Już dawno w żadnej sensacyjnej powieści Warszawa nie była taka mroczna i taka piękna.
W Warszawie kończy się zima. Podkomisarz Olga Suszczyńska ściga pedofila. Bandyta jest uzbrojony i niebezpieczny. Wbija się pomiędzy miesięcznicę smoleńską a antypisowską opozycję. W tłumie podnieconym polityką nikt nie dostrzega, kiedy policjantka staje oko w oko ze śmiercią. Nad Zatoką Perską zapada zmierzch. Operatorzy wojsk specjalnych, Luter i Druid, skaczą w otchłań morza. Potem płyną do brzegu, żeby zlikwidować dwa cele, które zagrażają porządkowi świata, ale coś idzie nie tak. Źli ludzie w wielkim mieście przejmują nieruchomości. Jeśli ktoś stanie im na drodze - spłonie. Wiele lat wcześniej piękna dziewczyna zakochana do szaleństwa w koledze z uniwersytetu, ogląda „Dziady" Dejmka, a potem walczy o życie z milicjantami szturmującymi dziedziniec uczelni.
Pewnego dnia Serbia odkryje, że wszystkie te historie splątane są ze sobą na śmierć i życie. A przecież wiosna jest nie po to, żeby umrzeć, ale po to, żeby się zakochać jak nigdy.
Bezmiar Grzegorza Kapli to konstrukcyjny majstersztyk, to tyleż wciągająca książka kryminalno-sensacyjna, co opowieść o współczesnej Polsce i Polakach.
-> recenzja książki Bezmiar
Do lektury powieści Grzegorza Kapli Bezmiar zaprasza Burda Książki. W naszym serwisie możecie już przeczytać wywiad z Grzegorzem Kaplą, prezentujemy też premierowe fragmenty jego książki:
Miasto płonęło w złotym, nierealnym blasku, jaki może dać jedynie niskie słońce, kiedy rozedrze na moment wielorybie cielska chmur ucierających sobie drogę poprzez północny niż. Gdyby dało się tam podejść, słyszałaby jak tłuką jedna o drugą z beznadziejnym, głuchym westchnieniem żalu. Samolot złamał się na prawe skrzydło i zobaczyła pod sobą mgłę, która wypełniała Warszawę po sam horyzont. Tkwiły w niej szczyty najwyższych budynków, rozpalone teraz lśnieniem wschodu. Pekin, Libeskind, Novotel, Marriott, Cosmopolitan i dalej, jakby osobno –Spire…
Mój Boże, pomyślała, to miasto nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.
W złotej mgle budynki wydały jej się tkwić niczym wieże w bezkresie Sahary.
Dreamliner wyrównał lot i znowu miała przed oczyma ścianę wysokich chmur północnego frontu. Rozlewały się nad miastem jak obca armia, uśpiona jeszcze i leniwa, ale kiedy przyjdzie odpowiedni moment, gotowa rzucić się w dół jak wilki do gardeł.
Westchnęła, sprawdziła po raz kolejny, czy pas jest dobrze ściągnięty, i poprawiła włosy.
– Ciekawe, jak tam oczy – westchnęła. – Nocne loty nie są zdrowe na cerę, strasznie wysuszają skórę. Będę musiała coś z tym zrobić jeszcze dziś. Kobieta w moim wieku musi zwracać uwagę na drobiazgi. Samolot przyziemił twardo, ale olbrzymi fotel biznes klasy uchronił ją przed wstrząsem maszyny.
Nie czekała na bagaż. Lubiła luksus posiadania mieszkań w miastach, w których żyła. Nigdzie nie musiała zabierać walizki. Tłum biegnący w stronę taśmociągu z bagażami to nie było jej naturalne środowisko. Skinęła na pracownika lotniska i pokazała mu kartę VIP, a on zapytał, czy ma ponieść torbę.
Wziął ją, jakby to była co najmniej monstrancja, po czym zeszli schodami do oczekującej przy bocznych drzwiach niemieckiej limuzyny. Złapała się na tym, że dawno już przestała zwracać uwagę na marki samochodów. Mimo ciężkiej pracy marketingowców na tylnym siedzeniu nie miało żadnego znaczenia czy to Audi, czy BMW. Przejechali może sto metrów, wprost pod szklane drzwi saloniku VIP.
Pokręciła głową i pomyślała, że salonik VIP schodzi na psy. Kiedyś ludzi w tanich garniturach by tu nie spotkała. Ledwo udało jej się uniknąć zderzenia z drzwiami od toalety, które z impetem otworzył tęgawy mężczyzna, którego twarz wydała się jej znajoma. Nigdy nie zapominała twarzy. Nawet tych z telewizji… Tak, to ten minister z kancelarii prezydenta, gadający byle co na każdy temat w różnych telewizjach. Szła korytarzem i mrużyła oczy, bo oglądanie tych potwornych, wielkoformatowych bohomazów sprawiało jej ból. Znała anegdotę o autorze, któremu przyjaźń z rodziną państwa Kwaśniewskich przyniosła artystyczny kontrakt na siedmiocyfrową kwotę z budżetu państwa. W zamian za to kilkadziesiąt metrów kwadratowych jego twórczości straszy do dzisiaj gości VIP Line na Okęciu.
– Masz ładną torebkę – powiedział czekający na nią mężczyzna.
– Prawda? Nie pytaj, ile kosztowała. – Pocałowała go w policzek i pomyślała, że musi mieć jakąś nową kochankę, bo tego zapachu jeszcze u niego nie czuła. Hm… to był zapach lasu. I to kompletnie do niego nie pasowało.
– To co, kawa czy jednak szampan? – zapytał.
– Na szampana chyba za wcześnie. – Spojrzała na zegarek w telefonie. Pokazywał już polski czas.
– A jetlag?
– Przekonałeś mnie.
Na miejscu czekał zwalisty mężczyzna w średnim wieku. Spodobały się jej jego żylaste, duże dłonie i dwudniowy zarost. Nie, nie taki wypielęgnowany przez jakiegoś barbera dla zniewieściałych hipsterów. Miał mocny uścisk dłoni. Kiedy siadali, podniosła dyskretnie dłoń do nosa. Gość pachniał prawdziwą solą. Nie podał imienia.
Przez chwilę, zanim jeszcze rozsiadła się w fotelu z rzeźbionymi, niemal rokokowymi poręczami, chciała rzucić jakiś żarcik o podsłuchach. Ale nie, to by nie było w dobrym tonie. Pod jej długimi palcami drewno zdawało się delikatnie pulsować i wiedziała, że nie będzie potrafiła powstrzymać się od tego, żeby poruszać po nich dłonią. Usiadła, splatając nogi tak, jak to zwykły robić telewizyjne damy z czasów jej młodości. Czas zresztą, wiedziała o tym doskonale, obszedł się z nią nader łaskawie.
Wykorzystywała to, zmuszając mężczyzn do zakłopotania, ale ze swoim gospodarzem nigdy nie próbowała żadnych sztuczek. Znał je. Sam ją wszystkiego nauczył w czasach, kiedy była jeszcze studentką. Ambitną, dumną, pragnącą świata i zbuntowaną przeciwko temu, że urodziła się po złej stronie muru. Wytłumaczył jej, że mury czy granice są istotne tylko dla tych, którzy w nie uwierzą.
– Podoba ci się? – Poprawił okulary w złotej oprawie.
Podniosła pytająco brwi.
– No wnętrze. – Rozłożył palce.
– Spotkaliśmy się tu, żeby porozmawiać o restauracjach? – Wydęła usta. – Nie sądziłam, że masz jeszcze czas na takie głupstwa.
– Spotkaliśmy się, bo sytuacja robi się skomplikowana – westchnął i odchylił się w fotelu, tak jakby dopadł go ból pleców i musiał je nagle wyprostować. – Ale powiedz że ci się podoba, w końcu jesteśmy u mnie.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Bezmiar. Nową powieść Grzegorza Kapli kupicie w popularnych księgarniach internetowych: