Ina Benita to bez wątpienia jedna z najbardziej tajemniczych i intrygujących przedwojennych aktorek.
Gwiazda kina i kabaretu tamtego okresu, a także scenarzystka i autorka tekstów piosenek. Przez Niemców oskarżana o współpracę z polskim podziemiem i więziona na Pawiaku, przez Polaków oskarżana o kolaborację z Niemcami. Po wojnie ślad po niej zaginął. Marek Teler, w oparciu o nieznane dotychczas źródła, odkrywa tajemnicę jej życia i powojenne losy artystki.
Co miała w sobie ,,platynowa femme fatale", ,,uśmiechnięta blondynka" jak o niej mawiano, że potrafiła oczarować i zafascynować tłumy? Mężczyźni nie potrafili oprzeć się jej urokowi, dziennikarze zabiegali o choćby krótkie wywiady. Co spowodowało, że porzuciła swą największą pasję i poświęciła się życiu rodzinnemu daleko od kraju?
Książka Zagadka Iny Benity. AK-torzy kontra kolaboranci opisuje także skomplikowane życiorysy artystów na wojennej scenie i pokazuje, że w czasie okupacji nic nie było jednoznaczne, a granica między bohaterstwem a zdradą bywała bardzo cienka...
Do lektury publikacji Marka Telera zaprasza Wydawnictwo Bellona. Ostatnio mogliście przeczytać rozdział poświęcony sylwetce Iny Benity, tymczasem już teraz zachęcamy Was do lektury rozdziału Trzy twarze Komedii: Sym, Horwath, Niewiarowicz:
We wrześniu 1939 r. warszawskie teatry, które właśnie rozpoczynały sezon 1939/1940, po kilku dniach zmuszone były zamknąć swe podwoje. Do miasta wkroczyły wojska niemieckie, zaczęła się wojna obronna stolicy, która zakończyła się 28 września 1939 r. kapitulacją Warszawy. 5 października 1939 r. Führer Adolf Hitler z dumą przyjmował w Alejach Ujazdowskich defiladę wojsk niemieckich, a trzy tygodnie później proklamowano powstanie Generalnego Gubernatorstwa. Życie teatralne przeniosło się do podziemia. Już jesienią 1939 r. powstał tajny Polski Instytut Sztuki Teatralnej. Mieli się w nim kształcić młodzi adepci aktorstwa, których edukację przerwał wybuch wojny. Latem 1940 r. utworzono powiązaną z Delegaturą Rządu na Kraj Tajną Radę Teatralną, w której skład weszli: Bohdan Korzeniewski, Leon Schiller, Edmund Wierciński i Stefan Jaracz, a w kolejnych latach także: Karol Adwentowicz, Dobiesław Damięcki, Janusz Warnecki i Jerzy Zawieyski. To właśnie konspiracyjny ZASP i Tajna Rada Teatralna wydały w 1940 r. zakaz występów w koncesjonowanych przez okupanta teatrach, które w odróżnieniu od tajnych grup teatralnych nazywano „teatrami jawnymi”1. Decyzja ta zaważyła na powojennych losach aktorów teatrów jawnych, którzy po wojnie musieli tłumaczyć się ze swojej wojennej działalności artystycznej przed sądami weryfikacyjnymi ZASP-u. Tajna Rada Teatralna przy decyzji o bojkocie teatrów jawnych nie wzięła jednak pod uwagę jednego ważnego szczegółu. Teatry jawne okazały się znakomitym miejscem do prowadzenia działalności grup wywiadowczych ZWZ-AK i innych podziemnych organizacji. Członkowie tych grup występowali w teatrze na zlecenie swoich przełożonych, jednocześnie bacznie śledząc poczynania swoich kolegów po fachu, którzy współpracowali z Niemcami wyłącznie dla własnej korzyści.
Kiedy 19 listopada 1939 r. otwarto w Warszawie pierwsze cztery kina dla Polaków, dyrektorzy przedwojennych teatrów: Karol Adwentowicz, Adam Didur, Stefan Jaracz, Tymoteusz Ortym-Prokulski, Leon Schiller i Teofil Trzciński wysłali pisma do szefa Wydziału Propagandy Dystryktu Warszawskiego Wilhelma Ohlenbuscha z prośbą o koncesje na prowadzenie polskich teatrów w okupowanej stolicy, lecz spotkali się z odmową2. Jak grzyby po deszczu zaczęły więc wyrastać w Warszawie rozmaite kawiarnie artystyczne, w których dawne gwiazdy kina i teatru pracowały jako kelnerki czy kelnerzy. Dopiero w kwietniu 1940 r. tancerz Stanisław Heinrich, nie bez pomocy swojej pięknej żony Haliny, zdołał na tyle wkraść się w łaski Ohlenbuscha, że otrzymał zgodę na prowadzenie teatrzyku rewiowego Kometa.
Otwarcie Komety zapoczątkowało działalność teatrów jawnych, z których najbardziej znanym był teatr Komedia. Działalność ta wiązała się jednak ze sporymi obostrzeniami. 8 marca 1940 r. gubernator Hans Frank wydał centralne zarządzenie w sprawie kontroli nad polską działalnością kulturalną w Generalnym Gubernatorstwie, w którym nakazywał polskim aktorom rejestrację w niemieckich urzędach propagandy. Jednocześnie stwierdzał, że działalność teatralna może być prowadzona jedynie „w granicach prymitywnych potrzeb rozrywkowych”, z zaleceniem obniżenia poziomu artystycznego. Chociaż wystawiane w teatrach spektakle musiały przechodzić przez niemiecką cenzurę, występowali w nich polscy aktorzy w polskim języku przed polską publicznością, czasem przemycając nawet do sztuk pewne treści patriotyczne. Trudno było też oczekiwać, że aktorzy tacy, jak: Kazimierz Junosza-Stępowski, Józef Węgrzyn, Zbigniew Rakowiecki, Maria Malicka czy Ina Benita, nagle będą grać gorzej, niż robili to przed wybuchem wojny.
Teatr jawny Komedia przy ul. Kredytowej 14 rozpoczął swoją działalność 22 maja 1940 r. Nowy przybytek teatralny stolicy miał być sygnałem odrodzenia polskiej sztuki teatralnej, o czym z dumą informowała najważniejsza gadzinówka Generalnego Gubernatorstwa, czyli „Nowy Kurier Warszawski”. Jeden z redaktorów pisma wmawiającego warszawiakom, że wojna skończyła się na kampanii wrześniowej, pisał: „Kiedy życie poczęło powoli wracać do dawnych łożysk, artyści nasi znaleźli się w próżni. Teatry warszawskie leżały w gruzach. Rozpoczęła się więc smutna tułaczka naszych ulubieńców scenicznych po przeróżnych lokalach. Jedni jęli się kelnerki, inni szatniarstwa i handlu, a jeszcze inni przymierają głodem. Publiczność też już coraz dotkliwiej odczuwa brak sceny”.
Z pomocą spragnionym sztuki mieszkańcom stolicy przyszli: aktor teatralny i filmowy Igo Sym, dyrektor teatrów Józef Artur Horwath oraz aktor i reżyser Roman Niewiarowicz. Sym
uzyskał od władz niemieckich koncesję na prowadzenie teatru Komedia, Horwath został jego dyrektorem, Niewiarowicz zaś głównym reżyserem. Pierwszy był ulubieńcem gubernatora dystryktu warszawskiego Ludwiga Fischera i kolaborantem, który postanowił wykorzystać swoje kontakty z Niemcami do spełnienia marzeń o wpływach i odzyskaniu dawnej popularności. Drugi poszedł na współpracę z okupantem, aby chronić swoją żonę lub kochankę żydowskiego pochodzenia. Trzeci zaś próbował w ramach działalności w wywiadzie Związku Walki Zbrojnej rozpracować pierwszego, wchodząc w bliskie kontakty z tym drugim.
