Budka z pocałunkami cz2
wiedliwiania swojego postępowania. Może sobie myśleć co chce.
– Mogę sprawić, że nie będziesz miał życia w pracy. Obrzydzę ci je tak bardzo, że nie pokarzesz się tam. Bez wysiłku mogę zmienić twoje życie w koszmar. – Connor zły z powodu braku oczekiwanej reakcji Cory'ego, wycedził przez zęby zaciskając pięści. Szybkim kopnięciem odsunął lekki stoliczek do kawy, który przesunął się kawałek po dywanie i zazgrzytał wpadając na parkiet. Teraz już nic nie stało mu na przeszkodzie i pięćdziesiąt różnych możliwości przeleciało przez głowę Cory'ego. Z czego połowa była niecenzuralna i karalna w wielu miejscach na świecie. Ból, łzy i upokorzenie znajdowały się jednak w pierwszej trójce.
Mężczyzna zbladł, ale z uporem wpatrywał się w Connora szeroko otwartymi oczyma, mimo że serce podjechało mu do gardła. Był przerażony i rozgoryczony, co tylko wkurzało go niemiłosiernie, zmieniając mu mózg w galaretkę niezdolną do funkcjonowania. Connor miał zdecydowanie zbyt wielki impet na jego życie.
– Już to zrobiłeś! – zawołał, wybierając wściekłość z palety emocji nim targających. Nie miał już sił przejmować się tym, co Connor może zrobić albo sobie o nim pomyśleć. – Twoja egzystencja jest dla mnie męczarnią, każdego pieprzonego dnia! Moja własna głupota zabija mnie na raty! Patrzeć na siebie nie mogę. Myślisz, że będzie gorzej? Że zmieni to cokolwiek?
Connor jednym susem znalazł się przy nim i łapiąc za przód koszuli zaczął potrząsać, aż zęby Cory'ego zadzwoniły.
– A więc to prawda ty… ty żałośny idioto! – zawołał z ogniem w oczach patrząc w oczy zaskoczonego, zszokowanego Cory'ego, niezdolnego nawet zareagować. – Lecisz na mnie maniaku! Nie chciałem wierzyć tej suce Margo, ale to prawda. Ty głupi fjucie zakochałeś się we mnie! Co z tobą jest nie tak?
Cory zbyt zdumiony, aby się bronić, pozwalał większemu mężczyźnie potrząsać sobą. Brak reakcji chyba jednak tylko rozwścieczył go jeszcze bardziej, bo Connor pchnął go na ścianę za nim i kilkakrotnie uderzył o nią jego plecami. Całe powietrze z płuc Cory'ego uleciało z sykiem. Bardziej jednak z impetu niż z faktycznego bólu. Dłonie mu się spociły i praktycznie jęknął z zapartym tchem, widząc furię atakującego. Pięści jednak nie poszły w ruch i była nadzieja, że Connor nie całkiem jeszcze stracił panowanie nad sobą, mimo że dyszał w twarz Cory'ego wściekły.
– Co ty sobie kurwa myślałeś? Jak jakiś szczeniak przyszedłeś do budki w romantycznym rojeniu, wiedziony bezsensowną nadzieją. To trzeba mieć coś z głową! Wyobrażałeś sobie Happy End?
– Wiem! – Cory wrzasnął w końcu łapiąc dech. Co ich wszystkich obchodzi, co sobie myślał? Gówno im do tego! – Myślisz, że nie wiem, że kochanie ciebie to szczyt głupoty? Że nie gardzę sam sobą? Ze wszystkich drani na świecie, padło na ciebie – odepchnął Connora mocno, korzystając z zaskoczenia mężczyzny. Obaj potknęli się. Szybko jednak znów znalazł się przyciśnięty do ściany. Nie miał sił uwolnić się z żelaznego uścisku, ale nie przestawał się szamotać. Miał już dość wszystkiego, zamierzał skorzystać z okazji i wygarnąć Connorowi co myśli. – Moje życie zmieniło się w dramat, od chwili w której mój wzrok spoczął na tobie! Nie chcę tego i nie chcę ciebie, i nic do cholery nie mogę z tym zrobić! – wydarł się w twarz unieruchamiającego go mężczyzny. Connor parsknął bezlitośnie.
– Masz więc pecha!
– Wiem! – Cory po raz kolejny pchnął z całej siły, zaciskając pięści i rozważając czy nie przywalić trzymającemu go typowi, nie oszukiwał się jednak, że ma szansę, aby wygrać faktyczną walką. – Zostaw mnie! Jeśli nigdy bym cię nie zobaczył, to i tak było by za wcześnie!
Bliskość ich ciał pogrywała sobie z jego rozumem i rozsą
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora