Aletheia
Najlepiej w ogóle się nad tym nie zastanawiać, tylko działać. Nathielos nie potrafił, albo może nie chciał się zatrzymać. Do domu wszedł tylko na chwilę, żeby zmienić zabłocone ubranie i zjeść śniadanie. Nie czekał na rodziców, zostawił tylko kartkę z krótką wiadomością i udał się do wioski. Dawniej Ari posiadało prawa miejskie, ale odkąd w kraju zapanował spokój, zlikwidowano znajdującą się tu bazę wojskową i miasto straciło na znaczeniu. Gdyby nie kopalnia i huta, prawdopodobnie w ogóle by wymarło.
W centrum wioski, w dawnym budynku ratusza mieściła się szkoła i biuro urzędnika, które pełniło jednocześnie funkcje biblioteki. Nathielos nigdy dotąd z niej nie korzystał, gdyż w domu posiadał wystarczająco bogaty księgozbiór – jedyna rzecz, którą zawdzięczał ojcu.
Chłopiec bał się, że jest jeszcze za wcześnie i biblioteka będzie zamknięta. Na szczęście okazało się, że urzędnik jest człowiekiem niezwykle gorliwym i do swojej pracy przychodzi przed czasem. Nathielos zastał go za biurkiem, gdzie uzupełniał jakieś dokumenty.
- Dzień dobry, czy są w naszej bibliotece dzieła historyczne?
- Historyczne? Po cóż ktoś miałby zajmować się tak nieprzydatnym przedmiotem?
- Ale jakieś książki traktujące o historii chyba istnieją?
- Oczywiście, ale te nieliczne, które uznane zostały za pożyteczne, znajdują się w archiwach stołecznych, a dostęp do nich mają tylko naukowcy, którzy dostali odpowiednie zezwolenie. Ich pierwszorzędnym zadaniem jest służba społeczeństwu, nie powinni marnować czasu na rzeczy nieprzydatne.
- Niby tak... A może mamy tu jakieś zbiory legend albo mitologii?
- Szukasz czegoś konkretnego?
- Sam nie wiem. Słyszał pan kiedyś o Alethei?
Urzędnik przyjrzał się chłopcu badawczo. W końcu zapytał:
- Jak ci na imię?
- Nathielos.
- Syn Prausa?
- Zgadza się.
- Nathielosie, Aletheię trudno nazwać nawet mitem. Jest ona raczej urojeniem sięgającym najdalszych czasów, w dodatku do tego stopnia absurdalnym, że nikt nie zdecydował się o nim napisać. Kto był na tyle głupi, żeby opowiadać ci takie brednie?
- Nikt, ja tylko znalazłem jakieś ruiny w lesie, był tam kamień z inskrypcją...
- Wiesz, że opuszczanie terenu wioski jest ze względów bezpieczeństwa zabronione. Masz szczęście, że nie wpakowałeś się w jakąś starą pułapkę. Tutejsze okolice są równie niebezpieczne, jak ta twoja Aletheia. Pogoń za urojeniami kończy się zawsze tragicznie. Wystarczy, że jedna osoba nie zajmuje się tym, czym powinna, a cała społeczność zaczyna cierpieć niedostatek. Najczęściej kończy się to obłędem i wojną o pożywienie.
- Kiedy właśnie Aletheia mogłaby zapobiec klęsce głodu!
- Ziemia jest nieurodzajna, a klimat surowy. Tak było zawsze i tak pozostanie. Dlatego nasi naukowcy rozwijają technikę produkcji żywności, modyfikując i selekcjonując gatunki jadalne.
- Wiem, czytałem o tym. Maksymalizacja plonów przez zmniejszanie wymagań. I jeszcze odpowiednie pożywki syntetyczne. Ale czy naprawdę nie da się tego osiągnąć w naturalnym środowisku? Widziałem w lesie wiele starych i powalonych drzew. Niektóre z nich…
- Nieudany eksperyment. To, co, jak się domyślam, uważasz za pozostałości po czasach urodzaju, jest w rzeczywistości skutkiem eksperymentu sprzed kilkudziesięciu lat. Drzewa wyrosły szybko i dosyć okazale, ale uschły zanim wydały owoce. Jakby skończył się im zapas życia, który miały w sobie.