W życiu 27-letniej Olgi Zawieruchy dzieje się aż nadto, lecz nie zawsze są to miłe wydarzenia. Dziewczyna zupełnie nie zna się na ludziach, dlatego wiele spraw w jej życiu toczy się na opak. Kochający Antek kocha nie tylko ją, uczynny Dominik okazuje się oszustem, „niestrawna” Zośka – całkiem miłą osobą, a sympatyczna Lidka – rywalką. Kiedy niemal w tym samym czasie Olga traci chłopaka, pracę i poczucie własnej wartości, podejmuje spontaniczną decyzję określającą dalszy jej los. Wyprawia się za ocean do siostry, która (tak jak i ona) ma swoje tajemnice. Ledwie Olga zdąży nabrać dystansu do życia i ludzi, a znów wokół niej zawiruje świat – do czego niewątpliwie sama się przyczyni. Warto się o tym przekonać. Warto sięgnąć po książkę Krystyny Bartłomiejczyk Zawierucha w wielkim mieście. W ubiegłym tygodniu prezentowaliśmy premierowy fragment powieści. Dziś czas na fragment kolejny:
Gustaw Cudejko siedział przy solidnym dębowym biurku, zatopiony w lekturze kolorowego czasopisma.
– Nie przeszkadzam? – Olga zastukała w futrynę.
Gucio podniósł niepewny wzrok i poprawił okulary zsunięte na czubek nosa.
– Ajaj, pani Olga…! – Ożywił się. – Służbowo czy na terapię przyszła, a?
– Ani służbowo, ani na terapię, panie Gustawie. Tak naprawdę przywiódł mnie tu czysty przypadek i…
– Ajaj, przypadek eto słowo pozbawione sensu. Przypadkiem nic nie dzieje sie, pani Olga, zawsze jakaś przyczyna jest i wyższa konieczność, ot co. Z jakiegoś powodu wyszła z domu, a przywiodła ją tu podświadoma potrzeba. A jakaż to, mogę znać?
Olga nie odpowiedziała. Zastanawiała się właśnie, czy gdy zbudzi się z wielkim smakiem na wielkiego ziemniaczanego placka, a mama wtoczy go do jej pokoju, będzie to przypadek czy konieczność? A jeśli tak, to czyja? Jej, bo koniecznie chciała zjeść placka i nieświadomie wymusiła go na mamie, czy mamy, która koniecznie chciała smażyć i nieświadomie wymusiła na niej ten apetyt?
– Pani Olga?
Olga zamrugała oczami.
– Przepraszam, zamyśliłam się. O co pan pytał?
– Zamyśliła sie, mówi… – Gustaw położył dłonie na pękatym brzuchu i zakręcił młynka palcami. – A często tak sie zamyśla? A w samotności też lubi przebywać? Nawiązuje przesadny kontakt wzrokowy ze ścianą, na ten przykład? Albo ma nadwrażliwość któregoś zmysłu?
– Panie Gustawie kochany. Nic z tych rzeczy, nie wmówi mi pan choroby pod żadną postacią. Niepotrzebna mi pomoc, bo na nic nie cierpię.
– Nie? Taż pani z szoferki wyskoczyła na środku pieriekriostka!
– A skąd pan to wie?!
– A kto tego nie wie, pani Olga. Wszyscy wiedzą.
– To był impuls… – Ugryzła się w język. Nie była pewna, czy w psychiatrii impulsy są zdrowym objawem, czy przeciwnie. – Tam był rudy… coś rudego i…
– Tak, tak… – przerwał łagodnie, po czym dyskretnie przysunął gruby notes leżący obok wysokiej szklanki. – Często pani przytrafia sie widzieć to rude „coś”?
– Tylko wtedy, gdy rude szczury z wąsami jak u kota wystawiają pysk z torby Wąsika i wlepiają we mnie ślipia – parsknęła rozbawiona.
– Uhm. A miauczał?
– Kto? Pan Wąsik?
– Zaraz pan Wąsik… Szczur, kot czy co tam było w etoj torbie…
Dreszcz niepokoju przeleciał Oldze po plecach, gdy uświadomiła sobie, że znalazła się w zasięgu ręki człowieka, który aż prosi się o psychiatrę… „No nie, przecież to on jest psychiatrą”, pomyślała.
– Lepiej już sobie pójdę. – Uśmiechnęła się grzecznie.
– Ale jeszcze nawet nie powiedziała, z czym przyszła. Bo chyba nie w celu towarzyskim, a?
Olga zmarszczyła brwi, lecz za nic w świecie nie mogła sobie tego przypomnieć. I wtedy przyszło jej do głowy, że może jednak mama ma rację… trochę racji… ociupinkę racji, że coś jest z nią nie tak. Więc może jednak nie od rzeczy byłoby poleżeć sobie na kozetce w ciszy i spokoju, przerobić pod dyktando Gucia wdechy i wydechy. Po głębszym zastanowieniu się uznała, że zaryzykuje. Legnie na Cudejkowy materac i zobaczy, co z tego wyniknie. Poinformowała o swojej decyzji Gucia, który niezmiernie się uradował.Jak się okazało, trochę przedwcześnie.
– Do bani – prychnęła Olga pięć minut później, łypnąwszy na Gucia spod oka. – Żadnego mrowienia, łaskotania…
– Ajajaj. Nie może pani Olga troszki zdyscyplinować sie? – Gustaw bardzo się postarał, żeby jego głos zabrzmiał miło i kojąco.
– Niby jak, skoro myśli rozłażą się każda w swoją stronę… Mama twierdzi, że od dziecka mam zaburzony proces myślowy, bo… W sumie chyba ma rację, bo jaki myślący człowiek kopie pod sobą dołki?
– A tata…? – spytał Gucio ostrożnie, z ledwie wyczuwalną radością w głosie.
– Ooo, tata to ma skrajnie odmienny pogląd na ten mój proces.
– Hm, intieriesno… Pani mnie o tym powie, a?
– A o czym tu mówić. On zawsze uważał, że w całym układzie słonecznym nie ma godnego mnie faceta, jak to ojcowie…. – Olga nagle umilkła. – No dobra. Możemy zacząć od początku?
Cudejko westchnął zawiedziony i w gabinecie zaległa cisza, przerywana od czasu do czasu monotonnym szemraniem Guciowego głosu. Olgę istotnie zaczął ogarniać osobliwy stan bytu-niebytu, zanim jednak ogarnął całkowicie, zaswędział ją nos. Niby nic takiego, ale zaswędział nieziemsko, co miało swe przełożenie na dalszy przebieg sesji. I jakby przypieczętowało jej los.