Budka z pocałunkami cz2
wnie chwycił w dłonie szczupłe biodra i sam wcisnął swój wzwód w twardy brzuch swojego partnera, aby poszukać ulgi i przyjemności. Nigdy nie dawał więcej niż sam mógł wziąć.
Tym razem to on jęknął, tracąc dech. Pierś rozpierało niesamowite uczucie. Jego pachwina zaczynała pulsować z niezaspokojonego pożądania. Długi dreszcz wstrząsnął mu ciałem.
A przecież nie tego chciał! Nie po to tutaj przyszedł.
Myślenie z językiem w gardle okazało się po prostu niemożliwe. Echo wcześniejszej wściekłości, dodawało tylko ognia namiętności Connora i zmieszało się w jego tętniącej krwią głowie, w jedno uczucie. Znów trzepnął Corym o ścianę, jakby za karę, jakby chcąc otrzeźwić ich obu. Nie podziałało. Tylko zatoczyli się obaj, wpadając na siebie. Cory mocniej uchwycił się go, przytulając całym ciałem.
Rozgorączkowany, zmieszany i zagubiony szef PR ujmując w obie dłonie szczupłą, przystojną twarz, skupił się na zdominowaniu swojego partnera.
Młody musiał pojąć kto tutaj rządził, kto miał prawdziwą kontrolę. Zmiażdżył więc delikatne, obrzmiałe już usta w kolejnym zachłannym pocałunku i brał co chciał. A chciał, aby Cory się poddał. To, że nie wiedział po co, nie miało najmniejszego znaczenia. Właściwie nic nie miało znaczenia.
Szybkie, sprawne dłonie rozpinające mu spodnie i zsuwające je do połowy uda zmieniły jego mózg w watę w ułamku sekundy. Zanim zdołał zareagować, zaskoczony i podniecony po za wszelkie granice, Cory zdołał wyszarpnąć mu koszulę ze spodni i podciągnąć do góry odsłaniając płaski, twardy brzuch. Trzy sekundy później jego czarne bokserki podzieliły los spodni. Z jękiem oderwali się od siebie, próbując złapać dech w odmawiające współpracy płuca. Głodne oczy Cory'ego praktycznie pochłaniały go, budząc w Connorze dziwne uczucia i skojarzenia. Blondyn zafascynowany i zarumieniony, dysząc z podniecenia, przesunął opuszkami palców w lekkiej pieszczocie po ścieżce włosów wiodących od pępka po nasadę pikującego w sufit twardego członka. Oczy lśniły mu jak w gorączce, a mocno rozszerzone źrenice praktycznie pochłonęły jasnoniebieską tęczówkę, kiedy mierzył i ważył wrażliwy organ. Bez wahania czy pytania o zgodę zacisnął palce na obolałym, przekrwionym penisie Connora, przynosząc mu ulgę i przyjemność przyprawiającą o zawrót głowy. Gorąca, lekko szorstka pięść pasowała do niego idealnie. Kilka wystających centymetrów, znalazło się pod wprawnym atakiem kciuka Cory'ego, który zdawał się być zauroczony ociekającą szczeliną na końcu. Masował, pocierał i gładził całą powierzchnię, zmieniając go w odbiornik rozkoszy w czystej postaci.
Connor już nie był w stanie zaprotestować, nawet gdyby chciał. Jednym długim, pociągłym ruchem dłoni, Cory zmienił jego nastawienie i poglądy, burząc przekonania o miejscach, gdzie mieszkała przyjemność. Jak automat wypchnął biodra wciskając swoją spragnioną erekcję w powłóczysty, ale silny uścisk. Jeszcze dobrze nie zaczęli, a już śliskie krople spływały w torturującą go dłoń.
– Zabiję cię – wymamrotał, odrywając na chwilę usta od Cory'ego. Nawet nie wiedział, kiedy znów przywarł do nich jak spragniony głupiec.
– Na jakiś nowy, bardziej skuteczny sposób? – odparł zasapany mężczyzna wbijając w niego zamglony wzrok.
Blade, nieobecne spojrzenie partnera tylko bardziej zburzyło mu krew. Czerwone opuchnięte wargi wyglądały jeszcze bardziej kusząco. Cory jęknął zawiedziony i wychylił się, aby wznowić pocałunek, sunąc ustami mu po policzku, szczęce i szyi, liżąc i ssąc wrażliwą skórę.
Connor na serio nie potrafił znaleźć choćby jednego dobrego powodu, aby mu odmówić.
Objął mniejsze ciało i praktycznie zachłysnął się, kiedy nagle i niespodziewanie nagi członek
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora