Aletheia
On sam też pił, ale z innego powodu. Jako wykształcony kierownik działu jakości był zwolniony ze szkoleń. Zakładano, że studia w państwowych instytutach zrobiły swoje. Tymczasem był w pełni świadomy tego, co się wokół niego dzieje i to właśnie ta świadomość napełniała go bólem, o którym chciał zapomnieć.
- Witaj stary druhu, kopę lat! Wejdź proszę – powiedział urzędnik wskazując drogę do prywatnych pomieszczeń. - Napijesz się czegoś?
- Jeżeli masz coś godnego spotkania po latach, to bardzo chętnie – odrzekł z nieco wymuszonym uśmiechem.
- To mi się podoba. Usiądź, zaraz coś przyniosę.
Urzędnik podszedł do barku i wyjął z niego dwa kieliszki półlitrową butelkę drogiego alkoholu.
- Nektar Akademicki? Wśród studentów krążą o nim legendy.
- Widzę, że nadal pamiętasz czasy studenckie. Powiedz, dlaczego zrezygnowałeś?
- Stwierdziłem, że to nie dla mnie. Nauka nie dawała mi takiej satysfakcji, jakiej oczekiwałem, dlatego postanowiłem wrócić. Praca w hucie nie jest może tak ciekawa, ale przynajmniej czuję, że w sposób znaczący przyczyniam się do rozwoju państwa...
- Daruj sobie te pochlebstwa, obaj wiemy, że twój stosunek do władzy jest raczej chłodny. Niewiele interesowały cię dyskusje, jakie toczyliśmy z gronem profesorskim. Niektórzy twierdzili, że wolałeś zrezygnować z własnych ambicji, byle tylko nie oddać intelektu na usługi państwa.
- Sugerujesz mi udział w konspiracji?
- A istnieje jakaś? Wszyscy wrogowie dobrobytu już dawno zostali wyeliminowani. Poza tym znam cię nie od dziś. Żeby porzucić plany naukowe musiałbyś mieć jakiś ważny, realny powód. Nie należysz przecież do osób, które gonią za mitami.
- Owszem, nie należę.
- Skoro już o mitach mowa, nie zdarzyło ci się przypadkiem, bo przecież nie celowo, nie śmiałbym tego nawet sugerować, jesteś taki rozsądny… Ale czy może tak całkiem przypadkiem nie opowiadałeś jakiś mitów swojemu synowi?
- Masz na myśli coś konkretnego?
- Aletheię na przykład...
- Daj spokój, sam mówiłeś, że jestem rozsądny. Po co miałbym mieszać w głowie własnemu synowi i to w dodatku czymś, o czym sam wiem tylko tyle, że jest niebezpieczne?
- Tak, tak, oczywiście, ale może przypadkiem, po pijaku albo przez sen wymknęło ci się jedno słówko czy dwa? Nie, masz racje, to głupie. Tak czy inaczej syn odziedziczył po tobie intelekt i ciekawość świata. Nie można pozwolić, by taki talent się zmarnował. Powiadomiłem już odpowiednie władze, jutro wieczorem będzie tędy przejeżdżać zaufany człowiek, który zawiezie twojego syna bezpiecznie do Diacei. Chłopiec będzie mógł zaspokoić swoje ambicje i przysłużyć się do rozwoju państwa.
- Tak z pewnością... Masz jeszcze trochę tego wspaniałego trunku? Taką okazję trzeba należycie uczcić...
- Zawsze wiedziałem, że rozsądny z ciebie człowiek.
Tak, był rozsądny i w jego głowie właśnie powstawał plan. Ryzykowny, ale stawką było życie jego syna. Tego, że jest ono zagrożone był całkowicie pewien. Jedyna wątpliwość, jaka targała jego sercem, dotyczyła tego, czy Nathielos będzie chciał go posłuchać, przynajmniej ten jeden raz. Tymczasem na zewnątrz niebo pokryło się gęstymi, burzowymi chmurami.
- Nath! Obudź się!
- Tato? To ty? Która godzina?
- Nieważne, musisz uciekać!
- Dlaczego, co się stało?
- Urzędnik posłał wiadomość o tobie do miasta. Jutro wieczorem mają cię zabrać do instytutu naukowego.