Akcja książki Andrzeja Żaka Samuraj i Anioł Stróż toczy się szpitalu dziecięcym na oddziale onkologicznym, nie jest to jednak smutna opowieść. Jednemu z chłopców ukazuje się Anioł Stróż – dość niezwykły, bowiem za życia był karateką. Przebywanie w jego towarzystwie staje się dla Teo prawdziwą przygodą, w trakcie której uczy się być samurajem – dzielnym i odważnym, umiejącym pokonać lęk i walczyć ze złem. Wspólnie pokonają gang złowieszczego Blacka i Czarnej Mamby.
Samuraj i Anioł Stróż to Mądra i zajmująca opowieść o potrzebie wiary i znajdowaniu wewnętrznej siły, która pozwala zmierzyć się ze wszelkimi życiowymi przeszkodami. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Bis, a dziś w naszym serwisie znajdziecie premierowe fragmenty książki:
Poniedziałek
Brzydki jest naprawdę brzydki. Na tym oddziale to zresztą nic nowego. Absolutnie nic! Tu wszyscy mają łyse głowy, przeważnie zasłonięte chustkami jak piraci, czasem perukami. I wielkie smutne oczy patrzące gdzieś daleko. Tak daleko, że nie wiadomo dokąd.
– Hej, Teo, co z tobą? – Barca szturcha go w plecy i pokazuje play station. – Grasz? Mamy godzinę. Szpilkę i Piotrka wzięli na zabiegi!
Barca jest w połowie Hiszpanem, jego tata mieszka w Barcelonie. On z mamą w Warszawie. Obaj z ojcem uwielbiają najlepszą drużynę świata, stąd to jego imię, choć i tak wszyscy uważają je za ksywkę.
– Na koniec świata? Zabrali ich? – mówi do siebie Teo. Na tyle jednak głośno, że Barca wzrusza ramionami.
– Głupiś! – stwierdza, włączając wtyczkę do kontaktu, i rozsiada się z grą wygodnie na łóżku. – To normalka, pewnie zwykła kroplówa. – I zręcznie manipuluje dżojstickiem. Czerwona corvetta ostro rusza i mknie ulicami miasta, niemal ocierając się o mijane i wyprzedzane samochody. Barca mówi, że jeżeli nie umrze, na pewno zostanie piłkarzem albo... albo kierowcą wyścigowym. Jeszcze się nie zdecydował.
Koniec świata to sala na końcu korytarza. Wszyscy wiedzą, co to za miejsce. Stamtąd nikt nie wybiega, nie ślizga się na kapciach. Leżą tam chłopak z ich sali i nowa dziewczyna. Dziewczyna nie ma jeszcze ksywki i nie wiadomo, czy zdąży się jej doczekać. Do tej sali siostra oddziałowa Amelia nie pozwala nikomu zaglądać, nawet kiedy jest chwilowo pusta. Właściwie nie musiałaby tego zabraniać, i tak nikt nie ma ochoty tam wchodzić!
– No! – ponagla Barca. – Co z tobą?
Teo kręci głową. Ile można grać w wyścigi?! Dwa dni po tym, jak trafił do szpitala, rajdowiec podarował im dwie sztuki play station. Rajdowiec był sławny, tak przynajmniej zapewniała szczerząca do niego zęby lekarka. Miał czarną skórzaną kurtkę z zamkami i pomarańczowymi błyskawicami na rękawach. Lekarka się śmiała, rajdowiec się śmiał, było wesoło. Reszta cierpliwie czekała, aż pozwolą rozpakować prezenty.
Teo nie ma ochoty grać. Głowę zaprząta mu koniec świata. Nie tak, żeby zawsze, nie każdego dnia. Ale dzisiaj myśli same krążą wokół tego. Teo ma dziewięć lat i rozsiadłe na policzku bolące paskudztwo. Ono jest jak potwór, którego nie da się zwalczyć. Próbowano już różnych sposobów. Z tego powodu tu jest. Dlatego nazywają go Brzydki. Tym akurat wcale się nie martwi. Tu wszyscy mają ksywki. Prawdziwe imiona i nazwiska wiszą na kartach, w nogach łóżek. Szpilka jest chudy... jak szpilka, Brzydki jest brzydki, Blanka... no tak, Blanka woli, jak ją nazywają Księżniczką, ale właściwie nikt nie ma nic przeciwko temu, że nie używa się imion z karty. Gdzieś poza szpitalem są może potrzebne, ale tu nie!
A poza tym są jeszcze znikające drzwi. I jakby tego było mało, nie wiadomo, dokąd prowadzą. Teo odkrył, że drzwi pojawiają się obok pokoju pielęgniarek, a czasami kawałek dalej, w kącie przy palmie, tam gdzie jest stolik i kilka wysłużonych foteli dla odwiedzających. Chyba właśnie tędy czasami przychodzi anioł. Teo nie ma pewności, czy tych wejść nie jest więcej, niż on widział. Z aniołami nigdy nic nie wiadomo! Ale czy to ważne?
W poniedziałek anioł zjawił się pierwszy raz. Teo pomyślał, że to wszystko halucynacje. Otworzył więc szeroko oczy, potem je zamknął, ale wokół nic, zupełnie nic nie uległo zmianie. Anioł stał, tam gdzie stał, i prawdę mówiąc, wcale nie wyglądał na anioła. Ani skrzydeł, ani białej powłóczystej koszuli, zwykły facet w prochowcu z lekko skrzywionym nosem. Stał tak bez słowa i się przyglądał. Długą chwilę wlepiał oczy w Teo, aż w końcu zagadnął.
– To ty?
Brzydki nieznacznie wzruszył ramionami. Głupie pytanie – pomyślał.
– Okropnie głupie! – zgodził się, najwyraźniej czytający w myślach chłopca, krzywonosy anioł. – Powinienem się przedstawić. – Wyciągnął z kieszeni płaszcza mieniącą się kolorami plastikową legitymację. – Czwarty Departament Niebieski do spraw Młodzieży. Jestem Jasny. Twój anioł! – Ostatnie słowo wyraźnie podkreślił. – Anioł Stróż! Teraz okej?
Teo skrzywił się w uśmiechu na tyle, na ile pozwalał mu bolący policzek. Nie wiedział, co odpowiedzieć. Przemknęła mu myśl o gorączce, ale po kroplówce i porannych tabletkach nigdy jej nie miał. To nie był ani sen, ani żadne złudzenie.