Cztery przyjaciółki z małego miasteczka Nowogłos dorastały razem, odliczając czas do osiągnięcia upragnionej dorosłości i wolności. Ta jednak nie nadeszła. W dniu, w którym zaczynamy śledzić ich losy, żyją już w nowej rzeczywistości – restrykcje i obostrzenia, konieczność planowania codziennych spraw z wyprzedzeniem – począwszy od wyjść do restauracji czy galerii handlowej, po trasy spacerów czy joggingu, to dla nich codzienność. W popandemicznym świecie spontaniczne wyjazdy czy spotkania w większym gronie są niemal nierealne. Wanda, Matylda, Zuza i Hanna żyją w zastraszonym, nieustannie inwigilowanym społeczeństwie. Doskonale zdają sobie sprawę, że na co dzień ulegają manipulacji władzy. Aby stworzyć sobie namiastkę niezależności, zaczynają działać w podziemnym ruchu oporu. Kim są wykluczeni, którym chcą pomóc? Czy to naprawdę niebezpieczni obłąkani? A może wykluczonym jest każdy, kto nie potrafi odnaleźć się w otaczającym świecie, niezależnie od daty, otoczenia i ustroju politycznego?
Do lektury książki Magdy Puzio Nowa rzeczywistość zaprasza Wydawnictwo Novae Res. Dziś na naszych łamach przeczytacie jej premierowy fragment:
ROZDZIAŁ 1
Obudziła się pięć minut przed codziennym budzikiem. Rozejrzała po mieszkaniu – na tacy obok stał kieliszek pełny białego wina i butelka wody gazowanej, a bliżej okna, na parapecie, popielnica i kilka niedopałków. Spojrzała na telefon – 1 stycznia 2035 roku, godzina 7:02. Kolejny sylwester spędzony w domu, na wirtualnej imprezie z paczką znajomych. A tak liczyła, że tym razem będzie inaczej… Bezpodstawna kwarantanna skończyła się właśnie dzisiaj.
Ostatni wieczór w roku rząd umilił retransmisją telewizyjną programu sylwestrowego z dziewięćdziesiątego siódmego roku, podczas którego jedna z prezenterek totalnie upiła się na wizji. Teraz trudno sobie coś takiego wyobrazić, ponieważ wszystkie programy na żywo były nagrywane wcześniej. Telewizja Narodowa nawet tego skrzętnie nie tuszowała – przecież obywatele i tak się temu nie sprzeciwią, nie zmienią kanału, bo właściwie nie mają wielkiego wyboru. Inne stacje telewizyjne były zablokowane, można je oglądać wyłącznie nielegalnie.
W tych niby niezależnych stacjach telewizyjnych, ale kontrolowanych przez rząd, puszczano tylko filmy, i to w kółko te same. W Narodowej przynajmniej miało się wrażenie tego, że ogląda się, jak kraj świętuje. Kraj… Kraj świętował wtedy, gdy można było wyjść na ulice, na imprezy, koncerty… Kiedy to było?
Imprezy sylwestrowe sprzed pierwszej fali wirusa ledwo co pamiętała. Słyszała jeszcze wspomnienia rodziców co roku ci sami artyści, którzy przestali się starzeć w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, wystąpienia rządzących, życzenia noworoczne. Ani słowa o wirusie. Jeszcze w 2019 było podobno normalnie – fajerwerki, imprezy plenerowe, bale w lokalach, domówki. Dowolna liczba ludzi, dowolna forma rozrywki. Od 2020 wszystko się zmieniło. Ludzie myśleli, że to tylko jeden rok z wirusem i bez dużych, hucznych zabaw. Trwało to jednak parę lat, które zupełnie wystarczyły, by zmienić ich mentalność. Mimo że wirus nie atakował mózgu, to wpływał na psychikę bardziej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Mówiło się o przypadkach depresji, problemach z socjalizacją… Trudno się dziwić, skoro ona sama miała parę lat przerwy od normalnej szkoły większość podstawówki spędziła na zdalnym nauczaniu, dopiero do liceum poszła normalnie. „Normalnie” w rozumieniu na przykład jej rodziców. Dla niej szkoła pełna ludzi, spędzanie kilku godzin dziennie nie przed monitorem, a przed tablicą, przerwy z koleżankami, nie online, a tak naprawdę twarzą w twarz… To dla niej nie było normalne, to było przedziwne.
Prawie każdy z jej rocznika musiał spędzić kilka godzin u psychologa, by poradzić sobie z tym, że kontakt z ludźmi nie jest zabroniony. Wręcz przeciwnie – te kilka lat pomiędzy jedną a drugą falą wirusa obfitowało w pasmo wymogów i nakazów, by się socjalizować. Nie było już hasła „Zostań w domu”, a „Wyjdź z domu”. Każdy uczeń poza zajęciami szkolnymi musiał chodzić na przynajmniej jedne dodatkowe – w większych miastach były większe możliwości, ale nie tutaj – poza siatkówką, pływaniem, crossfitem i klubem szachowym nie było zbyt wielu opcji. Nie można było wybierać zajęć online, bo rząd chciał doprowadzić do zacieśnienia więzi społecznych, które zostały mocno nadwyrężone po paru latach covida.
Druga fala wirusa nadeszła jeszcze przed maturą, ale lockdown ogłosili w ostatni dzień egzaminów. Zrobiło się dużo trudniej i dużo bardziej złowrogo. Ludzie myśleli, że znają chorobę i wiedzą, jak się zachować. Nie tak łatwo było nimi sterować. Tylko że… to nie był ten sam wirus, co na początku lat dwudziestych. Rząd potwierdził, że dotychczasowe szczepionki przed nim nie chronią. Był gorszy, zmutowany, a jeśli dopadł kogoś, kto chorował ostatnim razem…
Świat się zmienił. Nie chodziło o zrujnowaną gospodarkę, o niż demograficzny czy duże upośledzenie społeczeństwa w kwestii kontaktów, nomen omen, społecznych. Było jak w filmie postapokaliptycznym – mniej ludzi, bardziej lub mniej określone zło, które zabija albo bezpowrotnie zmienia człowieka. Co najgorsze, wszyscy się do tego już przyzwyczaili. Do inwigilacji, do konieczności zgłaszania wszelkich aktywności, zapisywania się na wizyty w takich miejscach, jak restauracja, sklep czy kościół. Każdy miał swoje patenty, by oszukać system, w podziemiu krążyły bardziej lub mniej skuteczne leki na objawy wirusa.
Właściwa szczepionka podobno jeszcze nie istniała, chociaż średnio raz na pół roku mówiono o innowacyjnych odkryciach, które okazywały się totalnym fiaskiem.
Przeciągnęła się na łóżku. Nowy rok, dawna rutyna, pomyślała.
Zajmowała małe mieszkanie na parterze kamienicy przy jednej z głównych ulic miasta. Pamiętała czasy, gdy było umeblowane zupełnie inaczej – jakieś kilkanaście lat temu, gdy mieszkała tu jej matka chrzestna.
Miało niewiele ponad czterdzieści metrów kwadratowych. Wchodziło się do niego przez ciemny przedpokój z olbrzymią szafą na buty i płaszcze. Przy drzwiach znajdował się wieszak na maseczki i stolik z płynem do dezynfekcji. Znalazło się tu także miejsce na kuwetę dla kota – tuż przy drzwiach do łazienki.
Łazienka była niewielka, z nieproporcjonalnie ogromną wanną. Można było stamtąd przejść do mniejszego pokoju, który pierwotnie pełnił funkcję sypialni, jednak od kilku lat była to piękna, kobieca garderoba, pełna ubrań. Po jednej stronie wisiały eleganckie koszule i marynarki, a po drugiej był istny miszmasz kolorów i wzorów. W garderobie nie panował bałagan, ale było widać, że porządek nie był najistotniejszy w tym pomieszczeniu. Na środku stał okrągły puf, na którym leżało kilka sukienek, które musiały być mierzone przed internetową imprezą sylwestrową. Mimo że odbyła się w formie online, to jednak trzeba znaleźć okazję do włożenia imprezowych stylizacji. Chociaż w ten sposób można było zachować normalność. Przy drugich drzwiach, które były przejściem do salonu, połączonego z kuchnią, stała niewielka toaletka, a na niej mały kuferek – zapakowany jakby do wyjazdu.
Salon był dobrze oświetlonym, białym pomieszczeniem. Teraz duży pokój dzienny do przyjmowania gości był zupełnie niepotrzebny, ponieważ rzadko były do tego okazje.
Zamiast pokaźnego narożnika, jak kiedyś, w centralnym miejscu pomieszczenia stało wysokie łóżko. Pościel – dość infantylna jak na dwudziestokilkuletnią właścicielkę, już była przykryta ciężką narzutą w kolorze ecru.
Dziś miało być wyjątkowo, nie było czasu na marnowanie wolnego dnia – rząd zezwolił wszystkim niezainfekowanym obywatelom na dodatkowe wyjście lub wyjazd. Oczywiście na spontaniczną wizytę w restauracji czy kinie na co dzień nie było opcji – na to trzeba się zapisać odpowiednio wcześniej. Dużo łatwiej było wyjechać na wieś do rodziców. Wyjazd za miasto, zmiana krajobrazu i… I wyjście na zewnątrz bez maseczki. Ratanowicze to jedno z niewielu miejsc, gdzie można było poczuć się naprawdę swobodnie.
Wstała, założyła szlafrok, przywitała się z kotem Harrym, otworzyła lodówkę… Sadzone czy w koszulce? Włączając ekspres do kawy stojący na parapecie w części kuchennej, zastanawiała się, jak inaczej i nietypowo byłoby spędzać Sylwestra w prawdziwym towarzystwie, a nie na konferencji online. Pamiętała czasy, kiedy rodzice organizowali przyjęcia u siebie, ale tylko kilka razy, w przerwie pomiędzy falami wirusa. Ona była wtedy dzieckiem, bawiła się z nimi, czekała na zimne ognie i życzenia noworoczne, a teraz… Musiała przyzwyczaić się do imprez przez internet. Podobnie jak do programów sylwestrowych z kroniki telewizyjnej w Telewizji Narodowej. Czemu to służyło? Miało pokazać, że kiedyś było normalnie? Nie, dla rządu dopiero teraz było normalnie, a hasła typu: „Masowe imprezy bez żadnego reżimu sanitarnego ani społecznego były pożywką dla bakterii, wirusów oraz eksponowania różnych dewiacji” miały to tylko podkreślać i wmawiać ludziom, że teraz jest lepiej, i to bardziej niż kiedykolwiek.
Siedząc przy szklanym stole, na jednym z czterech różnych, na pozór niepasujących do siebie krzeseł, przyglądała się temu, co dzieje się za oknem. Jak na noworoczny poranek było bardzo słonecznie i ciepło. Chodnikiem przeszło kilka osób – wszystkie z psami. No tak, spacery z psem nigdy nie były zabronione, a w dniu, gdy wszystkie sklepy zamknięto, to była niemal jedyna forma wyjścia, której nie kontrolowały policja, straż miejska ani Służby Sanitarne. Pomachała przez szybę do sąsiadki, której często pomagała, a która dzisiaj sama wyszła na spacer ze swoim pudlem Koko.
Po zjedzonym śniadaniu weszła do garderoby, by przygotować niewielką torbę na wyjazd. Włożyła bluzę po swojej mamie, luźne jeansy i sportowe buty. Spakowała Harry’ego do transportera, włożyła kurtkę i maskę, wyszła z mieszkania i skierowała kroki w stronę samochodu. Samochód też był po mamie. Było to jej pierwsze auto, ale nadal w całkiem niezłym stanie. Zresztą dalsze trasy rzadko wchodziły w grę, więc zielony volkswagen beetle wydawał się idealny.
Włączyła muzykę, bo słuchanie radia i informacji o kolejnych zakażeniach, zapewne wynikających z nielegalnych zgromadzeń w święta, w ogóle nie poprawiłyby jej nastroju. Skierowała się w stronę wschodniego wyjazdu z miasta.
Ulice wyglądały jak zawsze, a ona robiła to co zwykle – liczyła napotkanych ludzi. Na głównej krzyżówce minęła jakąś parę i starszego pana z pieskiem, a koło swojego dawnego liceum dostrzegła trzyosobową grupkę nastolatków – jeszcze nikt nie zwrócił uwagi na podejrzane nielegalne zgromadzenie. Służby Sanitarne, nazywane także Eskami, mogły określić takim mianem nawet tak małe grupy.
Przy miejskim szpitalu jak zwykle było więcej funkcjonariuszy i ratowników w ochronnych skafandrach niż potrzebujących, a na skraju miasta na przystanku autobusowym minęła grupę ludzi najprawdopodobniej kończących pracę w lokalnej hucie szkła. Poza tym miasto wyglądało na zupełnie opustoszałe. Wiedziała, że to nie wynik hucznej zabawy sylwestrowej i syndromu dnia kolejnego, tylko przykrej codzienności i obostrzeń zabraniających swobodnego poruszania się po ulicach.
Zjechała z ronda i skierowała się w stronę granicy Nowogłosu.
Wyjazd z miasta wiązał się z przejechaniem przez specjalne bramki, podobne do tych na autostradach, okazaniem dowodu tożsamości i sprawdzeniem stanu zdrowia, by nie było wątpliwości, że miasto opuszcza czysta.
– Dokąd to? – zapytał zza pancernej szyby tęgi pracownik o ciemnych oczach w ochronnym kombinezonie.
– Do rodziców, do Ratanowiczów – odpowiedziała mechanicznie. – Na jedną, może dwie noce.
– To na jedną czy na dwie?
– W takim razie na pewno na dwie – odparła lekko poirytowana, ale stwierdziła, że lepiej nie wchodzić w jakąkolwiek polemikę, bo to przedstawiciel Ochrony Granic jest górą i może bez podania powodu cofnąć jej zgodę na wyjazd z miasta.
– Rodzice zdrowi? – zapytał podejrzliwie.
Nie było w tym ani krzty troski, to rutynowe pytanie. Chodziło o to, by żaden mieszkaniec miasta, wracając, nie przywiózł doń wirusa.
Prawda była taka, że wszystkie dane dotyczące stanu zdrowia wszystkich obywateli były w wirtualnej bazie, więc prędzej ona dowiedziałaby się o chorobie rodziców od Służb niż Służby od niej. Najwyraźniej chciano zachować pozory prawa do prywatności obywateli.
– Oczywiście.
– Nazwisko rodziców i dokładny adres?
– Dokładnie taki, jak ten zarejestrowany w dowodzie jako adres rodziców.
– Panią pytam.
Oho, chyba pan ma gorszy dzień, pomyślała. Odpowiedziała spokojnie i szczegółowo, bojąc się, że poproszą ją o zrobienie dodatkowych badań przed wyjazdem z miasta. Trwałoby to za długo, zresztą kontakt ze Eskami to nic miłego… Ostatnio badała się zgodnie z wymaganiami niewiele ponad tydzień temu, przed Wigilią, ponieważ zaprosiła rodziców do Nowogłosu. Wedle procedury należało wprowadzić do Panelu Aktywności informacje na temat stanu zdrowia ich wszystkich. Mimo że jej mieszkanie było dużo mniejsze i nie tak komfortowe jak dom rodziców, akurat wtedy było dużo łatwiej zaprosić ich do miasta niż z miasta wyjechać. W okresach wyjazdowych, na przykład w święta, rząd kontrolował każdy ruch. Bezpieczniej, a raczej wygodniej i dla świętego spokoju, było zostać w mieście. Wtedy było w nim mniej ludzi, więc istniała możliwość zaproszenia kogoś spoza Nowogłosu, a nawet wyjścia na spacer bez konieczności wcześniejszego informowania o jego trasie. Rodzice, jako prawni właściciele mieszkania, mogli przyjeżdżać do córki, ale jedynie po uprzednim zgłoszeniu wizyty i wykonaniu badań kontrolnych.
Książkę Nowa rzeczywistość kupicie w popularnych księgarniach internetowych: