2.
- Skąd taka myśl?
- Niebo jest czerwone. - Popatrzył na mnie a potem na niebo. Do stolika podeszła filigranowa kelnerka z rozpuszczonymi długimi włosami. Bawiła się jednym pasemkiem i obserwowała Maxa.
- Coś dla Państwa? - Zapytała. Traktowała mnie jak powietrze. Kopnęłam chłopaka pod stołem.
- Jeszcze nie. Zawołamy Panią, jak coś wybierzemy. - Powiedział z uśmiechem i podał mi kartę, która leżała obok mnie. Podobnie jak pierwszego dnia dotknęliśmy się palcami. Ale tym razem nie widziałam większej reakcji z jego strony. Może dlatego, że od razu skupiłam się na menu.
Minęło kilka minut i nie mogłam się zdecydować, co wybrać. W międzyczasie gdy przeglądałam kartę z sałatkami masowałam sobie obolały mięsień. Od ciągłego patrzenia w monitor zdrętwiała mi szyja.
- Wybrałaś coś? - Zapytał.
- Zastanawiam się nad dwoma rzeczami… - Powiedziałam nie odrywając wzroku od karty. - Ale chyba jednak wybiorę sałatkę…. - Max zawołał kelnerkę. Dziewczyna kompletnie mnie ignorowała. Dlatego musiałam pokazać Maxowi, o jaką sałatkę konkretnie mi chodzi. Gdy dziewczyna spisała zamówienie i odeszła od naszego stolika, popatrzyłam na niego.
- Co?
- Sporo masz wielbicielek tutaj w okolicy. - Powiedziałam. Podparłam głowę. Nie odrywałam od niego wzroku.
- Możliwe. - Uśmiechnął się i popatrzył na niebo. Na nieboskłonie pojawiały się już pierwsze gwiazdy.
- Możliwe? - Prychłam. - Dziewczyna ze Starbucksa, ta kelnerka… Nawet moja współlokatorka… - Zrobił wielkie oczy. - No co? Cały czas o tobie mówi….
- Serio? - Zachichotał. - A podobno ma faceta.
- Ma. Ale to nie znaczy, że nie może o tobie mówić. Głównie rano, gdy słyszy jak do mnie dzwonisz…. - Zacisnęłam usta.
- Mam przestać? - Zapytał i pochylił się w moim kierunku. Jego brązowe oczy doprowadzały mnie do szaleństwa… Naszą rozmowę przewała kelnerka, która ustawiła nasze zamówienie.
- Smacznego. - powiedziała i uśmiechnęła się do Maxa.
Po zjedzonym posiłku wyszliśmy i pokierowaliśmy się do biura. Max chował portfel do kieszeni spodni.
- Chłodno… - Powiedziałam pocierając ramiona.
- Tak to jest, jak nie zabiera się ze sobą kurtki. - Uśmiechnął się.