W 1932 r. przez zaledwie miesiąc działał tu kierowany przez Zofię Wołoszynowską teatr dramatyczny Na Kredytowej. W październiku 1934 r. lokal przejął aktor rewiowy Kazimierz Krukowski, który stworzył w nim operetkę o tej samej nazwie. Po roku scenę teatralną zajął Cyrulik Warszawski, który dawał przedstawienia od 1 sierpnia 1935 r. do 3 marca 1939 r. Ostatnie miesiące przed wojną to okres panowania na Kredytowej 14 dość prymitywnego kina Olza zwanego kinem „u Zytki” od siedziby związku zawodowego pod patronatem św. Zyty (on również zajmował kamienicę)7. Relacjonujący otwarcie Komedii dziennikarz osławionego „kurwaru” przypomniał kinową przeszłość lokalu, zwracając uwagę, że scena jest „płytka jak pudełko od zapałek”. Sam teatr był jednak miejscem zadbanym, a jego organizatorzy postarali się, aby wszystko wyglądało jak najbardziej profesjonalnie. „Wejście skromne, ale nobliwe. Mały westibul z kasą, a dalej podłużny hol i szatnie. Widownia nieduża, ale bardzo miła z pocieszną antresolką balkonu w tyle. Całość utrzymana w jasnych pastelowych tonach” – opisywał wnętrza dziennikarz „Nowego
Kuriera Warszawskiego” 24 maja 1940 r.
Spektaklem, który rozpoczął czteroletnią historię teatru Komedia, była sztuka Gdzie diabeł nie może autorstwa swoich ulubionych aktorów z przedwojennych lat. Każde nazwisko przywoływało wspomnienia związane z seansami kinowymi w Napoleonie, Atlanticu i Palladium czy spektaklami Ateneum, Teatru Malickiej i wspomnianego już Cyrulika Warszawskiego. W rolach głównych: Tadeusz Wesołowski, znany m.in. z filmów Gehenna i Kobiety nad przepaścią oraz występów w Teatrze Letnim i Teatrze Narodowym, niezapomniana Ina Benita z Jaśnie pana szofera, Przybłędy i Dwóch Joasi, Józef Orwid, główne ogniwo Towarzystwa Krzewienia Kultury Teatralnej i gwiazda filmów 10% dla mnie i Piętro wyżej, oraz Juliusz Łuszczewski, znany przede wszystkim z teatru Ateneum. Niewiarowicz zdołał zgromadzić znakomitą grupę artystów, co mogło budzić wśród niewtajemniczonych lekkie zdziwienie.
Teatr Komedia, choć grał przedstawienia wyłącznie w języku polskim i tylko dla Polaków, znajdował się pod kontrolą władz okupacyjnych. Występowanie w jawnych teatrzykach mogło być więc traktowane jako forma miękkiej kolaboracji – tak określa się współpracę z Niemcami na polu kultury (w odróżnieniu np. od kolaboracji politycznej). Teatr jawny Komedia miał jednak swoją tajną misję, a praca wielu grających w nim aktorów nie sprowadzała się wyłącznie do wystawiania kolejnych sztuk. Aby lepiej poznać funkcjonowanie Komedii, warto zaznajomić się z życiorysami głównych sprawców sukcesu teatru: Igo Syma, Józefa Artura Horwatha i Romana Niewiarowicza.
Igo Sym, który zadebiutował w 1925 r. w filmie Wampiry Warszawy. Tajemnica taksówki nr 1051, w niedługim czasie stał się prawdziwą gwiazdą kina niemego. Po dwóch latach wyjechał do Austrii, gdzie grał między innymi u boku Marleny Dietrich, która wówczas dopiero marzyła o wielkiej hollywoodzkiej karierze, a następnie do Niemiec. To właśnie Sym nauczył Marlenę grać na pile. W grze na tym osobliwym instrumencie był zresztą prawdziwym mistrzem, o czym mogli się przekonać w latach 30. widzowie warszawskich teatrów rewiowych. Dzięki swojej matce Juliannie z Seppich, która była z pochodzenia Austriaczką, Karol Antoni Juliusz (tak brzmiały jego prawdziwe imiona) mówił perfekcyjnie po niemiecku. W czasie pracy w austriackiej wytwórni Sascha
Film nawiązał bliską znajomość m.in. z Gustavem Ucickym (nieślubnym synem Gustawa Klimta, jednego z najwybitniejszych przedstawicieli secesji), w późniejszych latach osławionym reżyserem obrzydliwego antypolskiego Heimkehru.
To właśnie on w 1927 r. wyreżyserował Giełdę miłości ze wspólnymi scenami Syma i Dietrich. Pod koniec lat 30. Symem zaczęły interesować się niemieckie władze, które znalazły w pół Polaku, pół Austriaku znakomity materiał na szpiega. W 1937 r. aktor po raz pierwszy od sześciu lat pojawił się w niemieckim filmie, wcielając się w postać skrzypka Ferdinanda Lohnera w filmie Williego Forsta Serenade. Pod koniec listopada 1937 r. Sym pojawił się na jego premierze w kinie Urania w należącym wówczas do Niemiec Stettinie (obecnie Szczecin).
Obserwowało go wówczas dwóch pracowników polskiego wywiadu, którzy najprawdopodobniej otrzymali donos, że artysta może współpracować z niemieckim wywiadem.
Nocą po premierze Igo Sym wymknął się z hotelu i udał do szczecińskiej siedziby Abwehry, o czym polscy szpiedzy poinformowali swoich przełożonych w odpowiednim
raporcie. Raport ten nie spowodował jednak żadnych działań, które mogłyby jeszcze przed wybuchem wojny ukrócić działalność Syma. Roman Niewiarowicz zeznał 19 października 1946 r. przed Sądem Okręgowym Śledczym w Krakowie: „Igo Sym przed wojną jeździł bardzo często do Berlina. Wielokrotnie wyjazdy te następowały bardzo nagle, niespodziewanie i bez zapowiedzi. Często jeździł samolotem”. Chociaż aktor tłumaczył, że wyjazdy te są związane z jego pracą dla niemieckich wytwórni filmowych, Niewiarowicz dowiedział się pod koniec 1939 r. w konsulacie polskim w Budapeszcie, że aktor najprawdopodobniej od 1936 r. działał jako szpieg na usługach niemieckich.
Pod koniec sierpnia 1939 r. Igo jeszcze się kamuflował, współpracując z innymi artystami przy budowie wałów obronnych w stolicy. Kiedy wybuchła wojna, zgłosił się na ochotnika do Straży Obywatelskiej, wykazując się podobno wyjątkowym bohaterstwem. 25 września 1939 r. został ranny niemieckim odłamkiem, kiedy wydobywał rannych spod gruzów zniszczonej kamienicy. Po wojnie obronnej Warszawy i utworzeniu na ziemiach polskich Generalnego Gubernatorstwa zgłosił się jako pół-Austriak do pracy w magistracie w charakterze tłumacza, a następnie zatrudnił w niemieckiej komendanturze wojskowej.
Tam, przynajmniej oficjalnie, zajmował się rejestracją samochodów. „Kiedy Zbyszko Sawan przy rejestrowaniu samochodu w jakimś tam niemieckim urzędzie natknął się na urzędującego Syma, ten żalił mu się, że pomawiają go o folksdojczostwo, a on jest tylko tłumaczem. Niemcy go do tego zmusili, a przecież nie mógł się wyprzeć, że zna perfekt niemiecki” – wspominała Jaga Boryta w książce A chciałam być tylko aktorką.... Podobno już wówczas Igo zaczął być widywany ze swastyką na ramieniu, a w niedługim czasie zaczął otwarcie występować jako volksdeutsch. Otrzymał od władz okupacyjnych koncesję na prowadzenie teatru Komedia i został właścicielem okupacyjnego kina Helgoland. Następnie objął stanowisko dyrektora jawnego Teatru Miasta Warszawy i rozpoczął werbowanie polskich aktorów do filmu Heimkehr.
