W kinie, w restauracji, na wspólnym spacerze lub kameralnie, w domu. Tak zapewne większość z nas spędzi w tym roku Walentynki. A co sądzą na temat Walentynek i jak spędzają to święto popularni polscy pisarze? Zapytaliśmy autorów opowiadań zamieszczonych w zbiorze Zakochane Trójmiasto.
-> Sprawdźcie też nasze zestawienie najlepszych książek o miłości – nie tylko na Walentynki!
Co pisarze wiedzą o miłości?
Autorzy powieści obyczajowych i romansów bardzo często wydają się swego rodzaju „ekspertami od miłości”, opisując uczucia swoich bohaterów, sprawiają wrażenie, jakby wiedzieli o nich więcej niż „zwyczajni ludzie”.
– Jako pisarka nie tyle wiem więcej, ile lepiej obserwuję – mówi nam Nina Reichter, autorka powieści z cyklu Love line. – Ten zawód polega na tym, aby za pomocą gestów i spojrzeń odtworzyć ludzkie emocje i intencje. Te intencje potem łatwiej odczytywać. Dużo się przy tym człowiek uczy.
– Miłość i jej interpretacja zależą od tego, jakim jesteśmy człowiekiem, na jak wiele jesteśmy sobie w stanie pozwolić wobec drugiej osoby – twierdzi Anna Kasiuk, która w ubiegłym roku wydała powieść Andromeda. – Duże znaczenie odgrywa nasza spontaniczność i otwartość wobec człowieka. Czy potrafimy reagować na to, co otrzymujemy.
Smaki miłości
– Każda miłość jest niepowtarzalna – podkreśla z kolei Jolanta Kosowska. Tuż przed tegorocznymi Walentynkami do księgarń trafiła powieść Trzy razy miłość, która znacząco odbiega od schematu przesłodzonych opowieści o zakochanych. – Jest tworzona dzień po dniu z wyjątkowych składników i według niepowtarzalnej receptury. Kuchmistrzem często bywa samo życie. Nigdy miłość nie jest jednoznacznie gorzka jak piołun albo słodka jak garść zebranych późnym latem poziomek, nie jest słona jak łzy ani kwaśna jak cytryna. Ma wiele smaków, dobranych w różnych proporcjach, tęczę barw, cieni i półcieni, całą gamę dźwięków, granych od cichego pianissimo i piano do głośnego forte… Każda miłość jest czymś wyjątkowym – komponowanym, malowanym i doprawianym każdego dnia.
Podobnie uważa Anna Szafrańska, która ostatnio poruszyła co bardziej wrażliwe czytelniczki powieścią Jeden błąd:
– Wydaje mi się, że miłość to bardziej mieszanka smaków. Cierpki, gorzki, kwaśnawy, ale też słodkawy, cukierkowaty. Miłość ma różne oblicza i każde uczucie smakuje inaczej. Wszystko zależy od pary zakochanych i sposobu, w jakim oni rozsmakowują się w życiu.
Pierwsza miłość
Anna Kasiuk w swoim opowiadaniu ze zbioru Zakochane Trójmiasto pisze o pierwszej miłości, często uznawanej za tę najważniejszą, najsilniejszą.
– Tę pierwszą miłość odczuwamy chyba najintensywniej, ale czy jest ona największa? – pyta autorka. I odpowiada: – Nie sądzę. Pierwsza miłość kojarzy mi się raczej z zakochaniem, któremu pozwalamy się porwać, z emocjami, których kontrolowanie nie jest proste i zmysłowością. Jednak to pierwsze zakochanie mija i wtedy pojawia się miłość, albo nie. Ta właściwa miłość. Miłość to przecież nie tylko romantyczne kolacje, piękne scenerie spotkań, czy poznawanie drugiej osoby. Miłość to wspólne poranki po nieprzespanej nocy, bliskość, pierwsze problemy, którym wspólnie stawiamy czoła. Jeśli uczucie jest w stanie przetrwać wszystkie rzucane nam pod nogi kłody, wtedy możemy powiedzieć o prawdziwej miłości.
