Jest kryminał, jest morderstwo, jest trup, jest policjant, jest duch... Zaraz, zaraz, co?! Tak, jest duch. Bo to nie do końca zwyczajny kryminał. Za to znakomity. I do tego bardzo zabawny.
Marcela ma sporo kłopotów, jednak niespodziewane problemy w jednej chwili znikają, a młoda kobieta zaczyna uczestniczyć w śledztwie dotyczącym... jej własnej śmierci.
Książka Dlaczego mnie zabiłaś? to nie tylko kryminał, to także „opowieści niesamowite". Prawie wszystkie składające się na powieść historie wydarzyły się naprawdę, Andrzej Marek Grabowski zbierał je przez wiele lat, słuchając zwierzeń osób, które w tych wydarzeniach uczestniczyły.
Dowcipnie i inteligentnie. Miejscami śmiertelnie poważnie. Plangmanowski sznyt.
Do lektury zaprasza Wydawnictwo Szelest. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Dlaczego mnie zabiłaś? Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Minęła trzynasta trzydzieści, gdy komisarz Leszek Lipski otrzymał od Krzyśka Pytka, oficera dyżurnego, wiadomość o tym, że w mokotowskim parku Wańkowicza znaleziono martwą kobietę.
– Samobójstwo? – zapytał.
– Nic nie wiem. Dzwoniła jakaś staruszka. Ledwo mogłem ją zrozumieć. Podobno na ławce leży dziewczyna z dziurą w czole.
– Gdzie Grzesiek?
– Zaraz u ciebie będzie – odpowiedział dyżurny.
– A Młodszy?
– Już wychodzi.
– Niech weźmie ze sobą Izę! – polecił Lipski.
– Poczekaj. – Usłyszał, że Pytek jednocześnie odbiera drugie połączenie.
Po chwili w telefonie ponownie rozległ się głos dyżurnego:
– Na miejscu jest wezwany przez przechodniów mundurowy. Potwierdził, że kobieta nie żyje, została zastrzelona.
Lipski nagle poczuł niepokój, który wykluł się w okolicy serca i powoli, jak lepkie macki zaczął obejmować całe jego ciało. Obudziła się intuicja, wyjątkowo czuły instrument, nastawiony na odbiór najdelikatniejszych bodźców.
Ta sprawa będzie bardziej niebezpieczna niż inne, pomyślał. Rzucił do słuchawki „jadę” i ruszył po schodach do wyjścia.
Jako zodiakalny Rak znakomicie wyczuwał emocje i nastroje innych ludzi. Jego podświadomość zawsze rozświetlał srebrzysty reflektor księżyca, rzucający światło na to, co było niewidoczne dla innych. Ufał swoim przeczuciom jak każdemu innemu zmysłowi. Zdarzało mu się nie posłuchać intuicji i zawsze źle na tym wychodził.
To będzie też sprawa bardzo nietypowa – stwierdził, nie mając pojęcia, skąd wzięło się to przeświadczenie.
Czasami – a najczęściej działo się to po wypiciu większej ilości alkoholu, gdy zapadał się w lepkie bagno wspomnień – mówił sobie, że kiedy intuicja zacznie go zawodzić, rzuci pracę w policji i zostanie nauczycielem muzyki albo instruktorem szachowym.
(…)
W powszednie dni o tej porze park Wańkowicza jest zwykle prawie pusty, więc w bezpiecznej odległości od ławki stała niewielka grupka ludzi. Przyciszonymi głosami komentowali zdarzenie, spoglądając w kierunku ławki otoczonej policyjną taśmą zabezpieczającą.
Ludzie ci i tak nie mieli chwilowo co ze sobą zrobić, ponieważ park zamknięto, aby nikt nie mógł go opuścić.
W najbliższej okolicy samego miejsca zbrodni kręciło się paru policjantów. Leszek Lipski przybył tam po kwadransie od chwili, gdy odebrał informację od dyżurnego. W tym czasie zdążył już wezwać doktora Maczka, którego zadaniem będzie sporządzenie protokołu, wypisanie aktu zgonu, a później przeprowadzenie sekcji.
Policję zawiadomiła starsza pani z laską. Spacerowała.
– Sama? – zapytał komisarz, patrząc na jej czerwone od płaczu oczy i trzęsące się ręce.
– A z kim? Męża pochowałam pięć lat temu – odpowiedziała drżącym głosem. – Ale miał już prawie dziewięćdziesiąt lat, ciężko chorował, śmierć była dla niego wybawieniem, a ta dziewczyna taka młoda, taka ładna, Boże…
Leszek Lipski chciał ponownie zerknąć na ofiarę, lecz aktualnie zasłaniał ją niebieski brezent. Coś jednak zapamiętał: rzeczywiście ładna, delikatne rysy twarzy, łagodna linia ust.
Staruszka mówiła dalej:
– Ja sobie, proszę pana, tędy szłam, jak co dzień, bo często jestem w tym parku i spojrzałam w stronę tej pani na ławce, bo bidon leżał na ziemi i nawet chciałam podejść i podnieść. To nie jest tak, że starsze osoby nie mogą pomóc młodszym. Ale zauważyłam, że ona jest jakoś tak dziwnie odchylona do tyłu. Aż śmiesznie. Jakby, wie pan, chciała zobaczyć coś daleko za nią. Nie ruszała się. Podeszłam do niej, powiedziałam: „Proszę pani, bidon pani upadł!” Ale ona nie odpowiedziała i wtedy zobaczyłam na trawie krew, dużo krwi, Boże…
Kobieta znowu zaczęła płakać.
– A na ławkach w pobliżu ktoś siedział?
– Nikogo nie było. Dopiero tam dalej – starsza pani pokazała laską w kierunku bramy – siedział jakiś pan. W czapce z daszkiem.
Lipski rozejrzał się po ludziach stojących za policyjną taśmą.
– Jest tutaj?
Staruszka przetarła oczy.
– To chyba ten. – Czubek jej laski skierował się w stronę starszego pana, uważnie obserwującego jedno z drzew.
– Spisz panią – polecił Lipski jednemu z młodych, umundurowanych funkcjonariuszy, a sam podszedł do mężczyzny. Odprowadził go kilka kroków w bok, przedstawił się i zapytał:
– Pan siedział na tamtej ławce?
– Siedziałem, panie komisarzu.
– Nie widział pan, czy ktoś podchodził do tej kobiety? – Lipski wskazał na ławkę ogrodzoną taśmą.
– Do zabitej?
– Tak.
Mężczyzna przez chwilę się zastanawiał.
– Ja to tak bardziej na ptaki patrzę niż na ludzi. O, nawet sprzęt mam – dotknął palcem przewieszonej przez pierś lornetki. – Wrony tam mają gniazdo. Pan uwierzy, że małą kaczuszkę jedna przyniosła. Taką malutką, jeszcze pokrytą puchem. To krzyżówka pewnie, bo dużo ich teraz…
– Przepraszam, pytam, czy widział pan kogoś przy tamtej ławce.
– Tylko jak przechodziłem, widziałem tę młodą panią. Tę nieżywą, ale wtedy jeszcze żyła. Panie, takie nieszczęście… Rozmawiała przez telefon. A tam dalej, na tej ławce po prawej – wykonał zamaszysty gest – siedziała druga młoda z dzieckiem w wózku.
– A ta pani z dzieckiem jest tutaj?
Mężczyzna rozejrzał się.
– Nie, wózek był taki jasny, różowy. Nie widzę jej.
Książkę Dlaczego mnie zabiłaś? kupicie w popularnych księgarniach internetowych: