Dlaczego umieram? "Sto lat Lenni i Margot"

Data: 2021-07-13 09:09:11 | Ten artykuł przeczytasz w 13 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Życie jest krótkie – nikt nie wie tego lepiej od siedemnastoletniej Lenni Pettersson, przebywającej na oddziale szpitalnym dla nieuleczalnie chorych. Pielęgniarki gotowe są już składać kondolencje, ale Lenni ma jeszcze wiele do zrobienia.

Kiedy spotyka Margot Macrae, osiemdziesięciotrzyletnią pacjentkę, która oferuje jej przyjaźń, życie Lenni nabiera intensywności, jakiej nigdy nawet nie przeczuwała. Uzdolniona artystycznie Margot, buntowniczka w fioletowej piżamie, zmienia sposób patrzenia Lenni na świat. Wspólnie postanawiają namalować sto obrazów przedstawiających historię ich życia – sto, bo tyle lat mają razem. Powstają opowieści o miłości i stracie, o odwadze, niezrozumieniu i pojednaniu, o czułości i radości – opowieści, które prowadzą Lenni i Margot do kresu ich dni.

Obrazek w treści Dlaczego umieram? "Sto lat Lenni i Margot" [jpg]

Do lektury powieści Sto lat Lenni i Margot Marianne Cronin zaprasza Wydawnictwo Harper Collins. Ostatnio mogliście przeczytać premierowy fragment powieści, tymczasem już teraz zachęcamy do lektury ostatniej jego części:

Myślę jednak, że zaskoczyło go, kiedy zjawiłam się następnego popołudnia, w świeżej piżamie i tym razem uwolniona od kroplówki. Przełożona pielęgniarek, Jacky, nie była zachwycona tym, żebym drugi dzień z rzędu szła do kaplicy, ale wytrzymałam jej spojrzenie i rzekłam cichym głosikiem: „To bardzo wiele by dla mnie znaczyło”. A kto potrafi odmówić umierającemu dziecku? 

Jacky wezwała pielęgniarkę, żeby odprowadziła mnie tymi wszystkimi korytarzami. Zjawiła się ta sama nowa, co wczoraj. Ta z ciemnorudymi włosami, które tak bardzo gryzły się kolorem z jej niebieskim uniformem, co jednak zdawało się jej wcale nie przeszkadzać. Pracowała na oddziale May dopiero od kilku dni, więc zachowywała się nerwowo, zwłaszcza przy dzieciach z lotniskowego terminalu, i rozpaczliwie pragnęła, aby ktoś ją upewnił, że dobrze wykonuje swoją pracę. Gdy szłyśmy korytarzem prowadzącym do kaplicy, wygłosiłam opinię, że jest świetną opiekunką. Chyba sprawiło jej to przyjemność. 

Kaplica znów była pusta; tylko ojciec Arthur siedział w kościelnej ławce, ubrany w długą białą szatę narzuconą na czarny garnitur, i czytał. Nie Biblię, lecz jakąś książkę formatu A4 w taniej oprawie, z błyszczącą laminowaną okładką. Gdy Nowa Pielęgniarka otworzyła mi te ciężkie drzwi, byłam jej za to wdzięczna. Arthur nie od razu zwrócił ku mnie głowę. Nowa Pielęgniarka pozwoliła, żeby drzwi się za nami zamknęły. Na ich głośne trzaśnięcie odwrócił się i z uśmiechem włożył okulary.

– Pastorze, ee… Wielebny? – Nowa Pielęgniarka się zająknęła. – Ona… to znaczy Lenni… pyta, czy mogłaby spędzić tutaj godzinę. Mogłaby? 

Arthur zamknął książkę leżącą na kolanach. 

– Oczywiście – odpowiedział. 

– Dziękuję… ee… pastorze – rzekła Nowa Pielęgniarka. 

– Ojcze – podszepnęłam jej. 

Skrzywiła się, zaczerwieniła – co gryzło się z kolorem jej włosów – i wyszła bez słowa. 

Ojciec Arthur i ja usiedliśmy w tej samej ławce. Barwy witrażu były równie urocze jak wczoraj. 

– Dzisiaj też jest tu pusto – powiedziałam i mój głos rozbrzmiał echem. 

Ojciec Arthur się nie odezwał. 

– Czy dawniej tętniło tu życie? No wiesz, w czasach, kiedy ludzie byli bardziej religijni. 

– Tutaj tętni życie – rzekł. 

Odwróciłam się do niego. 

– Jesteśmy tylko my dwoje. 

Najwyraźniej zaprzeczał rzeczywistości. 

– W porządku, skoro nie chcesz o tym rozmawiać – powiedziałam. – To musi być krępujące. Jakbyś wydawał przyjęcie i nikt się nie zjawił. 

– Czyżby? 

– Tak. To znaczy, jesteś tutaj, w swoim najlepszym wytwornym białym stroju z wyhaftowanymi pięknymi winogronami i innymi takimi rzeczami, i… 

– To nie strój, lecz szata liturgiczna. 

– No dobrze, szata. A więc jesteś tutaj w swojej wytwornej szacie liturgicznej, masz stół zastawiony do lunchu… 

– To jest ołtarz, Lenni. I to nie lunch, lecz Eucharystia. Chleb Chrystusa. 

– I co, nie podzieli się z nami?

Ojciec Arthur spojrzał na mnie. 

– To na niedzielną mszę. Nie jem na lunch opłatka i nie jadam lunchu przy ołtarzu. 

– Oczywiście, bo masz w gabinecie jajko i rzeżuchę. 

– Owszem – przytaknął i trochę się rozpogodził, ponieważ zapamiętałam coś w związku z nim. 

– A więc masz wszystko przygotowane na przyjęcie. Jest muzyka… – wskazałam stojący w kącie kiepski odtwarzacz kompaktów i kaset, obok którego kilka płyt kompaktowych ułożono porządnie w stosik – i mnóstwo miejsc siedzących dla gości. – Wskazałam rzędy pustych ławek. – Ale nikt nie przychodzi. 

– Na moje przyjęcie? 

– Właśnie. Codziennie, przez cały dzień, urządzasz dla Jezusa imprezę, na którą nikt nie przychodzi. To musi być okropne uczucie. 

– To… hm… To tylko jeden ze sposobów myślenia o tym. 

– Przepraszam, jeśli pogarszam sprawę. 

– Niczego nie pogarszasz, Lenni, ale naprawdę to nie jest sala bankietowa. To miejsce kultu. 

– Tak. Nie, to znaczy, wiem, ale chodzi o to, że rozumiem, jak się czujesz. Miałam kiedyś przyjęcie urodzinowe, w wieku ośmiu lat, krótko po przeprowadzce ze Szwecji do Glasgow. Mama zaprosiła wszystkie dzieciaki z mojej klasy, ale prawie nikt nie przyszedł. Chociaż w tamtym czasie mama dość kiepsko mówiła po angielsku, więc bardzo możliwe, że wszyscy oni trafili w niewłaściwe miejsce, niosąc prezenty i baloniki, i czekali, żeby impreza się zaczęła. A przynajmniej tak sobie wtedy wmawiałam. 

Przerwałam. 

– Mów dalej – zachęcił mnie. 

– No więc, gdy siedziałam tam na jednym z krzeseł z jadalni, które mama ustawiła w krąg, i czekałam, aż ktoś się zjawi, czułam się koszmarnie. 

– Przykro mi to słyszeć – rzekł. 

– Więc właśnie to mam na myśli. Wiem, jak to boli, kiedy nikt nie przychodzi na twoje przyjęcie. Chciałam tylko powiedzieć, że ci współczuję. I po prostu uważam, że nie powinieneś temu zaprzeczać. Nie możesz rozwiązać problemu, jeśli nie staniesz z nim twarzą w twarz. 

– Ale tu naprawdę tętni życie, Lenni. Tętni życie, ponieważ ty tu jesteś. Tętni życie, ponieważ jest tutaj duch Pana.

Popatrzyłam na niego. Poruszył się z zakłopotaniem w ławce. 

– A poza tym ważna jest też odrobina samotności. To może być miejsce kultu, ale jest także miejscem spokoju. – Podniósł wzrok na witraż. – Lubię rozmawiać tutaj z pacjentami w cztery oczy, bo to oznacza, że mogę poświęcić im całą uwagę. I nie zrozum mnie źle, Lenni, ale myślę, że być może Pan chciałby, abym tobie poświęcił całą uwagę. 

Zaśmiałam się z tego. 

– Myślałam o tobie w porze lunchu – oznajmiłam. – Zjadłeś dziś znowu jajko i rzeżuchę? 

– Owszem. 

– No i? 

– Pyszne, jak zawsze. 

– A ta pani…? 

– Hill. Pani Hill. 

– Powiedziałeś pani Hill o naszej rozmowie? 

– Nie. Wszystko, co tutaj mówisz, jest poufne. Właśnie dlatego ludzie tak bardzo lubią tu przychodzić. Mogą szczerze się zwierzać i nie martwić tym, że ktoś później się o tym dowie. 

– Czyli to jest spowiedź? 

– Nie. Ale gdybyś zapragnęła się wyspowiadać, z radością ci w tym pomogę. 

‒ Jeśli to nie jest spowiedź, to co to jest? 

‒ Jest tym, czym chcesz. Tak jak ta kaplica jest tym, czego potrzebujesz.

Przyjrzałam się rzędom pustych ławek, elektronicznemu pianinu przykrytemu beżowym pokrowcem, tablicy ogłoszeń z przypiętym obrazkiem przedstawiającym Jezusa. Co chciałabym zrobić z tego miejsca, gdybym była wszechmocna? 

– Chciałabym, żeby to było miejsce odpowiedzi. 

– Może nim być. 

– Czyżby? Czy religia naprawdę potrafi odpowiadać na pytania? 

– Lenni, Biblia naucza nas, że Chrystus może poprowadzić cię do odpowiedzi na każde pytanie. 

– Ale czy to może być konkretna odpowiedź? Serio? Czy potrafisz odpowiedzieć mi na pytanie, i to bez mówienia, że życie jest tajemnicą albo że wszystko jest Bożym planem, albo że odpowiedzi, których szukam, pojawią się z czasem? 

– Może wyjaw mi swoje pytanie i wspólnie postaramy się dowiedzieć, jak Bóg może pomóc nam znaleźć odpowiedź. 

Odchyliłam się do tyłu w ławce. Zatrzeszczała i ten dźwięk rozbrzmiał echem we wnętrzu kaplicy. 

– Dlaczego umieram? 

 

Lenni i pytanie 

Nie patrzyłam na ojca Arthura, gdy zadawałam mu to pytanie, lecz spoglądałam na krzyż. Usłyszałam, że Arthur powoli wypuszczał powietrze. Nadal sądziłam, że zamierza odpowiedzieć, ale on tylko skupił się na oddychaniu. Przyszło mi do głowy, że być może nie wiedział, iż umieram. Ale ‒ rozważałam ‒ pielęgniarka powiedziała mu, że przyszłam z oddziału May, a nikt stamtąd nie spodziewa się długiego i szczęśliwego życia. 

– Lenni – rzekł łagodnie po dłuższej chwili – to pytanie jest poważniejsze od wszystkich pozostałych. – Odchylił się do tyłu i ławka znów zatrzeszczała. – Wiesz, to dziwne, słyszę pytanie „dlaczego?” o wiele częściej niż jakiekolwiek inne. I to „dlaczego?” jest zawsze najtrudniejsze. Umiem poradzić sobie z „jak?”, „co?” i „kto?”, ale nie mogę nawet udawać, że znam odpowiedź na pytanie „dlaczego?”. Kiedy zaczynałem tę pracę, zwykle próbowałem na nie odpowiadać. 

– Ale już tego nie robisz? 

– Nie sądzę, abym miał do tego kompetencje. Tylko On potrafi udzielić odpowiedzi. 

Wskazał na ołtarz, jakby Bóg miał kucać za nim, ukryty przed naszym wzrokiem, i przysłuchiwać się nam. 

Zrobiłam w kierunku Arthura gest oznaczający: „a widzisz, mówiłam, że tak będzie”. 

– Ale to nie znaczy, że odpowiedź nie istnieje – dorzucił pospiesznie. – Tylko że ona po prostu przychodzi wraz z Bogiem. 

– Ojcze Arthurze… 

– Tak, Lenni? 

– To największy stek bzdur, jaki kiedykolwiek słyszałam. Ja tutaj umieram! I przyszłam do jednego z wyznaczonych przez Boga rzeczników z naprawdę ważnym pytaniem, a ty odsyłasz mnie z powrotem do niego? Z nim już próbowałam, ale nie dostałam odpowiedzi. 

– Lenni, odpowiedzi nie zawsze przychodzą w postaci słów. Mogą nadejść w różnych formach. 

– Więc dlaczego mówiłeś, że to jest miejsce odpowiedzi? Dlaczego nie powiesz mi uczciwie: „No dobrze, biblijne teorie nie są niepodważalne i nie możemy ci udzielić żadnych odpowiedzi, ale mamy tu ładne okno witrażowe”? 

– Jakiej odpowiedzi byś oczekiwała? 

– Może Bóg powiedziałby mi, że kazał mnie uśmiercić, bo jestem niecierpliwa i irytująca. Albo może prawdziwym bogiem jest Wisznu i cholernie go wkurza, że nigdy nawet nie próbowałam modlić się do niego, tylko stale marnowałam czas na twojego chrześcijańskiego Boga. Albo może nie ma żadnego Boga i nigdy nie było, a całym wszechświatem włada jakiś kompletnie szajbnięty żółw. 

– Czy to podniosłoby cię na duchu? 

– Chyba nie. 

– Czy kiedykolwiek zadano ci pytanie, na które nie potrafiłaś udzielić odpowiedzi? – spytał ojciec Arthur. 

Musiałam przyznać, że imponowało mi jego opanowanie. Naprawdę wiedział, jak odbić piłeczkę. Najwyraźniej nie byłam pierwszą osobą przychodząca do niego z pytaniem „dlaczego umieram?”. Co w pewnym sensie jeszcze bardziej mnie zdołowało. 

Przecząco pokręciłam głową. 

– Wiesz, to okropne – kontynuował – musieć mówić ludziom, że nie mam odpowiedzi, której potrzebują. Ale to nie znaczy, że to nie jest miejsce odpowiedzi, tylko po prostu być może nie są to odpowiedzi, jakich oczekujesz. 

– Powiedz mi więc wprost, ojcze Arthurze, bez lukrowania. Jaka jest ta odpowiedź? Dlaczego umieram? 

Książkę Sto lat Lenni i Margot kupić można w popularnych księgarniach:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Sto lat Lenni i Margot
Marianne Cronin1
Okładka książki - Sto lat Lenni i Margot

Historia niezwykłej przyjaźni wykraczającej poza czas. Życie jest krótkie – nikt nie wie tego lepiej od siedemnastoletniej Lenni Pettersson...

dodaj do biblioteczki
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Zły Samarytanin
Jarosław Dobrowolski ;
Zły Samarytanin
Pokaż wszystkie recenzje