Sybir, niewola, zabory. Fragment książki „Srebrne wrzeciono"

Data: 2022-12-15 13:36:14 | Ten artykuł przeczytasz w 9 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Piękna Litwinka Vaiva, będąca obiektem pożądania mężczyzn i tym samym nienawiści kobiet, zostaje oskarżona o czary.

Jest rok 1641 i dla wiedźm nie ma miejsca w społeczeństwie. Aby ocalić życie, dziewczyna podejmuje decyzję, która uruchamia lawinę wydarzeń.

Ponad dwieście lat później los młodej Wiktorii, córki powstańca listopadowego, niespodziewanie splata się z losem litewskiej czarownicy. Nie godząc się na małżeństwo z niechcianym adoratorem, Wiktoria decyduje się na ucieczkę i w wyniku niefortunnego zbiegu okoliczności trafia do majątku, gdzie imię Vaivy nadal budzi strach. Czy rzeczywiście była ona niebezpieczną wiedźmą? A może demoniczną kochanką magnata?

Obrazek w treści Sybir, niewola, zabory. Fragment książki „Srebrne wrzeciono" [jpg]

Srebrne wrzeciono Ewy Sobieniewskiej to porywająca saga o kobietach, które miały odwagę walczyć o swoje szczęście i o prawo do decydowania o sobie. To także opowieść o miłości szczerej i pięknej, jak również obsesyjnej i niszczącej, i o tęsknocie za ukochanym miejscem na ziemi. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Lira.

Powieść Ewy Sobieniewskiej to bez wątpienia cudowna rozrywka, ale też coś o wiele więcej. To literatura, która pochłania i otacza, angażuje i zachwyca.

- recenzja książki „Srebrne wrzeciono"

– Aranżowane małżeństwa w tamtych czasach były normą. Miłość była jedynie miłym dodatkiem. Związek nie miał być mariażem dwóch serc tylko na przykład dwóch majątków – mówiła o XIX wieku w naszym wywiadzie Ewa Sobieniewska, autorka powieści.

W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Srebrne wrzeciono. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:

— Bój się Boga, dziecko! — zawołała starsza dama, wszedłszy do środka. — Od kiedy wróciłyśmy z kościoła, biegasz nie wiadomo gdzie, a kolacja już…

— Dlaczego mama i papa się nie lubią? — spytała wprost, patrząc niani w oczy z determinacją i bezbrzeżnym smutkiem, który zaniepokoił Ludwikę.

Starsza dama złapała za poły wełnianej, brązowej chusty, chroniącej plecy i ramiona przed zdradliwym ciepłem wiosny, i usiadła obok Wiktorii na kamiennej ławie.

— Kto ci, maleńka, powiedział, że się nie lubią? Cóż za pomysły?

— Nikt nie powiedział. Widziałam… widziałam Florentynę i Macieja. Papa nigdy nie przytulił mamy, nigdy z nią nie rozmawia, dlaczego?

— Ależ rozmawiają…

— Nie tak jak Florentyna z Maciejem. Oni śmieją się do siebie, oni… — Z emocji zabrakło jej tchu.

Rodzice wspólnie spożywali posiłki, podczas świąt składali sobie życzenia, matka podawała ojcu rękę do ucałowania i to była jedyna forma bliskości, którą dziewczynka między nimi zaobserwowała. Nie kochali się, tego była pewna.

— Dziecinko, czy ty nie masz gorączki? — Ludwika przyłożyła dłoń do jej czoła. — Chłodno tu, już wieczór. Po kolacji przyniosę ci gorącego soku z malin. Został jeszcze z zeszłego lata. I opowiem ci nową bajkę.

Wiktoria widziała, jak ukochana niania rozpaczliwie próbuje odwrócić jej uwagę — i to tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że ma rację.

— Ludwiczko, jeśli oni się nie lubią, to jak mogą lubić mnie?

— Dziecko, ktoś ci głupstw naopowiadał. Jeśli Florentyna, to…

— Nic mi nie naopowiadała. Przecież mówiłam, że widziałam, jak…

— Co dokładnie widziałaś? Przytulali się, tak? I stąd to całe zmartwienie? — Ludwika zdjęła z pleców chustę i zarzuciła na ramiona Wiktorii. — Dobrze wychowani ludzie okazują sobie uczucia na osobności, nie przy świadkach. Twoja mama to wielka dama i… Chodźmy już do domu, na Boga, bo zapalenia płuc dostaniesz. O, jak mnie w krzyżu łupie.

Wiktoria pozwoliła wziąć się za rękę, udając, że przyjęła zapewnienia niani. Uznała, że odpowiedzi na dręczące pytania będzie musiała poszukać sama, bez niczyjej pomocy.

Kilka dni później podsłuchała rozmowę dwóch pokojówek: grubej jak beczka na kapustę Zośki i drobnej, czarnowłosej Hanki.

— Co ty tak na jego widok oczami przewracasz? – pytała Zośka, ustawiając w pokoju kredensowym talerze na komodzie.

— Bo mnie do niego ciągnie — odparła Hanka, przyciskając obie dłonie do piersi. — Oj, jak ciągnie…

— Do jaśnie pana? Taki stary…

— Wcale nie stary!

— Ty nie masz jeszcze osiemnastu, a on do pięćdziesiątki dobija. Eee, stary.

— A widziałaś, jak patrzał na mnie? Jego też ciągnie.

— Do ciebie? — zaśmiała się. — Jaśnie pani cudna jak anioł, a on do ciebie, głupia?

— A tak! — rzekła pogodnie Hanka, zupełnie niezrażona. — Jak chłop z żony zadowolony, to ino patrzy, żeby pod pierzynę do niej wleźć, a pan do pani nie zachodzi. Musi być, że już dawno mu obrzydła.

— Ciszej, jeszcze, nie daj Bóg, kto usłyszy i się narobi — zganiła ją Zośka. — Jak już cię musi ciągnąć, to do roboty niech cię ciągnie. Wyjmij serwetę z szuflady i sztućce przetrzyj.

Wiktoria czekała na ciąg dalszy, ukryta za drzwiami do pokoju kredensowego, ale najwyraźniej upomnienia Zośki przyniosły efekt, bo Hanka porzuciła temat umizgów wobec pana Słoczyńskiego i zajęła się pracą.

Zachowanie służących, ich komentarze i paskudne aluzje oburzyły Wiktorię, a jednocześnie utwierdziły ją w przekonaniu, że podejrzenia, których nabrała, są słuszne. Ani trochę nie wierzyła, by ojciec mógł zagustować w Hance czy innej służącej, lecz było jej przykro, że nie gustuje także w żonie. Nie rozumiała dlaczego; przecież wszystkie księżniczki, królewny, wróżki i czarodziejki z baśni opowiadanych przez Ludwikę miały dla niej delikatną twarz matki. Nieraz słyszała, jak mówiono, że piękniejszej kobiety od pani na Łubinowie nie znajdzie się na całej ziemi sandomierskiej. I wciąż była taka młoda, dużo młodsza od ojca. Tylko uśmiechała się rzadko i najczęściej przebywała w buduarze, do którego wstęp miały jedynie Ludwika z Florentyną. Tak — o ile drzwi gabinetu ojca stały przez Wiktorią otworem, o tyle pokoje matki zawsze były dla niej zamknięte. Eufrozyna każdego ranka przed śniadaniem przychodziła do sypialni córki, by zapytać, czy dobrze się czuje i czy przygotowała się na lekcje z panną Michaliną, miała jednak przy tym tak obojętny wyraz twarzy, że Wiktoria nigdy nie odważyła się poskarżyć, nawet jeśli coś jej doskwierało. Kiedy skończyła jedenaście lat i dostąpiła łaski zasiadania do pierwszego stołu*, widywała się z matką także w trakcie posiłków, podczas których mogła podziwiać nienaganne maniery, grację, z jaką unosiła kieliszek albo filiżankę. Jeszcze wieczorem, przed snem, Eufrozyna przychodziła życzyć córce spokojnej nocy i spytać, czy zmówiła pacierz.

Wiktoria nie oczekiwała od niej czułości — tę dostawała z nawiązką od Ludwiki — ale pragnęła uwagi, pochwały, znaku, że jest kochana i ważna, a ponieważ matkę najbardziej interesowały postępy w nauce, pilnie przykładała się do zajęć z panną Michaliną. Uczyła się chętnie i szybko, nie mając najmniejszych trudności z przyswojeniem łacińskich czasowników. Z pamięci recytowała długie fragmenty ballad Mickiewicza, a bajki La Fontaine’a czytała w oryginale. Jedyne, co sprawiało jej trudność, to lekcje muzyki. Cierpiała istne męki, próbując wyszarpnąć z fortepianu choćby najprostszą melodię.

— Musi panienka grać na instrumencie. Każda dama powinna doskonalić się w talentach, jeśli chce dobrze wyjść za mąż. C’est sûr — przypominała panna Michalina.

W końcu jednak, uznawszy, że Wiktoria to przypadek beznadziejny, zarzuciła lekcje muzyki na rzecz rysunku, co przyniosło nad wyraz zadowalające efekty.

Piękno historii dziewczynka odkrywała dzięki Ludwice i ojcu. Wieczorami przy filiżance gorącego kakao niania zabierała ją nie tylko na Łysą Górę, gdzie z biesami harcowały czarownice, ale także do dawnych siedzib antenatów, oprowadzała sekretnymi ścieżkami po zamkach, gdzie straszyło, i po pałacach, które najeżdżał wróg. Przywoływała postacie marszałków koronnych i wielkich hetmanów, kasztelanów i senatorów, powtarzała fascynujące historie z życia jej babek i prababek. Wiktoria najbardziej lubiła opowieść o jednej z nich, dzielnej Wirydianie Opalińskiej, której bali się najgroźniejsi wojacy.

Rozmowy z ojcem pomogły jej zrozumieć, jaki dramat kryje się pod słowami „Sybir”, „niewola”, „zabory”. W książkach przemycanych przez pannę Michalinę z Paryża Wiktoria nieraz czytała o Polakach bohatersko walczących z Moskalami w imię wolności, ale to pan Słoczyński rozbudził w niej wielką miłość do ojczyzny, która nawet nie istniała na mapie. Nocami, kiedy nie mogła zasnąć, wyobrażała sobie, że jest nowym wcieleniem Emilii Plater, szarżowała na wroga z szablą w ręku, uciekała przed ostrzałem artylerii, w przebraniu mężczyzny przemycała tajne dokumenty, od których miało zależeć powodzenie powstania. Oczywiście wszystkie te przygody musiały się zakończyć bohaterską śmiercią. Widziała, jak rozklekotaną furmanką przywożą do Łubinowa jej zakrwawione ciało w asyście wiernych żołnierzy, opłakujących swego dowódcę „wielkiej mocy i sławy”. W tych marzeniach matka, uświadomiwszy sobie, że zabitym powstańcem jest jej córka, padała zemdlona na ganku dworu.

Książkę Srebrne wrzeciono kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Srebrne wrzeciono
Ewa Sobieniewska6
Okładka książki - Srebrne wrzeciono

Piękna Litwinka Vaiva, będąca obiektem pożądania mężczyzn i tym samym nienawiści kobiet, zostaje oskarżona o czary. Jest rok 1641 i dla wiedźm nie ma...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje