Stefan Darda jest jednym z moich ulubionych współczesnych pisarzy. Potrafi nieźle przestraszyć, wzruszyć i zmusić do refleksji.
Akcja jego najnowszej powieści toczy się w małej bieszczadzkiej wiosce, w której od lat dzieją się dziwne rzeczy. Otóż zmarłym odcina się głowę i przebija piersi metalowym ostrzem. Dlaczego? Bo tak każe zwyczaj, bo tak mówi legenda…
Wieńczysław Pskit (cudownie nazywa się bohater, nieprawdaż? :D) wraca po latach do miejsca, w którym spędził dzieciństwo. Powracają wspomnienia, powracają demony sprzed lat. I choć sporo się tu dzieje, to brakowało mi atmosfery strachu, grozy. Nie przestraszyły mnie nocne wizyty Pskita na cmentarzu, spotkania z istotami nie z tego świata. Główny bohater jest dość irytujący i niewiarygodny. Sama historia natomiast świetna, doskonale napisana. Zabrakło grozy. Szkoda, bo po Wyrębach i Wygonie miałam apetyt na wielki strach…
Polecam, ale nie liczcie na horror, to raczej kryminał z małym dreszczykiem 😉
Wydawnictwo: Videograf
Data wydania: 2020-06-09
Kategoria: Horror
ISBN:
Liczba stron: 416
Dodał/a opinię:
Monika Kruszyńska
Minęło kilka miesięcy od dnia, w którym Hubert Kosmala po raz ostatni odwiedził Wyręby, jednak wydarzenia, które miały tam miejsce na początku 1996 roku...
Rok 2015, centralna Polska. Trzynastoletnia Wiktoria wraz z dwiema młodszymi siostrami wraca ze szkoły. Dwieście metrów od domu spotyka znajomych...