Sprawa Igo Syma, który przeszedł do historii jako sztandarowy przykład zdrajcy polskiego narodu, wcale nie jest tak jednoznaczna, jak się z pozoru wydaje. Chociaż Niewiarowicz pisał o nim jako o agencie niemieckim jeszcze przed wojną, wywiad Związku Walki Zbrojnej od końca 1939 r. dwukrotnie sprawdzał Syma i nie stwierdził niebezpiecznych powiązań aktora z gestapo. Dopiero wiosną 1940 r. trzeci wywiad wykrył współpracę, co ostatecznie potwierdziło czwarte rozpracowanie 12 lipca 1940 r.. Wówczas Sym sprawował już jednak wysokie stanowiska w teatrze, nic więc dziwnego, że miał bliskie kontakty z niemiecką policją. Mimo raportu z 1937 r. o kontaktach Syma ze szczecińską Abwehrą jeszcze we wrześniu 1939 r. uznawano agenturalne powązania aktora jedynie za niesprawdzone doniesienie, którego prawdziwość zweryfikować miał Niewiarowicz jako agent podziemia.
Warto przytoczyć w tym miejscu wspomnienie Tadeusza Wittlina, który opisywał przyjazd Syma z Berlina do Warszawy po ukończeniu filmu Serenade: „Przyjechał z Berlina, gdzie ukończył nagrywanie filmu i proponuje większą popijawę w knajpie. (...) Pogadamy wreszcie po polsku. Szwabskiego szwargotu, jak mnie zapewnia Igo, ma już powyżej uszu. W Gastronomii na rogu Alei Jerozolimskich i Nowego Światu Sym po paru wódkach z oburzeniem opowiada o buńczucznym nastroju Niemców i klnie na Hitlera. »Kot« [Konstanty Wojciechowski – przyp. aut.] rzuca półżartem, że kto wie, czy za sto lat ludzie nie będą mówili tak, jak dziś mówi się o Napoleonie...
– Wykluczone! – woła Sym zaperzony i ze złością uderza w stół aż dzwonią kieliszki. – Napoleon burzył, ale również wiele zbudował, podczas gdy Hitler potrafi tylko niszczyć!”.
Czy Igo Sym po alkoholu powiedział prawdę o swoim stosunku do Hitlera i władz niemieckich, czy też już wówczas prowadził agenturalną grę i próbował się kamuflować? Nie sposób dziś jednoznacznie rozstrzygnąć.
Józef Artur Horwath to najbardziej tajemniczy z trzech dżentelmenów odpowiedzialnych za funkcjonowanie Komedii. W meldunku wywiadowczym informator o pseudonimie Alfred tak przedstawiał jego osobę: „Kim jest Horwath trudno dociec. Jedni mówią, że Polak, inni, że Ukrainiec, jeszcze inni, że węgierski Żyd”. Urodził się w Stanisławowie (obecnie Iwano-Frankiwsk), chociaż Roman Niewiarowicz w swych raportach błędnie podawał, że przyszedł on na świat w Krakowie. W rzeczywistości przeprowadził się z rodzicami do Krakowa jako kilkuletni chłopiec i spędził w tym mieście młodzieńcze lata. W latach 20. pracował jako urzędnik bankowy w Poznaniu, lecz wkrótce zafascynował się kinematografią i zwęszył w niej szansę na duży zarobek. Pod koniec lat 20. wyjechał do Krakowa, gdzie został prawą ręką szefa szkoły filmowej „Em-Pe-Film” Jana Czesława Sikorowicza. Całe przedsięwzięcie okazało się wielką mistyfikacją, a Sikorowicz i jego współpracownicy trafili w styczniu 1933 r. przed krakowski sąd okręgowy.
Po trwającym ponad rok procesie Horwath został uwolniony od winy, ale sprawa poważnie nadszarpnęła jego i tak już niezbyt pozytywny wizerunek w kręgach artystycznych.
Przeszłość dyrektora Komedii przypomniał 22 stycznia 1947 r. „Wieczór Warszawy”: „(...) w jednym z dzienników lwowskich ukazało się ogłoszenie następującej treści: »Przemysł filmowy poszukuje nowych gwiazd. Zgłaszać się pod powyższy adres«. Tego rodzaju ogłoszenie wywołało wielkie poruszenie wśród przedstawicielek płci pięknej miasta Lwowa. Petentki, po opłaceniu należnego honorarium, były filmowane na... oryginalnym młynku od kawy. Dodać należy, że reżyseria artystyczna tej imprezy wypadła tak naturalnie, że żadna z przyszłych gwiazd filmu polskiego nie żywiła żadnych podejrzeń”.
W 1931 r. Józef Artur Horwath wrócił do Poznania, gdzie w latach 1931–1932 i 1934–1935 był kierownikiem literackim Teatru Nowego i Teatru Miejskiego w Poznaniu. W latach 1933–1934 i 1935–1936 pełnił z kolei urząd kierownika literackiego teatrów lwowskich, a w latach 1936–1938 kierownika literackiego i administracyjnego Teatru im. Elizy Orzeszkowej w Grodnie. W okresie nadzoru Horwatha nad grodzieńskim teatrem doszło do nieprzyjemnego incydentu, który w czasie wojny został dyrektorowi Komedii przypomniany. Otóż grupa studentów umieściła na chodnikach napis, że Horwath jest węgierskim Żydem, bazując zapewne na krążących w świecie artystycznym plotkach. W Grodnie dyrektor poznał piękną aktorkę żydowskiego pochodzenia Halinę (Hannę) Libicką, która w sezonie 1937/1938 zachwycała w Teatrze Miejskim swoim talentem komediowym. Nie ma pewności, czy formalnie zostali małżeństwem, gdyż w meldunkach wywiadu występuje ona czasem jako żona Horwatha, a czasem jako kochanka lub przyjaciółka.
Chociaż w Komedii Libicka występowała pod panieńskim nazwiskiem, oficjalnie uchodziła za panią dyrektorową Horwathową. Horwath robił co w jego mocy, aby ukryć żydowskie pochodzenie ukochanej, i zapewne z tego powodu był łatwym narzędziem w rękach Igo Syma. Jako dyrektor Komedii mógł wreszcie spełnić swoje artystyczne ambicje, a zarazem uchodzić z Libicką, która przed wojną przeszła na katolicyzm, za przykładnych Aryjczyków.
Obok Syma i Horwatha Roman Niewiarowicz był postacią z zupełnie innej bajki. Od 1927 r. obok grania na scenie zajmował się również reżyserią, zatem kiedy obejmował stanowisko reżysera w Komedii, miał już spore doświadczenie. Jednocześnie był oficerem rezerwy 14. Pułku Ułanów Jazłowieckich, a we wrześniu 1939 r. jako rotmistrz tegoż pułku został adiutantem generała i przedostał się ze swoim oddziałem na Węgry. W grudniu 1939 r. postanowił wrócić do Polski i wówczas otrzymał od konsulatu polskiego w Budapeszcie polecenie obserwowania Igo Syma i jego działalności. Niewiarowicz utrzymywał kontakty z emigracyjnym rządem, a jego praca w wywiadzie była podobno
powiązana z brytyjskim Intelligence Service. Co ciekawe, w tym samym czasie w ramach tajnej agencji SOE, powołanej przez Winstona Churchilla, w Budapeszcie pojawiła się Krystyna Skarbek, najsłynniejsza kobieta szpieg znana pod pseudonimem Christine Granville. Nie wiadomo jednak, czy kiedykolwiek spotkała na swojej drodze Niewiarowicza.
