Bukiet dla Margot

Autor: renhoelder
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

- Jenny mieszkała gdzieś w dzielnicy doków. Stamtąd do pałacu zawieziono ją powozem. Niestety, w podróży straciła poczucie czasu… pewno ją czymś poczęstowano.

Bazyl myślał gorączkowo.

- Skoro nie ma żadnych pałaców w mieście, nigdy raczej nie było, a takie ogrody spotyka się raczej na południu… w zasadzie nie mamy wyboru.

- Właściwie, jakie mamy szanse, że zastaniemy Sylwestra na miejscu?

Tym pytaniem Adela zmroziła wszystkich.

- Oczywiście trzeba tam się udać, ale należy liczyć się z porażką. Upłynęło już stanowczo za dużo czasu. Jak mogłam być taka głupia?

Pan Tott nie wytrzymał.

- Niechże pani tak nie mówi! Pani jest bardzo mądra, tylko warunki wyjątkowo nam nie sprzyjają.

Pan Tott i Adela wsiedli do powozu, prosząc uprzednio o wsparcie policję, gdyby po godzinie im się nie udało. Dwa powozy wyruszyły więc w znacznych odstępach. Bazyl trochę protestował, ale był niesamowicie blady i ledwo trzymał się na nogach. Rzeczywistość zaczęła do niego stopniowo docierać. Pozostał w przytulnym gabinecie pod opieką lekarza. Udało mu się nawet nieco zdrzemnąć. Gdy się obudził, dzień miał się ku końcowi. Bazyl uparł się, by doktor sam udał się na spoczynek, on już czuje się lepiej. Pół godziny po wyjściu doktora, Bazyl posłyszał ciche pukanie do drzwi. Chwiejnym krokiem udał się do hallu. Na schodach stała Margot, jego matka. Miała paskudną ranę ciągnącą się wzdłuż torsu, zupełnie, jakby ktoś próbował rozpłatać ją na pół. U jej stóp spoczywał bez życia Henryk. Margot była tak słaba, że cudem tylko się nie przewracała. Bazyl zamarł.

- Oni… nigdy nie znajdą… pałacu. Widziałam Śmierć. Przechadzała się po nabrzeżu. Przejście zostało otwarte.

Bazyl stał bez ruchu, gdy matka osuwała się na ziemię.

 

*          *          *

 

            Wiatr zwiastował rychłe nadejście jesiennych chłodów, pierwsze pożółkłe liście odrywały się od gałęzi. Ostatnie dzwony milkły stopniowo. Adela nie przestawała trzymać ukochanego za rękę, za nic mając plotki. Gdy kapłan dał sygnał do opuszczenia trumny, oboje podeszli i rzucili po róży za każdą ofiarę zbiorowego szaleństwa ostatnich dni.

- Miała rację, pałacu nie było.

Adela oparła głowę na ramieniu Bazyla.

-Nie czułem już nic, gdy ją zobaczyłem. Jedyne, co zaprzątało moje myśli, to ty. Tak się bałem, że nie wrócisz. Jesteś dla mnie absolutnie wszystkim.

- Wyjedźmy stąd.

- Tak. Spróbujmy zapomnieć.

Wicher rozszalał się na dobre. Nadszedł właściwy moment. Bazyl otworzył urnę Henryka.

- Zawsze chciał wznieść się ponad zwyczajne życie.

- Wiesz co? Nigdy nie uda nam się zapomnieć.

 

*          *          *

 

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
renhoelder
Użytkownik - renhoelder

O sobie samym: MAMUSIU TYLE RAZY CI MOWILEM, NIE WCHODZ NA MOJE KONTO I MI NIE OCENIAJ DLA JAJ Z MOJEGO, BO WSTYD! ZALOZ SOBIE WLASNE
Ostatnio widziany: 2011-05-11 02:20:25