Trudno jednoznacznie stwierdzić, jakie są moje odczucia odnoście dzieła pani Marty Guzowskiej pt. „Raj”. Zaczęło się całkiem nieźle; autorka w dosyć niebanalny sposób wprowadziła czytelnika do całej tej historii, opisując, co wydarzyło się przed tym, zarówno kilka dni, jak i godzin, nim bohaterowie trafili do Raju.
Przy czym należy się tu drobne wyjaśnienie tym, którzy książki nie przeczytali, a być może mają zamiar, że Raj przedstawiony w książce, z tym znajdującym się w niebie, ma niewiele wspólnego.
To nazwa, podobno chwytliwa, centrum handlowego, które postanowiono otworzyć w sobotę, przed samym długim majowym weekendem. Jak to w Polsce bywa nie wszystko zostało do tego otwarcia przygotowane; a w zasadzie, żeby być do końca uczciwym, trzeba stwierdzić, że prawie nic w tej sprawie nie zrobiono. Trzech stróży na krzyż miało pilnować w nocy, po zamknięciu w sobotę, ogromnej powierzchni handlowej, mając do dyspozycji trzy lub cztery działające kamery monitoringu. Niedoróbek jest znacznie więcej, a centrum zostało otwarte tylko z jednego powodu: żeby w pierwszym dniu solidnie na nim dorobić. Naprawą i dopracowywaniem niedoróbek mieli się zająć sprowadzeni w długi weekend – naprawdę nie wiem skąd – specjaliści.
Do momentu umieszczenia akcji w centrum handlowym co prawda nie ma fajerwerków, ale akcja toczy się dosyć miarowo i można stracić poczucie czasu przy lekturze.
Niestety, im dalej, tym gorzej.
Nagromadzenie nieprawdopodobnych, lub wręcz absurdalnych zdarzeń, które mają miejsce na terenie centrum handlowego, przekracza moje zdolności pojmowania.
Głównymi bohaterami ej historii są: Teresa – psycholożka tylko z nazwy, Dorota – zwana Dorą, tak dobrze się domyślacie, od tej głupiej animowanej rybki - córeczka Teresy, zagubiona osóbka, mocno ulegająca negatywnym wpływom swoich kolegów, która w pewnym momencie podejmuje tragiczną w skutkach decyzję z chęci zaistnienia w życiu innych, Celina – zwana Ce – znudzona życiem lekkomyślna osóbka, której tematy zaczynają się i kończą na ciuchach, Rudy – włamywacz bez ikry i instynktu samozachowawczego, Jakub i Andriej – sprzedawcy narkotyków w centrach handlowych, Joshua - od niego wszystko się zaczęło, to on wymyślił nazwę i zdecydował, kiedy centrum ma zostać otwarte i wiele postaci drugoplanowych takich jak: ochroniarze, osoby decydujące o przyszłości takich inwestycji, jak centra handlowe, taksówkarz i inni.
Każdemu z głównych bohaterów jest poświęcony krótki rozdział, liczący zaledwie kilka stron, który zaczyna się od wypisanego na górze ich imienia.
Trudno powiedzieć coś miłego o samej akcji w centrum handlowym; kiedy przeczytałam, że jedna z bohaterek nasikała przestępcy na rękę, chcąc uniknąć w ten sposób przymusowego stosunku, uznałam, że to głupie, ale wtedy paliła mi się w głowie czerwona lampka już z innego powodu.
Wszyscy główni bohaterowie mieli powód, by pojawić się tego dnia w centrum handlowym: Dorota i Cecylia poszły tam na zakupy, bo często spędzały w takich miejscach całe dnia. Matka Teresy pognała, wiedziona matczynymi uczuciami, w ślad za swą córką. Rudy chciał dostać się do sklepu, by ukraść telefony, a Jakub i Andriej zamierzali handlować narkotykami. Ochroniarze, jak to ochroniarze, zamierzali sporo wypić i się zanadto nie napracować, tyle, że wszystko potoczyło się nie po ich myśli.
Dorota i Celina nagrały przypadkiem na swoich telefonach moment, w którym Jakub i Andriej handlowali narkotykami. Trudno się dziwić, że ci ostatni postanowili je dopaść i skasować niewygodne dla nich dowody.
Kuriozalne w tej całej historii było kilka rzeczy:
- że obu dziewczynom na widok Jakuba z miejsca miękły kolana – nie, nie ze strachu – lecz z wielkiej miłości, jakie obie do niego czuły i to przed sobą ukrywały,
- że przyłapany na kradzieży Rusy, stał natomiast w kącie, jak uczniak ze spuszczoną głową, bojąc się cokolwiek zrobić,
- że spec od reklamy zobaczył Teresę w środku nocy w centrum handlowym – bez wózka ze środkami czystości i fartuszka – i miejsca jej uwierzył, że jest sprzątaczką,
- że ochroniarze – choć było ich zaledwie trzech – nie mieli pojęcia, jak każdy z nich wygląda,
- że Dorota, chcąc zaistnieć, wciągnęła handlarzy narkotyków, a później własną matkę w chorą, uliczną grę.
Przykłady można by było mnożyć. Całą akcja opowieści jest naciągnięta niczym guma do żucia, przerysowana i w nawet najmniejszym stopniu nie realna. Nie dziwi również zakończenie. Kto raz wpadł w koleżeńskie sidła, temu trudno drugi raz się z nich uwolnić.
Autorce nie pomogło ani przyspieszenie akcji, które objawiało się w rozdziałach o długości jednej strony, ani spiętrzenie coraz to gorszych bzdur.
Pomysł był ciekawy, ale został orkiestrowo zmarnowany.
Nie polecam nikomu tej pozycji. Czytało się szybko. To jedyna dobra rzecz, którą mogę o niej powiedzieć.
Wydawnictwo: Marginesy
Data wydania: 2019-04-03
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 492
Język oryginału: polski
Tłumaczenie: brak
Dodał/a opinię:
Czy tajemnica może się kryć na... schodach? Oczywiście! Zwłaszcza że chodzi o schody w budynku tak niesamowitym jak Pałac Kultury i Nauki. Gdy niespodziewanie...
Kreta, wiosenne wykopaliska, chłód jak w zimie. Antropolog Mario Ybl bierze udział w pracach archeologicznych, które znów mienią jego...