Aletheia
Wkrótce las zaczął rzednąć. Nathielos zwiększył tempo marszu, popychany nową nadzieją, gdy nagle jego stopy trafiły na pustkę. Próbował chwycić się jeszcze jakiejś gałęzi, ale na próżno. Zaczął się staczać po stromym, kamienistym zboczu. Uderzając głową o kolejną skałę poczuł jeszcze, jak ostra krawędź rozcina mu czoło i stracił przytomność.
Tonął w ciemnościach. Mrok niczym morskie fale napierał na niego ze wszystkich stron. Płuca domagały się powietrza, umysł pragnął światła, choćby nikłego. Wszystko było lepsze, niż doprowadzająca do szaleństwa ciemność.
Nagle dostrzegł ją - iskierkę światła. Niewielką, ale płonącą niczym gwiazda poranna. Usłyszał też głos, wzywający go po imieniu. Wtedy zaczął odzyskiwać świadomość. Przez chwilę sądził, że naprawdę tonie. Dopiero po chwili zorientował się, że ktoś obmywa jego poranioną twarz chłodną wodą. A potem poczuł, jak ten ktoś namaszcza ranę na jego czole. Palący ból zaczął ustępować, a przestrzeń wypełniła cudowna, żywiczna woń balsamu, która zdawała się przenikać także do duszy.
Nathielos poczuł, że jego umysł ponownie odpływa, tym razem jednak osunął się w kojący sen. Gdy się zbudził, ujrzał siedzącego obok starca. Głęboko zamyślony, spowity promieniami wschodzącego słońca wydawał się snem.
- Gdzie ja jestem? - zapytał niemal szeptem, zaraz jednak przypomniał sobie, że starzec nie może mówić. W odpowiedzi pustelnik ujął go za rękę i wyprowadził go na zewnątrz. Budynek, z którego wyszli, okazał się częścią rozpadających się zabudowań. Otaczały one znajdującą się pośrodku jakby altanę z kamiennych łuków, do której się zbliżali. W ziemi pomiędzy filarami znajdowała się niezbyt głęboka sadzawka pozbawiona wody. W kamieniach, które ją otaczały wyryta była inskrypcja w nieznanym Nathielosowi języku. Tylko jedno słowo zwróciło jego uwagę – Aletheia.
- To było kiedyś sanktuarium, prawda?
Starzec skinął głową i poprowadził chłopca dalej, poza ruiny. Początkowo wydawało mu się, że widzi jedynie porośnięte roślinnością rumowisko, ale kamienie rozmieszczono zbyt regularnie, by uznać to za dzieło przypadku. Po dokładniejszych oględzinach okazało się, że wyryto na nich jakieś imiona i rok – na wszystkich ten sam. Nathielos oglądał cmentarz.
Wiele pytań cisnęło się chłopcu na usta, ale żadnego nie wypowiedział. Spojrzał ze współczuciem na starca i skłonił przed nim głowę na znak, że rozumie. Cokolwiek stało się w tym miejscu, pustelnik był jedynym, który ocalał i to właśnie on zbudował ten cmentarz. Pogrzebał wszystkich tych ludzi, cały swój świat, i wyrył ich imiona na kamieniach, aby nawet po jego śmierci pamiętano o zbrodni. Bo to musiała być zbrodnia. Data wskazywała, że pustelnik musiał być wtedy zaledwie chłopcem.
Co takiego było w tym źródle, że ci ludzie gotowi byli oddać życie w jego obronie? I kto mógł dopuścić się tak wielkiej zbrodni? Zwój wspominał, że Aletheia nie wszystkim się podobała, ale na tym stwierdzeniu się kończył. Co wydarzyło się później? Kto i w jaki sposób doprowadził do zatarcia śladów przeszłości? Komu zależało na pozbawieniu ludzi nadziei? Nathielos chciał koniecznie odnaleźć źródło Alethei, a do tego poznanie i zrozumienie historii wydawało mu się w tej chwili niezbędne. Od czegoś musiał zacząć.
Rozdział drugi
Ucieczka
Nathielos poprosił pustelnika, by go odprowadził do rzeki. Tam podziękował starcowi za uratowanie życia i za pokazanie sanktuarium Alethei. Chociaż, co do tego ostatniego nie był pewien, czy faktycznie czuje wdzięczność. Oprócz ekscytacji, chłopiec czuł rosnący niepokój. Cała ta sytuacja go przerastała. Nie chodziło tu wyłącznie o to, że wszystko stało się tak szybko. Widziane w lesie nagrobki rzucały cień na duszę chłopca. Z jednej strony budziły grozę, kazały bowiem przypuszczać, że szukanie Alethei może okazać się niebezpieczne. Z drugiej jednak strony przeczuwał, że kryje się za tym coś więcej. Nie poświęca się przecież życia z byle powodu.