Największa miłość
– Nie umiem generalizować, jaka miłość jest największa. Pamiętam, jak to było, gdy pierwszy raz wzięłam na ręce moją córkę – wydawało mi się, że to nie tyle miłość, ile jakaś magia. Miłość do dziecka jest dojrzała – wspomina Małgorzata Warda.
– Być może jakiś cynik mógłby pożądanie sprowadzić do działania hormonów i reakcji chemicznych na poziomie narządów, tkanek, komórek , a może nawet organelli komórkowych. Ale pytanie dotyczy nie pożądania, a prawdziwej miłości. Prawdziwa miłość to coś zupełnie innego. Niektórzy myślą, że kocha się sercem, inny sądzą, że rozumem. Ja myślę, że kocha się całym sobą – twierdzi Jolanta Kosowska.
Miłość i przeznaczenie
Niektórzy wierzą, że miłość jest kwestią przeznaczenia, przez całe życie poszukując swej idealnej „drugiej połowy".
– Czy wierzę w przeznaczenie? – zastanawia się Augusta Docher. – I tak, i nie. Wierzę, że każdy z nas ma zapisany z góry swój los, lecz jednocześnie wierzę również, że to my sami w dużej mierze możemy nim sterować. Prócz wiary w przeznaczenie (oczywiście to dobre, bo z natury jestem niepoprawną optymistką), mam w sobie dużo ufności, że dobre duchy czuwają nade mną, że ta wszechmocna SIŁA, która powołała mnie na świat, miała w tym swój cel. Czy w moim życiu objawiło się przeznaczenie? Na pewno. Wiele razy działo się coś, co było efektem przedziwnych zbiegów okoliczności. Podejmowałam niektóre decyzje zupełnie ich nie rozumiejąc. Choćby pisarstwo. Jeszcze pięć lat temu nie sądziłam, że będę pisarką, zaczęłam skrobać moją pierwszą powieść, by ukoić ból po stracie Taty, a jak się to wszystko potoczyło? Piszę, publikuję, hobby z autoterapii stało się sposobem na życie. Co do Walentynek, nie celebruję szczególnie tego święta. Na szczęście dobry los (albo przeznaczenie) postawił na mojej drodze wspaniałego faceta. Przy nim obchodzę Walentynki caluteńki rok i tego serdecznie życzę wszystkim moim Ukochanym Czytelniczkom. Buziaki!
Bohater opowiadania K.N. Haner, które znalazło się w zbiorze Zakochane Trójmiasto, zakochał się w dziewczynie, którą znał wyłącznie z fotografii i z opowieści swojego ojca. Czy sama autorka potrafiłaby zakochać się w mężczyźnie z fotografii?
– Kiedyś może tak. W czasach studenckich korzystałam z portali internetowych, by poznawać nowych ludzi, a tam pierwsze wrażenie opieramy na zdjęciach danej osoby na jej profilu. Teraz jednak całkowicie sobie tego nie wyobrażam. W dodatku jestem w stałym związku od tak dawna, że nie w głowie mi jakieś miłostki czy romanse. Tworząc opowiadanie do zbioru Zakochane Trójmiasto, chciałam stworzyć romantyczną historię, która na pewno jest nieco surrealistyczna, ale wydaje mi się, że wiele kobiet marzy, by poznać mężczyznę, który rzuci dla niej wszystko i przyjedzie z drugiego końca świata, aby ją poznać. Szczególnie, gdy okazuje się przystojnym i naprawdę fajnym facetem, a nie jakimś oszustem.
Miłość w obliczu trudności
Zdarza się, że pisarz zdecydowanie lepiej z emocjami radzi sobie w literaturze niż w życiu… Tak jest w opowiadaniu Niny Reichter Dobre zakończenie.
– Czasem obserwujemy taki chichot losu – wyjaśnia pisarka. – Autor romansów nie radzi sobie w związkach, psycholog nie umie rozwiązać własnych problemów, szewc bez butów chodzi… Samo życie. Marek Król jest znanym pisarzem i samotnie wychowuje syna. Ale oprócz tego jest mężczyzną głęboko zranionym, który dawno podjął decyzję, że przestanie zawracać sobie głowę „głupotami”. Te „głupoty” to oczywiście relacje międzyludzkie. Zamiast tego woli snuć historie miłosne w książkach, bo na ich przebieg przynajmniej ma wpływ.
Miłość w rzeczywistości bowiem zwykle „nie ma tak łatwo", jak w filmowych komediach romantycznych. O parach z przeszłością, o ludziach, którzy o miłość muszą walczyć, opowiada często w swoich książkach Agnieszka Lingas-Łoniewska.
– Miłość często rodzi się w trudnych, niesprzyjających okolicznościach – mówi nam pisarka. Czasami też wymaga olbrzymich poświęceń, na które nie każdy jest gotowy. Utrzymanie związku to wyzwanie, to wielka sztuka kompromisu i otwarcia na drugą osobę. Dlatego nic, co ma związek z miłością, taką prawdziwą, ponadczasową, łatwe nie jest. Ale chyba właśnie taki jest cel w tym wszystkim, aby było o co i o kogo walczyć.
Pisarze o Walentynkach
Wbrew trendom, pozorom popularni pisarze nie zawsze całkowicie bojkotują Walentynki i nie odżegnują się od komercyjnego charakteru tego święta.
– Walentynki mogą być „na ostro”, jak w moim opowiadaniu, na słodko, na wytrawnie, czasami nawet na gorzko. Wszystko zależy od sytuacji, okoliczności, nastroju, a często również statusu wolny/zajęty. Jako mąż z prawie dziewięcioletnim stażem mogę powiedzieć, że spróbowałem już każdej wymienionej odmiany i każda ma w sobie to „coś”, ale najważniejsza jest osoba z którą spędza się Walentynki. Reszta to dodatek – podkreśla Adrian Bednarek, autor mrocznej, pełnej przemocy historii Druga randka.
I dodaje:
– Mam to szczęście, że zarówno żona, jak i ja zwykle szukamy w filmach tego czego (na szczęście) nie doświadczamy w życiu, a co dostarcza sporej dawki adrenaliny. Więc wybór byłby prosty: horror, thriller lub kryminał, ewentualnie zgodnie z naszą nową tradycją jakiś mecz. Ostatnie dwa walentynkowe wieczory stanowiły sporą odmianę od wszystkich poprzednich, ponieważ towarzyszyła nam Liga Mistrzów i muszę przyznać, że żona była zachwycona. W pewnym sensie spędziliśmy walentynki najpierw w Paryżu, a rok później w Madrycie...
W zamieszczonym w zbiorze Zakochane Trójmiasto opowiadaniu Do Ciebie Małgorzata Warda opowiada o miłości rodzicielskiej. Trudno się więc dziwić, że pisarka w tym roku Walentynki spędzi z mężem i… córką.
– Tym razem w Walentynki świętować będziemy z dzieckiem, córeczka jedzie z nami do Zakopanego i właśnie tam obejdziemy Dzień Zakochanych. W obecności córki będzie to zupełnie inny rodzaj świętowania – bohaterowie mojego opowiadania na pewno zrobiliby tak samo.
fot. Anna Pińkowska
Ale autorce powieści Dziewczyna z gór zdarzało się także spędzać Walentynki w zupełnie innych okolicznościach.
– Bardzo często obchodziliśmy Walentynki na koncertach zespołu Farba, w którym gra mój mąż. Tym razem oboje ukradliśmy czas dla siebie. Pierwszy raz od dawna w ten dzień mamy wolne.
Wieczór walentynkowy w górach to także marzenie Jolanty Kosowskiej:
– Moje wyobrażenie o idealnych Walentynkach to cudowny wieczór po spędzonym na stoku dniu. Białe, bezkresne przestrzenie roziskrzone promieniami zachodzącego słońca. Drzewa pokryte czapami śniegu i rzucające długie, błękitne cienie. Iskry z ogniska strzelające w kierunku powoli granatowiejącego nieba, wyglądające jak pierwsze gwiazdy. Wieczór spędzony w schronisku przy kominku. W ręku kubek z grzańcem. W powietrzu unoszący się zapach cynamonu i pomarańczy. Zapach, który przywodzi wspomnienia. Ciepłe spojrzenia. Dotyk dłoni. Ciche szepty. Migotliwy płomyk ognia odbity w oczach. Cienie wędrujące po ścianie. Wrażenie, że czas nagle przestał pędzić, przystanął na chwilę, żeby można było się sobą nacieszyć – opisuje Kosowska.
Opowiadanie Daniela Koziarskiego, znanego z historii z życia Tomasza Płachty, czyli Socjopaty, jest najbardziej chyba „trójmiejskie” w charakterze. Zapytaliśmy więc, czy Trójmiasto to dobre miejsce na miłość?
– Skwer Kościuszki jest sercem Gdyni zarówno dla wielu gdynian, jak i przyjezdnych czy turystów, toteż postanowiłem – z pomocą mojego bohatera – oprowadzić po nim czytelników. W międzyczasie jednak zniknął niemal jeden z punktów odniesienia – Centrum Waterfront (dawne Gemini) jest właściwie gruzowiskiem. Tak, Trójmiasto to dobre miejsce na miłość, można by rzecz – jak każde inne, ale na swój sposób jednak wyjątkowe, bo, jakkolwiek patetycznie by to nie zabrzmiało, każde z miast je tworzących ma swoją duszę, jakiś zespół właściwości, który je wyróżnia, a zarazem dopełniają się one, tworząc trzy krwiobiegi jednego organizmu.
W opowiadaniu Anny Szafrańskiej miłość rodzi się w cukierni. Czy to dobre miejsce na walentynkowy wieczór?
– Czemu nie! Jestem wielbicielką wszelkich herbat i czekolad na gorąco, a jakie inne miejsce jest na tyle ciepłe i przytulne, by w romantyczny sposób spędzić ten wyjątkowy dzień? Łakocie i urokliwy kącik w pachnącej czekoladą kawiarni, która przepełniona jest tętniącymi uczuciami i niosącymi się urywanymi szeptami zakochanych. Czego chcieć więcej? :)
Bardzo wielu pisarzy podkreśla, że Walentynki najbardziej lubi spędzać w domu.
– Nie pamiętam moich Walentynek, ani tych pierwszych, ani kolejnych – mówi z kolei Anna Kasiuk. – Pewnie dlatego, że kocham mojego męża i każdego dnia staramy się celebrować nasze uczucie. Mamy dzieci, mamy wspólne zobowiązania, radości i smutki. I wciąż przy sobie trwamy. I jesteśmy szczęśliwi. Nie cieszą mnie takie wyjątkowe dni, podczas których celebruje się uczucie, jakie łączy dwoje ludzi. To dar, który należy doceniać każdego dnia.
– Z reguły obdarzamy się z mężem różnymi upominkami, czasami idziemy do restauracji lub do kina. Niekiedy też siedzimy w domu, rozmawiamy, coś oglądamy, jest miło, normalnie, spokojnie i bezpiecznie. I o to chyba chodzi, żeby po prostu dobrze się czuć we własnym towarzystwie, bez względu na to, jaki jest to dzień roku – mówi Agnieszka Lingas-Łoniewska.
I tego Wam, drodzy Czytelnicy, życzymy na zbliżające się Walentynki. Byście spędzili 14 lutego po prostu dobrze się czując. W dowolnie przez siebie wybranym towarzystwie.