Ida, córka leśniczego i studentka psychologii, nagle pojawia się w rodzinnym domu, nie zdradzając, co skłoniło ją do ucieczki z miasta. Koszmary nie dają jej spać, unika ludzi, a namiastkę spokoju odnajduje w ośrodku rehabilitacji dzikich zwierząt, gdzie zostaje wolontariuszką. Dopiero Bruno, przyjaciel dziewczyny, powoli odkrywa jej bolesny sekret.
Tymczasem Joanna Wilk, historyczka sztuki, po burzliwych wydarzeniach sprzed jesieni postanawia zacząć wszystko od nowa. Przeprowadza się na drugi koniec Polski, by budować tam spokojną przyszłość. Nie przypuszcza jednak, że los bywa przewrotny i na jej drodze znów stanie Tomek… Młody leśnik pomaga dzikim zwierzętom i wciąż ma nadzieję, że oswoi także swojego Wilka. Czy Joanna da mu kolejną szansę?
Pewnego dnia, wśród malowniczych lasów i jezior Pojezierza Brodnickiego, losy Idy i Joanny się splotą. Co przyniesie ta znajomość i czym się okaże dla każdej z dziewczyn?
Leśniczanka, kolejna książka Klaudii Duszyńskiej z cyklu Wędrówki po miłość, to opowieść o oswajaniu lęków i sile zaufania. A także o bezgranicznej przyjaźni, która przetrwa wszystko. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Lira. Dziś na naszych łamach przeczytacie premierowy fragment książki:
Rozdział I
Mroźne powietrze owiewało twarz Joanny, kłując jej policzki niczym mnóstwo drobnych szpilek. Kobieta owinęła się szczelniej płaszczem i postawiła krawędź szala, tak by sięgał jak najwyżej. Żałowała, że nie wzięła czapki, gdy wychodziła rano w pośpiechu. Ale jeszcze wczoraj promienie słońca zwiastowały przedwiośnie. Zapomniała już, jak bardzo luty potrafi być przebiegły. Szła szybko i wsłuchiwała się w stukot obcasów na pustej, brukowanej ulicy. Światła latarni odbijały się od pokrytego cienką warstwą lodu trotuaru. Kobieta musiała uważać, żeby się nie poślizgnąć. Od miesiąca mieszkała w Toruniu i powoli oswajała nową przestrzeń. Nie musiała już się skupiać, by nie przegapić właściwej uliczki spośród tych, które przecinały starówkę. Polubiła to miasto, zdawało jej się, że jest podobne do jej rodzinnego Krakowa, że obydwa mają wiele wspólnego. Trudno było jej tę sympatię zdefiniować, ale wiedziała, że i miasto darzy ją ciepłym uczuciem.
Od września tyle się wydarzyło… To były szalone miesiące, a los zrzucił na Joannę zdecydowanie więcej, niż mogłaby unieść. Tomek… Mężczyzna, którego kochała, wybrał inną. Później okazało się, że niemal zginął. I Joanna niemal umarła, myśląc, że straciła go bezpowrotnie… Wtedy dała mu kolejną szansę, ale znów się przekonała, że nic nie trwa wiecznie. Nie, nie mogła o tym myśleć. Jesień była czasem pełnym mroku. Czuła, że znajome demony powracają, ale jakby silniejsze, wyrośnięte i po porządnym treningu.
Gdy wpadła w depresję po śmierci ojca, po roku powoli stanęła na nogi, choć było to trudne. Kiedy prawie straciła miłość życia, a niedługo później ciążę, myślała, że już się nie podniesie. Jednak nie wiedziała, jak nieoceniona bywa przyjaźń. Barbara, właścicielka galerii sztuki, w której pracowała Joanna, i jej przyjaciółka po raz kolejny pokazała, że można na nią liczyć. Joanna wiele jej zawdzięczała już w przeszłości i kobieta znowu wcieliła się w anioła stróża. Znalazła dla Joanny świetnego terapeutę, wspierała w pracy, wreszcie, gdy uznała, że kobieta jest gotowa, oddelegowała ją do pracy w Toruniu. Obie uznały, że zmiana otoczenia na jakiś czas to dobry pomysł. Joanna rozkręcała tu kolejną galerię sztuki Barbary, filię krakowskiego Mydła i Powidła. Lada chwila miało się odbyć wielkie otwarcie. Dziewczyna cieszyła się na tę myśl. Czuła się spełniona w tym, co robi, i smutki, przynajmniej na razie, zeszły na dalszy plan. Jasne, samotne wieczory w obcym miejscu wciąż były trudne, ale cele i marzenia, które czekały za rogiem, okazały się bardziej kuszące niż tkwienie w mroku. I dopóki Joanna trzymała się tej myśli, wszystko szło dobrze.
Skręciła w ul. Żeglarską i szła w dół, w stronę Wisły. Barbara miała w jednej z kamienic mieszkanie, które z uwagi na okoliczności udostępniała teraz przyjaciółce. Joanna, ilekroć wchodziła do zadbanej klatki schodowej, miała w głowie fragment wiersza, który musiała usłyszeć gdzieś jeszcze w czasach studiów:
„Mieszkam na starówce w Toruniu
wpisanej na listę UNESCO
to prawie tak jakbym mieszkał w piramidach”
Waldemar Ślefarski, „Mieszkam na starówce w Toruniu"
Zimą było tu dość spokojnie, ale kobieta wyobrażała sobie gwar tętniącej życiem starówki w czasie lata. Była ciekawa, czy jeszcze będzie wtedy w Toruniu. Na razie jednak nie wybiegała w przyszłość, trzymała się tego, co tu i teraz.
Przekręciła klucz w zamku i weszła do mieszkania. Było duże, przestronne i jasne. Nie przypominało artystycznej kawalerki na poddaszu, którą Joanna zajmowała w Krakowie. Tu wszystko do siebie pasowało i wnętrze wyglądało raczej jak zaprojektowane przez architekta, mimo że kobieta wiedziała, że w każdym calu urządziła je Basia.
Joannie brakowało witającego ją w poprzednim lokum grubego czarnego kota Bazyla. Wyprowadzając się do Torunia, nie chciała robić zwierzakowi rewolucji w życiu, więc ten na powrót zamieszkał u jej mamy na krakowskim Kazimierzu.
Joanna zdjęła płaszcz i przeszła do kuchni. Usiadła przy dużej wyspie kuchennej i sięgnęła po notes z pawimi piórami na okładce. Od czasu koszmaru, którego była główną bohaterką, każdego dnia zapisywała dobre rzeczy, które ją spotkały. Skupiała się na tym, za co jest wdzięczna. Nazbierało się już całkiem sporo tego dobra. Ale wciąż jeszcze była ostrożna.
Zaparzyła owocową herbatę i usiadła w fotelu, podwijając nogi. Lubiła spędzać wieczory w półmroku i ciszy. Za oknem w świetle latarni skrzyły się spadające płatki śniegu. W tym roku zdawało się, że zima nie odpuści. I pomyśleć, że w ciągu ostatnich lat zimy bywały już całkiem bezśnieżne…
Nadal było trudno żyć normalnie. Poza pracą po prostu się wyłączała. Już nic nie musiała, więc wykorzystywała to do zapadania się we własne myśli. Nie były już tak czarne i gęste jak na początku jesieni, ale nadal kłuły jak uwierający w bucie kamyk.
Już się właściwie wszystko ułożyło.
O Tomku starała się nie myśleć. Po tym jak straciła dziecko, ich dziecko, nie mogła spojrzeć mu w oczy. Oddalała się od niego z każdym dniem bardziej i bardziej. Czuła, że on ją kocha, że mógłby zrobić dla niej wszystko, ale ona nie umiała tego przyjąć. Coraz szczelniej zamykała się w swoim kokonie i w końcu stało się jasne, że Tomek nie będzie w stanie dostać się do jego wnętrza.
Dla niej było tego za wiele. Toruń to najlepsze, co jej się w tej sytuacji przydarzyło. Wszystko się ułoży… Jakoś…
Zmęczona przymknęła oczy. Było jeszcze zbyt wcześnie, żeby położyć się spać, ale zimowy długi wieczór sprawiał, że ogarnęła ją senność. Usłyszała, że w torebce dzwoni jej telefon. Starała się to zignorować, ale głośna melodia była zbyt irytująca.
— Halo — odebrała bez entuzjazmu.
— No cześć! — wykrzyknął męski głos po drugiej stronie. — Jacek i ja idziemy na piwo, dołączysz?
— A muszę? — Joanna przygryzła wargę. — Jestem zmęczona.
— Ha, ha, jak zwykle, żadna nowość! — Michał zaśmiał się perliście. — Nie daj się prosić. W Niebie dziś jest jakiś event. Poetycka coś tam. No chodź. Zapukamy po ciebie za piętnaście minut.
— Dobrze, ale pójdę tylko na chwilę.
— Jak zwykle. — Michał znów się zaśmiał. Wskakuj w kieckę, zaraz będziemy.
Joanna już nie zdążyła odpowiedzieć, rozmówca rozłączył się bez ostrzeżenia. Westchnęła głośno. „Wskakuj w kieckę”, a cóż to? Mieli przecież tylko wyjść na piwo. Nie zamierzała się stroić, był czwartek, zima i noc. Mimo to weszła do sypialni i otworzyła wielką szafę zapełnioną rzeczami jedynie w jednej czwartej. To był komiczny widok, który zawsze wywoływał u niej uśmiech na twarzy. Wyjęła małą czarną z aksamitu. Na „poetycką coś tam” powinna być dobra. Do tego grube czarne rajstopy i botki…
Michał i Jacek czasem irytowali Joannę swoim entuzjazmem, szalonymi pomysłami i tym, że nie mogła się im oprzeć, ale szczerze ich lubiła i cieszyła się, że los postawił ich na jej drodze. Byli parą i mieszkali naprzeciwko kobiety. Michał był dentystą, ale z artystyczną duszą, grał w amatorskim teatrze i odnosił sukcesy na alternatywnych przeglądach teatralnych w całym kraju. Wysoki i przystojny. Z ogoloną na łyso głową, za to z gęstą brodą, wzbudzał zainteresowanie. Jacek z kolei był tłumaczem. Przekładał z angielskiego literaturę piękną. Bardziej cichy i wycofany niż Michał, przy nim zdawał się stać nieco z boku, w tle. Obaj mężczyźni uzupełniali się i tworzyli fajny zestaw.
Często zapraszali samotną w obcym mieście Joannę na obiad lub na drinka po pracy, czasem, tak jak dziś, wyciągali ją gdzieś, by oswoić miejsca i poznać z nowymi osobami. Dziewczyna lubiła spędzać czas w ich towarzystwie. Może dlatego, że wiedzieli o niej tyle, ile sama im powiedziała, a może — bo zwyczajnie byli sympatyczni.
Przebrała się i poprawiła makijaż. Jej oczy w odcieniu gorzkiej czekolady wystarczyło podkreślić tuszem, by spojrzenie nabierało głębi. Wydatne usta lubiła zostawiać naturalne. Odgarnęła grzywkę z czoła. Gładkie ciemne włosy potrzebowały już przycięcia. A może by tak całkiem zmienić fryzurę? — Przebiegło Joannie przez myśl. To mogłaby być przyjemna odmiana.
Dzwonek do drzwi wyrwał kobietę z zamyślenia. Chwyciła torebkę i zgasiwszy światło, wyszła z mieszkania.
Już teraz zachęcamy do lektury drugiego fragmentu powieści oraz do zakupu Leśniczanki w popularnych księgarniach internetowych: