Budka z pocałunkami cz2
Autor: AkFa
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0
dkiem. Chciał się uwolnić a nie podniecać tą bezsensowną sytuacją. Connor jednak miał inny pomysł. Z całych sił przyparł mniejszego mężczyznę do ściany, miażdżąc go swoim muskularnym ciałem. Dech utkwił w gardle Cory’ego. Zapach i siła tego człowieka odbierała mu zmysły. Jak miał się bronić, jeśli wszystko czego pragnął w tym momencie, to było trzeć o niego swoim budzącym się członkiem.
To nie był dobry moment. To właściwie był zajebiście zły moment, aby się podniecić. Sama dobra wola jednak nie wystarczyła, aby zwalczyć pożądanie. Pochylając się do przodu Cory pociągnął nosem, wciągając choć trochę oszałamiającego zapachu. Stali tak blisko, że widział jeszcze lekkie zaczerwienienia na jego skórze po goleniu. Małe zmarszczki wokół oczu, tylko potęgowały wrażenie dojrzałości i powagi mężczyzny. Jego usta nawet zaciśnięte w cienką linię, kusiły Cory'ego. To była siła wyższa, czyniąca go bezwolną marionetką swojego własnego pragnienia. Buzujący gniewem Connor wyczuł to i znów pchnął go na ścianę z lekka budząc ze zmysłowego letargu. Uderzenie po raz kolejny pozbawiło go oddechu, ale jęk Cory’ego nie zrobił na agresorze wrażenia. Za to bez skrupułów udem przycisnął nabrzmiałe kroczę uwięzionego.
– Nie chcesz mnie, tak? – Mężczyzna zapytał ironicznie, nagle pochylając się nad uchem Cory’ego i gorącym oddechem muskając mu policzek. Wystarczyłoby pięć centymetrów i ich usta spotkałyby się. Oszołomiony asystent jak rozpaczliwiec uchwycił się swojej złości. Na prowokujące słowa Connora i na jego bezczelne pogrywanie sobie z nim. Drwina zawarta w słowach pomogła mu w tym w nieznacznym stopniu.
Cory przełknął pierwszą cisnącą mu się na usta odpowiedź, walcząc by stłumić potrzebę potarcia ustami o bok twarzy, więżącego go mężczyzny.
– Chciałbym żebyś zniknął raz na zawsze! – wyszeptał bezsilnie, jednocześnie wtulając się w kark zaskoczonego tym gestem Connora. Z satysfakcją usłyszał jak zgrzyta zębami. – Chciałbym nigdy cię nie spotkać. Żebyś nie istniał… – dodał z całą nienawiścią jaka go dławiła.
– O tak? – Connor chwycił w garść rozczochrane blond włosy Cory'ego i dość bezlitośnie szarpnął jego głową do tyłu odsuwając go tym od siebie o kilka centymetrów. Nie zwolnił jednak swojego uścisku i piersią nadal przyciskał go, i unieruchamiał. Z zimnym błyskiem w oku spojrzał na niego. Okrutny uśmiech wypłynął mu na wąskie usta. Cory zadrżał w środku, gwałtownie przełykając. Chciał wyć, chciał uciec… nie zrobił nic. – Nawet sobie nie wyobrażasz jak łatwo teraz mogę tobą manipulować. Bez wysiłku wykorzystać dla własnych celów twoje uczucia i na jak wiele sposobów cię zranić… – syknął, pochylając się nad Corym jeszcze bardziej, prowokując go i szczując. Jego gorący oddech, ponownie zmienił kolana Cory'ego w galaretkę. Tłumiąc niemęski jęk, blondyn spojrzał w oczy dręczącemu go mężczyźnie z całą determinacją jaką udało mu się wymustrować.
– Obiecujesz mi czy ostrzegasz? – zapytał półgłosem. Prowokowanie Connora było i niebezpieczne, i podniecające jednocześnie. Mógł być zakochany jak idiota, nie zamierzał jednak dać sobą pomiatać jak śmieciem. – Zdecyduj się…
Wkurzony St. Charles znów potrząsnął swoją ofiarą, zastanawiając się co zrobić. Wściekły i rozkojarzony, nie chciał wyrządzić prawdziwej krzywdy Cory’emu.
Chciał tylko…
Tylko… Co?
Czego właściwie chciał? Co tu robił? Wystraszyć go? Odstraszyć, aby trzymał się raz na zawsze z daleka i nie mieszał mu w głowie?
Zamiast skopać mu tyłek i wyjść, jak początkowo zamierzał, wdał się w przepychanki i to nie tylko słowne. Dał się sprowokować, znów i chciał się zrewanżować, jeszcze bardziej niż poprzednio.