimo, iż wtedy nie istnieje. Jak wszystko, to wszystko. To nie musi być logiczne, bo przecież to On stworzył logikę i ustalił jej prawa. Jeszcze jakieś pytania? -
Szturmowiec milknie, chwilowo spacyfikowany, jednocześnie księdzu przychodzi w sukurs Schwarzdorf, cięty jeszcze za nazwanie go mięsem armatnim.
- Wszystko pięknie i logicznie, panie Salwator - wy, apostaci, możecie jeden po drugim