Chociaż Roman Niewiarowicz otrzymał pierwsze polecenia bezpośrednio od konsulatu polskiego w Budapeszcie, w marcu 1940 r. dołączył do Związku Walki Zbrojnej jako oficer kontrwywiadu i przyjął pseudonim konspiracyjny Łada. Jego bezpośrednim przełożonym był porucznik rezerwy Stanisław Łaniewski, szef kontrwywiadu komendy Okręgu Warszawa Miasto ZWZ, a prywatnie kuzyn reżysera. Chcąc być bliżej obserwowanego obiektu, czyli Igo Syma, Niewiarowicz skorzystał z okazji i przyjął stanowisko głównego reżysera organizowanego przez Syma teatru Komedia. W swoim zeznaniu z 19 października 1946 r. artysta podkreślał, że działał „zgodnie z otrzymanym wyraźnie rozkazem”. Sam nie byłby jednak w stanie długo utrzymać kamuflażu dla swojej tajnej działalności, dlatego musiał zaangażować do teatru zaufane osoby obu płci, które łączyłyby w sobie talent aktorski i dyskrecję.
Relację Niewiarowicza potwierdził pułkownik Jan Rzepecki w liście opublikowanym w 1964 r. na łamach „Pamiętnika Teatralnego”: „Na początku 1940 r. zwrócił się do mnie jako do szefa sztabu stołecznego okręgu ZWZ pracujący w naszym sztabie por. Stanisław Łaniewski, że jego kuzyn Roman Niewiarowicz otrzymał od aktora Igo Syma propozycję otwarcia teatru – uzyskanie koncesji miał Sym przeprowadzić. Niewiarowicz nie chciał się podjąć tego bez pozwolenia podziemnych władz polskich, a w razie uzyskania pozwolenia – podejmował się udzielania nam wiadomości poufnych ze świata teatru. ZWZ był wówczas jedyną legalną ekspozyturą rządu polskiego na obczyźnie.
Komendant okręgu płk Zdzisław Zajączkowski, któremu referowałem tę sprawę, postanowił udzielić zezwolenia Niewiarowiczowi na proponowanych warunkach. (...) Niewiarowicz organizował więc i prowadził Komedię jako pracownik naszego kontrwywiadu i z tych swoich obowiązków wywiązywał się dobrze. Pierwszą jego zasługą było rozszyfrowanie właściwej roli Igo Syma”.
Roman Niewiarowicz pisał 20 października 1946 r. w artykule Kulisy „Komedii” w „Tygodniku Powszechnym” o dylematach aktorów, którzy mieli zasilić ekipę Komedii: „Grupa aktorów, do których się Horwath zwraca, widząc mnie stale w jego towarzystwie, zadaje mi w zaufaniu pytanie – co robić? Grać czy nie? Niektórzy z nich znają mnie od wielu lat, niektórzy wiedzą, że jestem oficerem armii polskiej i nie mogą uwierzyć, żebym mógł, tak nagle, zaprzedać się Niemcom. A może granie w tym teatrze po polsku i dla Polaków nie będzie taką zbrodnią przeciw polskości? – Na te powtarzające się pytania – odpowiadam: »Biorę udział w pracy tego teatru jako polski autor, aktor ale zbrodni w tym nie widzę żadnej. Jeżeli by nam kazali grać coś antypolskiego, to odmówimy. Na razie gramy po polsku dla Polaków sztuki niepropagandowe, i to jest dla nas miarodajne. Na dozbrojenie armii niemieckiej teatr nie płaci ani grosza«. Więcej powiedzieć nie mogłem i nie było mi wolno”. Te słowa Romana Niewiarowicza wystarczyły jednak aktorom, aby zaufać reżyserowi i dołączyć do ekipy Komedii – jawnego teatru z tajną szpiegowską misją.
Książkę kupić można w popularnych księgarniach: