Florentyna i Konstanty Zabierzyńscy dopiero co poznali, czym jest wolność i jak to jest mieszkać w niepodległej ojczyźnie, a już nad ich głowami zbierają się czarne chmury zapowiadające kolejną wojnę.
W dodatku cztery dorastające córki przyprawiają rodziców o coraz większy ból głowy. Najstarsza Wiktoria idzie co prawda w ślady matki i wraz z mężem zamieszkuje w pobliskim majątku, lecz bliźniaczki, Maria i Zofia, postanawiają zawojować wielki świat. Zofia wyjeżdża z dużo starszym mężem na wschód Polski, skąd w czasie pogromu wołyńskiego w 1943 roku cudem uchodzi z życiem. Marysia dla odmiany poznaje smak zakazanej miłości, zakochując się w niemieckim gestapowcu. I gdy wydaje się, że już gorzej być nie może, najmłodsza, rozpieszczona Wanda jako swego oblubieńca przedstawia zapiekłego komunistę, który zaczyna niebezpiecznie drążyć rodzinną przeszłość.
Czy w tych okolicznościach rodzina jest w stanie się porozumieć, zaufać sobie i nadal się kochać? Jak poradzić sobie z powojennymi bliznami i odnaleźć się w nowej rzeczywistości? Czy konflikty zniweczą miłość i wzajemne oddanie? Czy Zabierzyścy przetrwają, meandrując w labiryncie najtrudniejszych emocji wywołanych wojenną zawieruchą?
Do lektury najnowszej książki Niny Majewskiej-Brown Zakładnicy wolności. Cztery siostry 1925-1945 zaprasza Wydawnictwo Bellona. Tymczasem już teraz zachęcamy do przeczytania premierowego fragmentu powieści:
Rok 1933
– Za moich czasów żyło się lepiej! – Seweryna, odstawiając ze stukiem porcelanową filiżankę na wyszczerbiony spodeczek, jak zwykle wtrąca się do dyskusji. – Człowiek żył spokojnie, miał co do miski włożyć...
– Tak, tak... – Teść składa gazetę i wzdycha ciężko, najwyraźniej zmęczony coraz częstszym narzekaniem żony. – Pod pruskim butem jakoś było lepiej niż teraz! – rzuca ironicznie. – Dobre sobie!
– A bo ty zaraz wszystko tak dosłownie bierzesz. – Teściowa chudą, wykręconą artretyzmem i nieładnie upstrzoną wątrobowymi plamami dłonią odruchowo sięga do hebanowego krzyża, który od lat mości się nad jej piersiami uwięziony na czarnej aksamitnej wstążce.
Przy każdej nadarzającej się okazji starsza pani z lubością podkreśla, że nosi go na pamiątkę powstania styczniowego, dodając przy okazji, że odziedziczyła go po swojej świętej pamięci matce, z którą po prawdzie miała bardzo kiepską relację, lecz którą w miarę upływu lat wspomina z coraz większą czułością.
Zresztą, odkąd pamiętam, ów przerażający krucyfiks był nieodłącznym elementem jej stroju, z tą tylko różnicą, że teraz, po latach, spoczywa na bardziej pomarszczonej i zwiotczałej skórze dekoltu.
– Zaraz tam pod butem, moja... – zacietrzewia się matka Konstantego, a mnie cierpnie skóra, że kolejny raz będę musiała wysłuchiwać kazania o czasach jej młodości.
– Rybeńko, daj spokój. – Hipolit za wszelką cenę usiłuje ostudzić zapędy małżonki. – Tak piękna pogoda, może wybierzemy się na przejażdżkę?
– Jak mam dać spokój?! – irytuje się coraz mocniej, podnosząc głos, a na jej szyi pojawiają się brzydkie czerwone plamy. – Jak wszędzie taka drożyzna, że nim się człowiek obejrzy, to już sakiewkę ma pustą? I zupełnie nie pojmuję, dlaczego ty, moja droga, nie pomyślałaś o tym, żeby kupić bawełnę na sukienki dla wszystkich dziewczynek? Wzięłabyś więcej, to pewnie spuściliby ci z ceny. Przeoczyłaś znakomitą okazję. Goldbaum mówił, że to towar spod lady, dla wyjątkowych klientów. Tańszy, a lepszy. – Spogląda na mnie z góry, najwyraźniej sycąc się myślą, że jest kimś lepszym, przynajmniej w oczach kupca bławatnego.
– Każdemu pewnie wciska taki kit. – Hipolit uśmiecha się pod wąsem i puszcza do mnie oko.
Jego również czas nie oszczędził, lecz w przeciwieństwie do żony, która w duchu już mości sobie poduszkę w trumnie, on postanowił czerpać z życia garściami, nadrabiając to, czego nie zdążył albo nie miał odwagi zrobić w młodości.
Archeologia i namiętne przekopywanie naszej ziemi poszło w zapomnienie, wyparte zafascynowaniem techniką, szczególnie motoryzacją. Starszy pan kupił specjalne brązowe, skórzane rękawiczki i pilotkę do kompletu, przypominającą tę noszoną przez lotników, biały jedwabny szal i z wdziękiem jeździ po mieście i okolicy swoim najnowszym nabytkiem – połyskliwym citroënem „Rosalie”, który ponoć, jak zapewniał producent, bije rekordy na torach wyścigowych. Co w moim odczuciu nie jest żadnym argumentem, bo teść przecież nigdy z nikim się nie ścigał i mam nadzieję ścigać się nie będzie. Dla mnie ważniejsza jest wygoda i pod tym względem auto się sprawdza.
