Budka z pocałunkami cz2
Cory'ego zetknął się z jego. Prąd wstrząsnął jego kroczem odbierając mu dech i powodując, że plamki zatańczyły mu pod powiekami.
Cory był bardzo, ale to bardzo sprytny. Jednym sprawnym ruchem wyłowił swój idealny, zaczerwieniony i twardy członek ze spodenek, zanim Connor zdołał się zorientować i zareagować. I tak nie wiedział jaka to by miała być reakcja, kiedy zaledwie mógł oddychać. Wnętrze ud drżało mu i ledwie był wstanie utrzymać się na nogach.
Z głuchym westchnieniem odchylił głowę do tyłu, próbując zwalczyć ogarniającą go słabość. Jego wnętrze zmieniło się w płynną magmę. Nie mniej jednak, jego spojrzenie samo powędrowało w dół. Nawet go nie zaskoczyło, że męskość Cory'ego była idealna. Choć nie tak gruba jak Connora, była prawie tej samej długości chyląc się z gracją ku gładkiemu, płaskiemu brzuchowi właściciela. Pięknie zaróżowiona smukła główka, była nieco bledsza od jego własnego praktycznie już bordowego organu. Dwa wrażliwe koniuszki ocierały się o siebie posyłając skry w głąb jego ciała.
Cory zdawał się znać wszystkie tajemnice i pragnienia męskiego ciała, zawsze był tam gdzie go Connor najbardziej potrzebował. Zawsze wiedział gdzie dotknąć, potrzeć. Pieścił ich z wprawą zadziwiającą starszego mężczyznę. Nie był jednak w stanie się nad tym zastanawiać.
W górę i w dół… idealnie. Bez wytchnienia.
Rozpalony z zaczerwienioną twarzą Cory mamrotał i sapał kciukiem wciskając przezroczyste krople spowrotem do środka. I wyglądało na to, że zdeterminowany był doprowadzić Connora do szaleństwa.
Mógł się oprzeć, na serio mógł, ale czemu miał to zrobić, kiedy ich oba członki ściśnięte w małej pięści zmieniały całą jego perspektywę? Przyjemności jaką dawało mu zwyczajne tarcie nie dało się opisać. Chciał łkać, chciał posiąść Cory'ego i chciał go jednocześnie zabić za to.
Nie zrobił jednak żadnej z tych rzeczy. Ujął w dłonie dwa małe, sprężyste pośladki i przycisnął pieszczącego go w coraz szybszym tempie, mężczyznę do siebie. Jak idealnie synchronizowani wpadli w wir. Cory sprawnie pieścił ich razem, wspierając jednocześnie głowę na szerokim barku Connora. Drugą dłonią praktycznie wczepił mu się we włosy na karku. Opadł z sił, bo odczuwana przyjemność i pożądanie spalało go od środka.
Connor pochylił się lekko i wessał w gorące usta mały, miękki płatek. Rozkosznie smakował i doskonale pasował do jego ust. Jedna z jego dłoni sama powędrowała na gładkie nagie plecy, gdzie sprężyste mięśnie tańczyły pod miękką skórą. Zafascynowała go różnica. Urzekła siła.
– Pożałujesz tego… – wymamrotał nie przestając wpychać swojej płonącej erekcji w zaciśniętą perfekcyjnie garść, domagając się więcej pieszczoty. Cory roześmiał się smutno, zasapany, zadyszany walcząc z urywanym oddechem, na chwilę nawet nie przerywając pieszczot.
– Już żałuję. Każdą cząstką swojego ciała – wycedził i jakby za karę wgryzł się w twarde ramię swojego wroga. Przez marynarkę, przez koszulę, uświadamiając sobie nagle perwersyjność całej sytuacji. Nawet się nie rozebrali. Stali napaleni oddając się pieszczotom wsparci o ścianę salonu. Sama myśl o tym sprawiła, że jego orgazm nadciągał w zastraszającym tempie i nie wiedział jak się powstrzymać. Zacisnął więc po prostu dłoń mocniej i niwelując niewielką różnicę w długości ich członków, kciukiem zaczął wykonywać szybkie kółka. Trafił chyba w czuły punkt Connora, bo mężczyzna drgnął i zesztywniał, aby nie poddać się uginającym mu się kolanom.
– Och, Boże… – zajęczał Connor, prężąc się. Z miażdżącym uściskiem, zwalczał falę rozkoszy, promieniującą z jego jąder do wnętrza ciała. Jak bezwstydnik drżał i wyginał się. Zawstydzony swoją słabością, wycharczał. – To nic nie zmienia i
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora