Pełna recenzja znajduje się na: http://toreador-nottoread.blogspot.com/2017/06/ta-ksiazka-mogaby-byc-dobra-podpaka-do.html
Wymienię wszystkie powody, dla których nowa powieść Meyer zasługuje na bluzgi, poniżenie i dezaprobatę, a będzie ich tutaj dużo, oj dużo.
Chemik jest określany jako thriller z dużą ilością akcji. Wszystko zaczęło się bardzo dobrze. Gdy już przebrnęliśmy przez te kilkanaście stron poświęconych Alex, dobrnęliśmy do pierwszego wątku mającego zakreślić przyszłą akcję. Byliśmy na bardzo dobrej drodze do uzyskania powieści pełnej nagłych zwrotów akcji i trzymania czytelnika w oczekiwaniu na kolejne posunięcia bohaterów. Ale w tym momencie Meyer stanęła na skrzyżowaniu, gdzie drogowskaz w lewo prowadził do zawirowań i dreszczy emocji, a w prawo do romansu rodem z Mody na sukces. Zgadnijcie, którą drogę obrała autorka i dlaczego postawiła na rozwinięcie wątku miłosnego. Kierunek niby był ten sam, ale zwrot kompletnie przeciwny.
Już od tej pierwszej sceny, w której zaczyna się akcja, wiemy, między kim a kim rozegra się główny wątek miłosny. I jego obecność była tak samo pewna jak rozpad One Direction. Tylko, że gdzie podziała się cała zabawa w gonienie króliczka, skoro króliczek jest już złapany kilkadziesiąt stron dalej? Niestety za sprawą sfinalizowania całego romansu tak wcześnie, bohaterowie biorący w nim udział zmieniają się o 180 stopni, na swoją niekorzyść. Alex na początku była całkiem fajną babką, ale gdy się zakochała, dostała jakiegoś małpiego rozumu. Do tego cała ta akcja miłosna była wyciągnięta z kapelusza. Bo niby wiemy, że oni i tak będą razem, ale gdy już dostajemy na to potwierdzenie, jest ono tak sztucznie słodko pokazane, że już nawet lizaki odpustowe mają w sobie mniej chemii i cukru. I niestety od tego momentu aż do samego końca słodycz leje się jak woda w wodospadzie Niagara.
No ale jeszcze jest jedna rzecz. Przecież główni protagoniści muszą stawić czoła niecnym planom! I tutaj jest kolejny, równie wielki problem. Na przestrzeni całej powieści autorka wprowadza co najmniej trzy złe charaktery, które bezpośrednio nie biorą udziału w akcji, bo więcej się o nich mówi, niż rzeczywiście się z nimi działa. Tylko, że każdy z nich po kilku rozdziałach zostaje zapomniany i zignorowany, bo pojawił się ten nowy. Intryga z samego początku skłaniała nas do wniosku, że akcja pójdzie w tą i tą stronę, ale Meyer coś chyba się nie mogła zdecydować, kogo uczynić tym głównym villianem. Tak motała i mieszała, że ja już w końcu nie wiem, o którą tą intrygę się miało rozbijać. Zamiast stworzyć jednego porządnego Voldemorta z gwardią pomocników w postaci Śmierciorzerców, dostaliśmy trio Doktorów Dundersztyców, powiązanych ze sobą jak sznurki z bielizną. I żadna próba uargumentowania danej machlojki nie wypadła przekonująco.
Nie otrzymujecie mojego błogosławieństwa co do kupienia i przeczytania Chemika. Wręcz nakazuję wam, byście omijali tę książkę łukiem o największym promieniu, jaki jest możliwy. Ta powieść to zmarnowany potencjał, zbiór nieskończonej ilości złych decyzji na skończonej ilości 600 stron oraz ogromny zawód dla wszystkich fanów Stephenie Meyer.
Informacje dodatkowe o Chemik:
Wydawnictwo: Edipresse Książki
Data wydania: 2017-04-11
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
9788379457557
Liczba stron: 568
Tłumaczenie: Anna Klingofer
Dodał/a opinię:
Ewa Smaś
Sprawdzam ceny dla ciebie ...