Gdy teściowa biadoliła, że wydał na samochód fortunę, i przypominała mu o krachu na giełdzie w Stanach Zjednoczonych, wieszcząc nieszczęście, które zaraz pewnie również dotknie boleśnie nasz kraj, perorując, że taki wydatek w obliczu panoszącej się za oceanem biedy nie przystoi, tylko wzruszył ramionami, a jej komentarz bynajmniej nie skłonił go do żadnej refleksji. Po prostu jest przekonany, że w jego wieku nie sposób sobie czegokolwiek żałować. A ja uczciwie muszę powiedzieć, że w przeciwieństwie do teściowej, która nigdy pracą się nie skalała, on zbił majątek ciężką pracą.
Seweryna spogląda na mnie oskarżycielsko, dając jak zwykle do zrozumienia, że była lepszą matką i panią domu. Mam nadzieję, że moje milczenie zakończy temat, lecz ona świdruje mnie tymi małymi, bladoniebieskimi oczkami, zatopionymi w kraterach zmarszczek, dopominając się odpowiedzi.
– Czy ty słyszysz, co mówię? – niecierpliwi się.
– Tak, mamo, słyszę, ale nie mam siły na dyskusję. Wybacz.
– A widzisz! – Tryumfująco wystrzeliwuje w moją stronę długim, kościstym palcem wskazującym. – Przyłapałam cię! Musisz przyznać, że mam rację, a ty zwyczajnie przegapiłaś znakomitą okazję!
– Nie wydaje mi się. Poza tym tylko Wiktoria potrzebuje nowego ubrania, to znaczy sukienki – bąkam pod nosem, bo nie mam zamiaru wchodzić z nią w dalszą polemikę. – Ostatnio znowu urosła.
– W takim razie, nie wiem, czy w ogóle potrzebuje nowego stroju! – przyjmuje mentorski ton. – Za moich czasów, jak panna dorastała, to cieszyła się z tego, co jej po matce skapnęło. Gdyby twoją garderobę nieco odchudzić, to Klara z pewnością skróciłaby i zmniejszyła sukienki dla Wiktorii.
Klara mieszka z nami od wielu lat. To nasz kuchenny duch domu, który zajmuje małą służbówkę obok kuchni i potrafi z niczego wyczarować najpyszniejsze dania, w wolnych chwilach zaś zajmuje się szyciem, z czego chętnie korzystamy, płacąc jej dodatkowo za niewielkie przeróbki. Naszej kucharki zazdrości nam sama hrabina Babińska, a ja za żadne skarby, choć Klara bywa marudna i męcząca, nikomu bym jej nie oddała. Ze zdumieniem odkrywam, że jednym z moich klejnotów, obok męża, dzieci i brylantowych kolczyków, jest właśnie ona.
– Ależ ja nie mam zamiaru się niczego pozbywać! – protestuję tym gwałtowniej, że nie pamiętam, kiedy ostatnio coś nowego do mojej szafy trafiło.
Może kryzys końca lat dwudziestych nie dotknął nas tak bardzo jak innych, ale mimo że uchodzimy za zamożnych, musimy liczyć każdą złotówkę, którą przed wydaniem dokładnie oglądamy z każdej strony, zastanawiając się, czy zakup jest konieczny. Tamten niepokój, choć najgorsze mamy już za sobą, a teraz nawet potrafimy z tego żartować, położył się cieniem na naszej duszy. Strach przed bankructwem zagościł w nas na dobre i nie pozwala swobodnie dysponować funduszami, tak że do dziś analizujemy każdy większy wydatek.
Gdy widmo biedy zaglądało nam w oczy, siłą rzeczy ograniczyliśmy do minimum wszelkie potrzeby, a tym bardziej fanaberie, i przyzwyczailiśmy się do skromnego życia, ale przecież nie chodzi o to, by wszystkiego sobie odmawiać!
I choć bardzo cieszyliśmy się i nadal cieszymy z odzyskania niepodległości, to życie na nowych warunkach, w „nowym” państwie, nowej Polsce, od samego początku nastręczało problemów. Kryzys nas nie ominął i zepchnął wielu rodaków w ubóstwo i życie na skraju nędzy.
Potężna, niedająca się powstrzymać inflacja w 1923 roku ewoluowała w hiperinflację*, gdy ceny podstawowych produktów wzrosły co najmniej o połowę, tak że popularne produkty, jak choćby masło, cukier, sól i zapałki, dla wielu stały się dobrami luksusowymi. Na wsiach chłopi dzielili zapałkę na czworo albo biegali do sąsiada po palącą się szczapkę drewna. Na buty stać było nielicznych szczęśliwców, a w chałupach panował w zimowych miesiącach taki ziąb, że aby dzieci nie zamarzły, wkładało się je w worki z sieczką, niczym w puchowe kołdry, tak że wystawały im tylko głowy.
Książkę Zakładnicy wolności. Cztery siostry 1925-1945 kupić można w popularnych księgarniach: