W dwie kolejne noce sierpnia 1969 roku grupa młodych ludzi wkroczyła do dwóch domów w Los Angeles i metodycznie wymordowała wszystkich, których w nich zastała – w sumie siedem osób. Nie da się wyolbrzymić strachu, jaki tamtego lata ogarnął miasto. Z początku panikę potęgował brak informacji o motywach zbrodni. Nie było żadnych dowodów na istnienie powiązań między ofiarami i zabójcami i choć zamordowano osoby majętne, to – poza drobiazgami – nikt nie został obrabowany. Wydawało się, że jedynym celem sprawców było sianie terroru – i go osiągnęli – pisze Nikki Meredith w książce Ludzkie potwory. Kobiety Mansona i banalność zła, która ukazuje się właśnie nakładem Wydawnictwa Czarne. To właśnie wówczas zamordowana została będąca w zaawansowanej ciąży żona Romana Polańskiego Sharon Tate i kilkoro jej gości. Wśród oprawców były Leslie Van Houten i Patricia Krenwinkel. Podczas procesu prokurator nazwał je „ludzkimi potworami”, ale ci, którzy znali je wcześniej, nie mogli uwierzyć, by były zdolne do tak brutalnych czynów.
Dziennikarka Nikki Meredith przez dwadzieścia lat odwiedzała „kobiety Mansona” w więzieniu, próbując zrozumieć, co zmieniło normalne na pozór dziewczyny w morderczynie i jak można żyć dalej po popełnieniu tak potwornej zbrodni. Jej książka to mroczna podróż w samo serce zła. Dziś w naszym serwisie prezentujemy premierowe fragmenty Ludzkich potworów:
Lęk dało się wyczuć od Westside po South Central, od plaż Pacyfiku po dolinę San Fernando. Morderstwa pozostawiły nieusuwalny ślad w zbiorowej psychice Amerykanów. Później będzie się mówić, że przełamujący ograniczenia, twórczy duch lat sześćdziesiątych zginął wraz z ofiarami tych dwóch sierpniowych nocy.
Kiedy w końcu ustalono sprawców zbrodni – Charlesa Mansona, Texa Watsona, Susan Atkins, Patricię Krenwinkel i Leslie Van Houten – zgroza tylko się nasiliła. Manson, czyli pomysłodawca rzezi, przerażał, ale w przewidywalny sposób. Wiele wydarzeń z jego życiorysu mogło wytłumaczyć zwichrowania jego psychiki. Jednak zmanipulowane przez niego młode osoby, a zwłaszcza dziewczyny, zupełnie nie przypominały ludzi wzbudzających postrach. Wyglądały jak nasze siostry, córki, znajome – my same wreszcie – ale przepełniająca je żądza krwi była wzięta wprost z horrorów.
Już w samych zbrodniach tkwiło dość zła, niemniej zachowanie sprawców podczas procesu sądowego okazało się wręcz nie do zniesienia. Mordercy naśmiewali się z żalu rodzin ofiar, a także okazywali jawną pogardę dla lęków i oburzenia, które przenikały społeczeństwo.
Dwadzieścia lat temu zaczęłam spotykać się w więzieniu z dwiema z tych kobiet – Leslie Van Houten i Patricią Krenwinkel – gdyż chciałam sprawdzić, czy zmieniły się na tyle, by znacząco różnić się od dziewcząt, które w 1969 roku wykonywały barbarzyńskie rozkazy Charlesa Mansona. A jeśli do tego doszło, to jak postrzegały ówczesne wydarzenia z perspektywy osiągniętego wieku średniego.
Ponieważ mam profil demograficzny zbliżony do profilu zabójczyń, kusiło mnie, by przeanalizować, na ile w moich losach działały te same siły, którym zostały poddane te dwie kobiety. Otóż były w moim życiu momenty, w których dokonanie innych wyborów mogłoby skutkować dramatycznym zboczeniem z kursu.
Chodziłam do liceum z dwiema osobami uwikłanymi w tę sprawę: Catherine Share, która odpowiadała za pozyskiwanie kandydatek do Rodziny Mansona, oraz Stephenem Kayem, zastępcą prokuratora okręgowego i współpracownikiem Vincenta Bugliosiego podczas procesu w sprawie zabójstw Tate–LaBianca. Gdy prześledziłam życie Catherine Share i moje z nią relacje, które nawiązałam jako piętnastolatka, zdałam sobie sprawę, że okazały się one – z wielu różnych przyczyn – kluczowe dla mojego rozwoju moralnego. Z kolei Stephen Kay pomógł mi zrozumieć zasady działania wymiaru sprawiedliwości. Przy nim mogłam przyjrzeć się temu, co w tym systemie jest sprawiedliwe i decydowanie niesprawiedliwe.
Droga do znalezienia odpowiedzi była wyboista, pełna dziur, objazdów i ślepych uliczek. Nieraz się poddawałam, ukrywałam okropny i sfatygowany bagaż, by wyruszać na wycieczki tam, gdzie krajobraz był bardziej widowiskowy, a ścieżki mniej kręte. […]
Historia tych dwóch kobiet stanowiła główny wątek mojej pracy, ale było w tym też coś bardziej osobistego. Kiedy mój brat był w wieku Leslie, napadł na dom starszego małżeństwa, a to było ciężkim przestępstwem. Nikt nie zginął, ale brat trafił za kratki; co ciekawe, wylądował w więzieniu położonym niedaleko zakładu, w którym karę odsiadują Leslie i Pat. Miałam świadomość, jak to wydarzenie wpłynęło na życie mojej rodziny. Brat nie był psychopatą, choć miał w sobie coś, co pozwoliło mu zdystansować się emocjonalnie od horroru, jaki urządził swoim ofiarom. Pytania dotyczące tego zobojętnienia, na które zresztą nie znajdowałam odpowiedzi, podsycały moje zainteresowanie Patricią i Leslie.
Książkę Ludzkie potwory możecie kupić w popularnych księgarniach internetowych: