I część rządowego podręcznika do szkoły podstawowej - "Naszego elementarza" (a może raczej "naszego EleMentArza", jak wskazywałaby typografia z okładki) pokazuje, że wprowadzona zmiana nie miała na celu podreperowania budżetu rodziców. Cel był inny: wychowanie dzieci, które w przyszłości tworzyć będą niezbyt mądre i nieszczególnie rozgarnięte społeczeństwo. Społeczeństwo, któremu naprawdę łatwo będzie robić wodę z mózgu.
Modelowo czy sztampowo?
Pod względem treści jest modelowo (a może raczej - sztampowo?). Pierwszy rzut oka na szkołę i salę, w której uczyć się będą pierwszaki. Poznawanie nowych kolegów i koleżanek oraz ustalanie zasad klasowego współżycia. Wspomnienia z wakacji i zainteresowania. Podstawy bezpiecznego poruszania się po ulicach. Znaki drogowe, figury geometryczne. Pierwsze litery i liczby. I pierwsze czytanki - "Przygody dębowego listka" czy doskonale wszystkim znana opowieść o trzech świnkach budujących dom. Kolorowo i różnorodnie. I bardzo zgodnie z poprawnością polityczną - wydaje się na pierwszy rzut oka.
Uczymy głupot
Im bardziej jednak wczytujemy się w udostępnioną właśnie pierwszą część podręcznika, tym więcej pojawia się wątpliwości. Po pierwsze: masa tu zwyczajnych bzdur. Z jednej spośród obrazkowych historyjek dziecko dowie się na przykład, że w kosmosie mieszkają... "smoki". Liście opadają, by "korzeniom było cieplej". Ule w gospodarstwie agroturystycznym stoją tuż przy ścieżce - są usytuowane idealnie, by sympatyczne owady mogły do woli kąsać przechodniów. Gdy dziecko uczy się znaczenia liczby 1, widzi jednego pluszowego misia, który trzyma na kolanach... drugiego! Gdy mówimy o liczbie dwa, widzimy wprawdzie dwie narty, ale dorosły powiedziałby pewnie, że na obrazku widzi jedną parę nart. O wodzie dowiadujemy się tylko tyle, że to wielki skarb (brak wyjaśnienia, dlaczego), o przeziębieniu - tyle, że wówczas się kicha.
Uczymy drętwo
Językowo jest jeszcze gorzej. Rozumiem, że w czytankach dla najmłodszych język musi być nieco uproszczony. Jednak mimo tego powinien brzmieć naturalnie i służyć przekazowi informacji. Tymczasem w podsumowaniu fragmentu o smokach czytamy:
To my – Kama i Tom.
To jest las. To jest jama.
To jajo smoka.
A to smoki: Asia, Kasia, Isia, Misia,
Jasio, Stasio i Tosiek.
Ile? Siedem? A tata i mama?
Dorosły po przejrzeniu ilustracji zorientuje się może, że siedem było młodych smoków, dorosłych zaś - dodatkowych dwoje. Jednak pierwsza lektura przyprawia o zakłopotanie i dłuższą chwilę zastanawiania się, czemu miało służyć kończące powyższy fragment pytanie.
Problem z metodologią
Do tego dochodzi problem z tempem nauczania i metodami przekazywania nowych treści. Logicznym wydaje się, że gdy dziecko poznaje litery na przykładzie kolejnych wyrazów, nowopoznana litera powinna w przykładach wyrazy te rozpoczynać. Tu raz występuje w nagłosie, innym zaś razem - w środku wyrazu lub w wygłosie, a wówczas następuje ubezdźwięcznienie odpowiadającej jej głoski. Dorosły mógłby zwariować - a co dopiero dziecko!
Autorki podręcznika proponują, by w ciągu 3 miesięcy dzieci poznały 18 liter. To sporo - nawet bardzo dużo, jeśli wziąć pod uwagę, że w tym samym czasie dziecko nauczyć się ma liczyć jedynie do trzech, co pozostaje w obrębie możliwości poznawczych nawet czterolatków.
Świat idealny
Nie bardzo rozumiem, kto żyje w świecie, jaki ukazują autorzy podręcznika. Bo w Polsce 1/3 dzieci wychowuje się bez ojca, szkół integracyjnych nie ma znowu tak wiele, a wyposażenie czy wystrój sal lekcyjnych mocno odbiega od tego przedstawionego w podręczniku. W książce Tola ma tablet. Tymczasem w świecie rzeczywistym rodziców prawie pół miliona uczniów nie stać, by zapewnić im przynajniej w co drugi dzień posiłek z mięsa, drobiu, ryby lub odpowiednika wegetariańskiego. W Polsce dziadkowie i babcie coraz rzadziej mogą opiekować się swoimi wnukami, bo pozostają aktywni zawodowo. W książce siwiuteńka babcia odpoczywa z kotem na kolanach, a zgarbiony dziadek podlewa kwiatki.
Ciekawym pomysłem były niektóre propozycje prac ręcznych - zaprezentowane w książce prace są rzeczywiście stosunkowo łatwe do wykonania i naprawdę estetyczne. Bardzo szybko jednak odkrywamy, że w przypadku części z nich brakuje sensownej instrukcji, wskazującej kolejność postępowania. A potem czytamy: Robimy ślimaki z kolorowego papieru i krepiny." Przepraszam bardzo - z czego?
Nuda, Panie, nuda
Wskazane jest, by w celu zwiększenia motywacji do uczenia się umożliwić dzieciom identyfikowanie się z bohaterami książki. Zwykle więc bohaterowie książek dla dzieci czy podręczników to chłopiec i dziewczynka, których coraz lepiej poznajemy w kolejnych sytuacjach. Tu mamy do czynienia z liczną klasą i bohaterami spoza niej. Niemal o nikim nie dowiemy się więcej. Nie dowiemy się też więcej o uczących się w klasie obcokrajowcach czy niepełnosprawnych.
Naiwne, mało ciekawe opowieści szybko znużą większość lepiej rozwiniętych uczniów - podobnie jak poziom zadań, jakie się przed nimi stawia. Gorzej, że problemy mogą mieć również nauczyciele. Dotychczas dostawali oni do rąk pakiety edukacyjne, materiały pomocnicze, nagrania, plansze, infografiki czy gotowe scenariusze zajęć - kreatywne, choć wykorzystujące obowiązujący podręcznik. W przypadku propozycji rządowej tego rodzaju materiałów brak. Wielu więc nauczycieli realizować będzie "plan minimum" - poprowadzą oni nudne lekcje na bazie wydanej przez MEN książki. Cała nadzieja w tych bardziej wymagających wobec samych siebie - skorzystają oni z materiałów z poprzednich lat, oficjalny podręcznik traktując jako zło konieczne i raczej go ignorując niż wykorzystując. Chyba, że kształt podręcznika dla szkół podstawowych diametralnie się zmieni. Na to jednak pozostało naprawdę niewiele czasu.
"Tanio" nie znaczy "dobrze"
Taką właśnie banalną konkluzję można wysnuć z lektury banalnego skądinąd bezpłatnego podręcznika dla pierwszoklasistów. By było jasne: nie jest złym pomysłem, by zamiast miliona książek i zeszytów ćwiczeń pierwszaki niosły do szkoły jedną publikację. Także odciążenie rodziców, którzy dotychczas wydawali na podręczniki po kilkaset złotych rocznie to zamysł godny pochwały. Jeśli jednak na tych oszczędnościach tak wiele może stracić jakość kształcenia najmłodszych, na razie jednak może warto z nich zrezygnować i podjąć pracę nad kolejną wersją podręcznika. Może się uda - powiedzmy: za 20 lat...
Sławomir Krempa
redaktor naczelny serwisu Granice.pl
Projekt darmowego podręcznika pobrać można ze specjalnej strony internetowej.