Toksyczna przyjaźń.
Obrzeża miasta późnym wieczorem.
Łąka otoczona z każdej strony gęstym lasem.
Grupka mężczyzn stała w kole przyglądając się klęczącemu chłopakowi. Jego oddech był płytki. Zakrwawioną dłonią ściskał ramię. Jeden z gapiów trzymał wymierzony w niego pistolet, głośno dyszał. Doskonale wiedział, co robi. Z jednej strony bał się, ale z drugiej rozkoszował na myśl o zadanym przez siebie bólu. Chłopak uniósł głowę, jego oprawca wpatrywał się w niego, sam niewzruszony spojrzał w oczy roztrzęsionemu mężczyźnie, który nie mógł już się doczekać by zadać ostateczny cios. Huk wystrzału rozniósł się echem po całym lesie.
***
Dwa miesiące wcześniej.
-Chcę wam przedstawić nowego kolegę, który będzie z wami chodził do klasy- powiedział nauczyciel starając się przekrzyczeć rozmowy uczniów. Do sali wszedł chłopak średniego wzrostu, kruczoczarne włosy i blada cera rzucały się w oczy.
-Nie zemdlejesz?- Syknął ktoś.
-James Walton, usiądź gdzieś.
Chłopak posłusznie znalazł sobie wolną ławkę. Z klasy dobiegły złośliwe uwagi na temat wyglądu nowego. James milczał. Po kilku lekcjach podniecenie obecnością Waltona opadło.
-Chodźmy się przedstawić- zaproponowała blondynka na przerwie, przyjaciółka nieufnie spoglądała na chłopaka.-Ja pójdę
-To idź.
Dziewczyna podeszła do nowego wyciągając rękę.
-Nazywam się Alison, witamy w naszej dziurze.
-James.- Delikatnie uścisnął jej dłoń.-Widziałem gorsze.
-W sumie New jersey nie jest takie złe – uśmiechnęła się.- Skąd jesteś?
-Z Brooklynu.
Alison spoważniała.
-Jak tam jest?
-W niektórych miejscach lepiej nie parkować…