Nie od dzisiaj wiadomo, że fantastyka jest rodzajem literatury, który porywa mnie zawsze bez końca. Nie musimy wspominać tu tylko o Harrym Potterze czy władcy Pierścieni, bo nie tylko tam były magiczne stworzenia, a książeczka, która mnie porwała pozwoliła trochę inaczej spojrzeć na różnorakie bestie 🙂
Może na początek zacznę od naszych bohaterów, których pokochałam całym swoim serduszkiem, chodź specjalne względy ma u mnie jednak nasz książę ciemności – królik (a może to zając? Nigdy nie umiałam tego rozróżnić) Kuushuna! Co jak co, ale ta właśnie postać ujęła mnie swoją przemianą i zachowaniem, które jednak udowadnia, że nikt nie rodzi się zły. Sama Ferry jest tak ludzka, taka urocza z masą wyrozumiałości dla każdego, że gdy akcja prowadziła nas do historii jej pochodzenia, wyłam jak bóbr! No i nie można zapomnieć też o nietoperku Toro, który rozkochuje w sobie każdego czytelnika!
Akcja owej książeczki, jest spójna i pięknie opowiedziana. Nasza dziewczynka (młoda dama w sumie) pomaga ludziom w małych metropoliach, które zostają napadane przez różne (tytułowe) mistyczne bestie. Spotyka zatem wiwernę, morderczego konia, syrenę, która wbrew pozorom pomaga, a także inne stworzenia. Zupełną kwintesencją owej historii jest dla mnie retrospekcja, w której dowiadujemy się skąd w ogóle są nasi bohaterowie. I to jest piękne. Ot tak, po prostu – piękne i porywające do tego stopnia, że oczy miałam niczym pięciozłotówki! A do tego śliczna kreska, która do tej historii jest perfekcyjna.
Nie ma co się kłamać, obwoluta jest genialna, historia fantastyczna, kreska śliczna – brać i czytać i nie ociągać się! Warte grzechu! ♥
Wydawnictwo: Waneko
Data wydania: 2019-08-27
Kategoria: Komiksy
ISBN:
Liczba stron: 0
Tłumaczenie: Joanna Szmytkowska
Dodał/a opinię:
Ovieca