Przypadek chodzi po ludziach, czyli komedia kryminalna z genialnym detektywem Jackiem Przypadkiem w roli głównej!
Jacek Przypadek dobiega trzydziestki, codziennie rozmawia ze zdjęciem zaginionej dawno temu w Himalajach narzeczonej, od ośmiu lat przygotowuje się do startu w maratonie, nie ma konkretnych planów na życie i cieszy się z tego, że nie musi ich robić. Do czasu… Pewnego dnia prosi go o pomoc ulubiona sąsiadka, pani Irmina Bamber, której skradziono obrazy. Po ich odzyskaniu bohaterowi udaje się również odszukać zaginioną kolekcję znaczków oraz udowodnić znanemu autorowi, że ukradł swoją najnowszą komedię niejakiemu Fredrze. Tak, nieco przypadkiem, zaczyna się detektywistyczna kariera Jacka Przypadka.
Nasz genialny detektyw łączy w sobie przenikliwość Sherlocka Holmesa z łobuzerskim wdziękiem porucznika Borewicza i irytującym charakterem doktora House’a. Ta wybuchowa mieszanka powoduje, że może liczyć na sympatię wielu kobiet i szczerą nienawiść rosnącej rzeszy swoich wrogów, którzy za jego sprawą trafili za kratki.
Arszenik i stare obrazy otwiera cykl doskonałych komedii kryminalnych, w których nic nie dzieje się przypadkiem, a wszystko dzieje się z Jackiem Przypadkiem! Do lektury powieści Jacka Getnera zaprasza Wydawnictwo Lira. Ostatnio mogliście przeczytać pierwszy oraz drugi fragment powieści, tymczasem już teraz zapraszamy do lektury ostatniej jego części:
Wysiłek ten okazał się jednak zbędny, bo drzwi otworzyły się z impetem i wypadł z nich pan Antoni Gelberg. Normalnie nie miałby pewnie problemów z utrzymaniem się na nogach, ale taksówkarz wciąż ciągnął za klamkę z drugiej strony. Dlatego antykwariusz opuścił kamienicę o wiele szybciej, niżby sobie tego życzył. Laska wypadła mu z lewej ręki i gdyby nie tuba kreślarska, która zamortyzowała jego upadek, mógł sobie zrobić krzywdę. I tak jednak padł jak długi u stóp pani Irminy, wywołując jej przerażenie.
— Mógłby pan uważać!
— Proszę mi wybaczyć. — Gelberg podniósł się z przepraszającym uśmiechem, który zamarł na jego twarzy, gdy zobaczył, przed kim stoi. Szybko schylił się po laskę i poprawił na ramieniu tubę, jakby bojąc się, że zaraz ktoś mu ją odbierze.
— Co pan tu robi? — Pani Irmina była równie zdziwiona jak antykwariusz. — Przecież wyraźnie panu powiedziałam, że nie sprzedam moich obrazów!
— Tak, tak, oczywiście.
Gelberg z błyskiem przerażenia w oczach ukłonił się nisko i ruszył w stronę Rakowieckiej. Początkowo usiłował udawać, że tak naprawdę się nigdzie nie spieszy i dreptał małymi kroczkami. Potem zaczął przebierać nóżkami odrobinę szybciej. A kiedy obejrzał się za siebie i zobaczył, że pani Irmina i taksówkarz ciągle na niego patrzą, puścił się pędem, potrącając na rogu ulicy jakiegoś przechodnia.
— Wariat jakiś? — wyraził przypuszczenie taryfiarz.
— Nie, antykwariusz.
— No to blisko byłem.
Widać było w tej chwili, że od strony teoretycznej Jacek jest naprawdę świetnie przygotowany do przebiegnięcia maratonu. Znakomite buty najlepszej firmy, precyzyjny stoper używany przez profesjonalistów i T-shirt, idealnie wchłaniający pot, sprawiały, że wyglądał w tym momencie, jakby miał za kilka sekund wystartować do biegu. I pewnie by to zrobił, gdyby na pierwszym piętrze nie spotkał swojej sąsiadki.
— Dzień dobry, pani Irmino. Miała pani wrócić w sobotę.
Chciał schylić się po postawione przez sąsiadkę walizki, ale zadzwoniła jego komórka. Zerknął na wyświetlacz, uśmiechnął się, lecz nie odebrał.
— Znudziło mi się na tej wsi. Możesz odebrać, ja poczekam.
— To tylko Błażej. — Chwycił bagaże i ruszyli na górę.
— Ten erotoman gawędziarz?
— Przesadza pani. Na panią po prostu nie działa jego zwierzęcy magnetyzm.
— Nie znam takiej, na którą działa. — Uśmiechnęła się ironicznie. — Bezwarunkowo nie znam — podkreśliła swoje zdanie przy użyciu ulubionego zwrotu. — Ten Bączek skończył remont?
— Od dwóch dni cisza. Coś tam jeszcze chyba robi, ale już po cichu.
— No to chwała Bogu. Jak się wtedy do mnie przebił przez ścianę, to myślałam, że umrę ze strachu.
— Dobrze, że błyskawicznie ją załatał.
— Ale i tak musiałam wyjechać, żeby się choć trochę uspokoić. — Doszli na czwarte piętro i Jacek postawił walizki przed drzwiami starszej pani. —A do ciebie nikt się nie wprowadził w międzyczasie?
— Ja odstraszam kobiety.
— Co ty za głupstwa opowiadasz?!
— Słowo honoru. Ostatnia uciekała ode mnie tak szybko, że nawet jej śniadania nie zdążyłem zrobić.
— Marzena chętnie by zjadła wspólne śniadanie.
— Muszę lecieć, tata na mnie czeka. — Jacek wiedział, że w dyskusji na temat Marzeny jest na straconej pozycji, dlatego postanowił jej nie kontynuować.
Zanim sąsiadka zdążyła zareagować, był już piętro niżej.
Starsza pani pokręciła głową z odrobiną dezaprobaty. Bardzo lubiła tego pędziwiatra, jego niestały charakter, który nie przeszkadzał mu podkreślać konserwatywnych poglądów. Lubiła nawet to, że zmieniał znajome w błyskawicznym tempie. Gdy je czasem widziała, stwierdzała, że z całą pewnością nie zasługiwały na więcej niż chwila zainteresowania.
Ale nie miałaby nic przeciwko temu, żeby po drugiej stronie korytarza pojawił się jakiś maluch, którym mogłaby się czasem zająć i znów poczuć się babcią.
Westchnęła i włożyła klucz do zamka. Ku jej zdziwieniu nie chciał się przekręcić we właściwą stronę.
Chwyciła za klamkę, żeby spróbować ponownie. Drzwi jednak ustąpiły, wywołując u niej zdziwienie nie mniejsze niż u Gelberga.
„Chyba Wojtuś nie zapomniał zamknąć?” — pomyślała z niepokojem. Szybko weszła do środka, zostawiając walizki przed drzwiami.
Po kilkunastu sekundach wybiegła na zewnątrz, z trudem łapiąc powietrze. Chciała coś krzyknąć, ale nie była w stanie. Jedyne, co wydobyło się z jej ust, to krótkie i ciche:
— O Boże…
W swoim gabinecie, urządzonym gustownie z nutką retro, siedział Młody Bóg Seksu. Wprawdzie miał tylko metr sześćdziesiąt w kapeluszu, na nosie śmieszne okularki i był raczej mizernej postury, ale to nie przeszkadzało w niczym jego świetnemu samopoczuciu.
Bo temu nic w kosmosie nie było w stanie zaszkodzić. Dlatego Młody Bóg Seksu, który aktualnie urzędował w kancelarii adwokackiej „Sakowicz & Sakowicz”, był jednym z najszczęśliwszych ludzi na świecie.
— Życie jest piękne. A najpiękniejsze w nim są kobiety. — Zwykł mawiać i dodawał: — Zaś w nich najcudowniejsze jest to, że tak się im podobam.
Uwielbiam je za to.
W tej chwili przeciągnął się w swoim fotelu i podniósł słuchawkę telefonu. Wystukał szybko numer na klawiaturze i czekał przez chwilę na połączenie.
— Jacek? No cześć, stary, Błażej mówi. Czemu nie odbierasz? A rozumiem, trenujesz do maratonu. — Uśmiechnął się ironicznie. — Może wpadniesz wieczorem do Zakrapialni? Mam przeczucie, że dzisiaj coś na pewno wyrwę. A wiesz, mnie takie przeczucia nigdy nie mylą. Chcesz się założyć? — Uśmiechnął się z dużą dozą pewności siebie, której miał zawsze w nadmiarze. Chciał coś jeszcze dorzucić, ale w tej chwili weszła do jego pokoju sekretarka.— Poczekaj chwilę — rzucił do słuchawki i zakrył ją ręką. — Tak?
— Dzwoni pan Klempuch w sprawie tego Bambera.
— Zaraz odbiorę. — Sekretarka znikła za drzwiami. — Muszę kończyć, mam drugi telefon. To co, do zobaczenia o dziewiątej?
Książkę Arszenik i stare obrazy kupić można w popularnych księgarniach internetowych: