To nie jest przewodnik po Bułgarii. I na pewno nie jest to też książka o odkrywaniu uroków życia w nowym dla siebie miejscu. Jeśli jednak chcecie poznać nieznany region Europy, który potrafi zaczarować, to na pewno książka dla Was.
Ałbena Grabowska, pisarka, lekarka, znana z magicznych powieści autorka spisała swoje wspomnienia i wiedzę o Rodopach, skąd pochodzi jej rodzina. Tu, w wiosce Czepełare, u babci, wśród wspaniałej, dzikiej przyrody spędzała wakacje.
W książce Tam, gdzie urodził się Orfeusz splata się nieco burzliwa historia rodziny z opowieściami o codzienności, kulturze, tradycjach, geografii, historii i bułgarskiej kuchni. Rodopskie korzenie, a jednocześnie polskie pochodzenie pozwalają jej spojrzeć z sympatią, ale i dystansem na różnice kulturowe, językowe i mentalne.
Książka jest podróżą. Dla autorki - w krainę wspomnień, dla nas - do kraju otwartych ludzi, magicznych miejsc, fig i wina. I Orfeusza, który tu wyszedł z wody i tu znalazł przejście do Hadesu, dokąd zszedł, aby odzyskać ukochaną Eurydykę. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Zwierciadło, a w naszym serwisie publikujemy premierowe fragmenty książki Ałbeny Grabowskiej:
Jako dziecko każde wakacje spędzałam w Bułgarii u babci. Moje koleżanki jeździły na kolonie i obozy sportowe, a ja rok w rok ruszałam w Rodopy, do rodzinnego miasta Czepełare. Tam przez co najmniej miesiąc patrzyłam na sepiowe portrety pradziadków i słuchałam rodzinnych opowieści snutych przez babcię i jej coraz bardziej wiekowe koleżanki. Wieczorem siadałyśmy na ławeczce przed naszym starym kamiennym domem. Stare kobiety w czerni, które przynosiły ze sobą mleko prosto od krowy, rodopskie specjały i zioła, zaczynały rozmawiać. Siadały z babcią i ze mną i snuły wspomnienia. Chłonęłam opowiadane przez nie historie. Czasem zabawne, jak ta o pradziadku, który nocą ukrył w tureckim grobie pieniądze wygrane w karty, a potem przez całe życie uważał się za posiadacza wielkiej fortuny, chociaż nigdy nie dane było mu dane wrócić i wykopać garnca z monetami. Inne smutne, jak ta o prababci, która musiała przeznaczyć własne wiano na pokrycie długów męża, czyli mojego pradziadka. Na szczęście z czasem pradziadek ustatkował się, przestał grać w karty i przykładnie opiekował się trójką dzieci (w tym moją babcią). Prababcia zmarła przedwcześnie i nie doczekała nawet pierwszej wnuczki, czyli mojej mamy, ale we wspomnieniach rodzinnych jest, co zaskakujące, obecna. Postanowiłam spisać wszystkie te historie, żeby przetrwały w pamięci nie tylko mojej, ale także i moich dzieci, a potem ich dzieci.
Co roku tęskniłam za wakacjami w Rodopach. Spędzałam je przecież w miejscu przesiąkniętym historią Europy, zazębiającą się z historią mojej rodziny. Uczyłam się regionalnej gwary, żeby lepiej rozumieć siebie i swoich przodków, których koleje życia złożyły się na dzieje naszej rodziny. Przy okazji odwiedzin u babcinych kuzynek czy znajomych pytałam o używane przez nich słowa, słuchałam muzyki, próbowałam miejscowych potraw. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że w przyszłości będę chciała podzielić się tą wiedzą. Rodopskie korzenie, a jednocześnie związki z Polską pozwalają mi spojrzeć z sympatią, ale i dystansem na różnice kulturowe, językowe i mentalne. Pretekstem do opisania życia w Rodopach stały się wspomnienia łączące się z moją babcią i jej pokoleniem, a także historia naszego rodu – rodziny Karadża. Przy okazji opowiedziałam też o codziennym życiu współczesnych mieszkańców, głównie na przykładzie najbliższych sąsiadów i znajomych. Dodałam trochę informacji o historii i geografii Rodopów oraz o lokalnej kuchni. Jeśli to zachęci kogokolwiek do spędzenia czasu w tym uroczym i dzikim wciąż zakątku, zakosztowania tamtejszych przysmaków i wspaniałego wina, poznania cudownych i otwartych ludzi, osiągnę swój cel.
Tymczasem zapraszam każdego, kto sięgnie po tę książkę, w podróż po ojczyźnie Orfeusza.