Bukiet dla Margot

Autor: renhoelder
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Na dworze sędzia zmarkotniał nieco. Oczy zaszły mu mgłą nostalgii.

- To niezwykle miłe z pani strony… Słyszano jednakowoż o pewnej zarazie mającej upodobanie w różach. Doprawdy, na niczym od dawna bardziej mi nie zależy niż na moich szkarłatnych skarbach.

Adela wyraziła chęć przyjrzenia się z bliska skarbom. Bazyla natomiast zainteresowała urocza fontanna stylizowana na prehistoryczny monolit. Zaiste, oryginalna idea.

- Powiada pan, że od dawna? Od jak dawna, o ile mogę spytać? Ja sama zastanawiam się objąć opieką  coś naprawdę pięknego…

- Jak ładnie to pani ujęła! Sam już nie pamiętam,  mając wrażenie, jakby były ze mną od zawsze.

Skręcili w wąską alejkę prowadzącą do szklarni. Sędzia nachylił się nad krzewem pelargonii. Ucieszył się, że jego ulubiona laska zagubiona przed kilkoma dniami okazała się czekać na niego pośród kwiatów.

- Bez niej ani rusz!

Z triumfalnym uśmiechem Rory Middlemouse zamierzył się na Adelę. Ta spróbowała odchylić się nieco, jednocześnie zaplątawszy się w swoje wszystkie halki. Gdy upadała, poczuła, że ląduje w czyichś silnych ramionach. Sędzia z nieprzytomnym wyrazem twarzy upadł na brzuch.

- Co za szczęście, że sprowadziłem ogrodnika. – powiedział Bazyl, wyłaniając się zza cielska sędziego. Adela, wspomagana przez mężczyznę o poczciwym wyglądzie wstała i otrzepała się.

- Widać i ty się do czegoś przydajesz. – syknęła, przechodząc obok Bazyla.

Wszyscy troje udali się do szklarni, gdzie ogrodnik, pan Myrtle, fachowo przekopał ziemię wokół róż. Szybko owinęli krążek w kawałek grubego sukna.

- Sędziemu nic nie będzie. Skoro mówicie państwo, że jego stan powodowało to… coś – pan Myrtle skrzywił się – to teraz powinien już zachowywać się normalnie.

- Przepraszamy pana za kłopot. Chciałabym, aby mógł pan sobie sprawić jakiś przyzwoity środek, który pomógłby panu o stresie… zapomnieć.

Adela, uśmiechając się szeroko, szturchnęła Bazyla.

- Ależ… ja nie mogę. – ogrodnik wytrzeszczył oczy miętosząc banknot.

- Dobranoc panu!

 

 

*          *          *

 

Pamiętam Edmunda. Pamiętam, jak kiedyś razem śmialiśmy się i piliśmy wino. W czasach, gdy Henryk był dla mnie dobry. Snuł wizje pięknej przyszłości. Obiecywał, że nasz dom będzie zawsze jasny i otwarty dla dobrych ludzi. Edmund często do nas przychodził i razem marzyliśmy do późnych godzin nocnych. Wtedy mogliśmy na nim polegać. Jest teraz dla mnie jedyną nadzieją. Teraz, gdy wyrzucili mnie jak zużytą, już więcej niepotrzebną, nie mogę z niczym zwlekać. Henryk miał jeszcze brata, ale nic mi o nim nie wiadomo, oprócz tego, że jest jakimś poślednim urzędniczyną. Teraz bardziej potrzebuję lekarza, niż biurokratów. Muszę się dostać do Edmunda… Dzięki Bogu, mieszkał niedaleko nas.

 

            Była godzina jedenasta w nocy, gdy obdarta kobieta z szaleństwem w oczach dotarła do równie biednie wyglądających drzwi mieszkania w dzielnicy doków. Dotąd przemykała jak cień, nie chcąc sprowokować ulicznych rzezimieszków, albo, co gorsza, stróżów prawa. Uderzała wytrwale w zbutwiałe deski, aż zza uchylonych drzwi wychynęła pociągła twarz z podkrążonymi oczyma.

- Na litość boską, Jenny! Wejdź natychmiast!

Siedzieli w wygodnych, pamiętających lepsze czasy fotelach, Edmund owinął Jenny grubym, wełnianym kocem. Uraczywszy się dwoma kubkami mleka, Jenny podjęła opowieść. Wiedziała, że nie może sobie pozwolić na stratę czasu.

- Gdy Pan Sylwester napisał do mnie, że zamieszkam w pałacu razem z Henrykiem, ucieszyłam się. Wiem, że dobrze mnie rozumiesz.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
renhoelder
Użytkownik - renhoelder

O sobie samym: MAMUSIU TYLE RAZY CI MOWILEM, NIE WCHODZ NA MOJE KONTO I MI NIE OCENIAJ DLA JAJ Z MOJEGO, BO WSTYD! ZALOZ SOBIE WLASNE
Ostatnio widziany: 2011-05-11 02:20:25