3: W poszukiwaniu przeznaczenia.
- Jakąś? - Zapytałam zaskoczona. Devon zatrzymał się. Popatrzył w skupieniu na mnie.
- Tak. I jeśli dobrze słyszę, twoją magią włada ogień.
- Ogień? Przecież urodziłam się w krainie, w której żywiołem jest ziemia. - słowa mojego towarzysza zaskoczyły mnie. Ogień? Żywioł ognia w krainie żywiołu ziemi? Devon tylko się uśmiechnął.
- Myślisz, że jeśli urodzisz się w danej krainie, której patronuje dany żywioł, będziesz nim władać? - Zaśmiał się – To jesteś w błędzie! Każdy, kto ma choć odrobinę magii w sobie, ma inny żywioł. Twoim jest ogień. - Dodał.
Zaniemówiłam. Zazwyczaj uczono nas, że żywiołem każdego mieszkańca krainy tysiąca łez jest ziemia. Czy ja faktycznie byłam inna?
Rozbiliśmy obozowisko w jednej z jaskiń. Devon rozpalił ognisko i wyszedł na zewnątrz. Rzucił coś na odchodne, ze zaraz wróci. Musi tylko coś załatwić. Pokiwałam głową i zawinęłam się w swoją pelerynę. Odpłynęłam do krainy snów.
Mój sen jednak nie trwał długo. Poczułam, jak coś mokrego liże moje czoło i brwi, zjeżdża niżej do powiek i dalej do nosa. Słyszałam tylko dziwne pomruki. Otworzyłam jedno oko. Nade mną stał dziwny stwór, przypominający mrówkę. Tylko, ze w jego paszczy znajdowały się ostre jak brzytwa kły. Długi jęzor był pokryty jakimiś dziwnymi bąblami. Jego jedno oko świdrowało każdy kawałek mojego ciała. Zerknęłam w stronę rąk. Zamiast palców stwór miał olbrzymie szpony, natomiast jego muskularne dolne kończyny miały kopyta zamiast stóp.
Otworzyłam oczy. Jedno oko potwora przestało wirować. Zatrzymało się tuż na linii moich oczu. Warkot jaki dobiegł z gardzieli tego stworzenia był nie do zniesienia. Chciałam zerwać się do ucieczki, ale nie mogłam się ruszyć. Zaczęłam wrzeszczeć ile sił w płucach.
- Ratunku! Pomocy! - Wrzeszczałam. Dałam głowę, że pewnie postawiłam na nogi połowę mieszkańców zakazanego lasu i za chwilę ściągnę na siebie o wiele więcej stworzeń pokroju tego, które mnie zaatakowało.
Nagle poczułam silny powiew powietrza. Do jaskini wpadł Devon i potężnym kopniakiem powalił potwora. Stwór zakwiczał. Słyszałam już to kwiczenie. To ta sama bestia, która szła za mną od samego początku gdy tylko weszłam do zakazanego lasu.
- Znowu się tu przypałętałeś przeklęta bestio! - Warknął. Głos Devona zmienił barwę. Był bardziej metaliczny i gardłowy. Jego oczy, jak i znamię świeciło czerwoną barwą. Dopiero teraz dostrzegłam, że na plecach chłopaka pojawiły się smocze skrzydła.
Bestia rzuciła się Devona. Chłopak jednak był silniejszy i złapał potwora za kark. Ten szamocząc się sam wydal na siebie wyrok. Mój wybawca skręcił mu kark i rzucił w przepaść. Nie mogłam na to patrzeć. Przekręciłam głowę w drugą stronę. Opadające truchło zwierzęcia za bardzo przypominało mi opadające ciało mojej przyjaciółki.