Poznajcie Kroniki Czerwonej Kompanii!

Data: 2016-03-15 18:51:27 | Ten artykuł przeczytasz w 6 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet
News - Poznajcie Kroniki Czerwonej Kompanii!

W niedalekiej przyszłości korporacje przejmują kontrolę nad podbojem kosmosu.

 

Trwa terraformacja i kolonizacja Marsa, na planetę przybywają zespoły naukowców, osiedleńcy i... najemnicy, zbrojne ramię wielkich firm.

 

Postęp technologii, nowe odkrycia, zmiana czerwonej marsjańskiej pustyni w urodzajne terytorium – to wszystko zdaje się spełnieniem marzeń ludzkości o nowym wspaniałym świecie, w którym każdy znajdzie swoje miejsce – tak przynajmniej wyglądają reklamy emitowane przez korporacje, które kontrolują planetę i procesy osiedleńcze.

 

Co naprawdę dzieje się na Czerwonej Planecie? Ilu najemników i ile broni sprowadziły tam wielkie firmy? I najważniejsze – w jakim celu? Co takiego jest na Marsie, że najpotężniejsze korporacje chcą położyć na tym łapę?

 

Wkrótce rozpęta się walka, bezpardonowa i krwawa, w której stawką jest przyszłość całej ludzkości. Jaki będzie jej przebieg? Warto się o tym przekonać podczas lektury pierwszego tomu Kronik Czerwonej Kompanii - powieści Czarna kolonia. Książkę poleca Drageus Publishing Housea dziś w naszym serwisie znajdziecie jej premierowe fragmenty:   

 

Wyraźnie czuła wszystkie przeciążenia. 

 

Transportowiec odbił od atmosfery, leciał pionowo w górę, dalej – odłączając się od Ziemi. Glob w tym miej­scu i o tej porze świecił akurat oślepiającym, białym bla­skiem, gdy Słońce wychodziło zza mocno wygiętego na tej wysokości horyzontu. Wyglądało to przepięknie – jakby starożytni bogowie napinali na krawędzi Ziemi kolosalny łuk światłości. Kera nie mogła tego teraz zobaczyć – pelikan nie był transportowcem pasażerskim, takim z oknami albo holograficznymi wizualizacjami przestrzeni, umilającymi podróż pasażerom. Widok bezpośredni mieli jedynie piloci w kokpicie, ale i oni teraz korzystali tylko z nawigacji na holograficznym, trójwymiarowym wyświetlaczu. Światło Słońca o tej porze wypalało gałki oczne, toteż kokpit za­słonięty został pancerną pokrywą, tak jakby pelikan miał zaraz robić zrzut na obszarze objętym ciężkimi walkami.

 

Siedziała w ładowni, przypięta uprzężą do bocznej ścia­ny. Miała nadzieję się zdrzemnąć, nawet zamknęła oczy, jednak cały jej organizm reagował na zmiany ciśnienia i przeciążenia, redukcje i wzrosty ciągu, gdy maszyna zmie­niała kierunek. Czuła, że teraz zaczynają lecieć po łuku – pelikan równał lot, mknęli więc równolegle do atmosfery.

 

Zwolnił trochę. Wyrwanie się z pola grawitacyjnego globu w przypadku takich jednostek zawsze wymagało ogromne­go zużycia paliwa, toteż dalszą, zasadniczą część podróży mieli odbywać na minimalnej pracy silników – transporto­wiec gnał naprzód samą siłą pierwszego uderzenia turbin. 

 

Hałas w ładowni był straszny, jak to w bojowym trans­portowcu. Nikt nie przejmował się redukcją dźwięku z pra­cy turbin, podzespołów i silników. Zresztą chyba każdy okręt bojowy, od myśliwca aerobitalnego aż po potężne krążowniki, miał tak zwany dźwięk tła – głośniejszy lub cichszy, ale jednak idący po kadłubie dźwięk pracy maszyn. Piloci już go nie zauważali, ale dla żołnierza wojsk lądo­wych nawet najdrobniejszy szmer był słyszalny. 

 

„Statki więzienne” – pomyślała. „Tylko statki więzienne mknęły jakoś tak cicho, w milczeniu”. 

To dziwne.

Szarpnęło, zatrzęsło.

„Nie pośpię, szlag by to...”

Piętnaście minut do doku. Czyli się zbliżali. 

 

Pelikan zmniejszył ciąg. Wyczuła to momentalnie, jakby wyrzuciła ciężką grudę z płuc. Oddychała teraz swobodniej – zbliżali się do celu. 

 

Potężne cielsko krążownika wyróżniało się na tle gwiazd.

 

„Wiking” – gigantyczny okręt wojenny. Starej klasy. Peli­kan przeleciał nad wielkim dziobem, wyglądającym jak łeb rekina młota. Transportowiec był maleńką jednostką na tle masy krążownika, jego ruch śledziły baterie działek – nie­wielkie, dwulufowe automaty. Oprogramowanie swój – obcy błyskawicznie rozpoznawało pochodzenie okrętu i działka otwierały ogień w wypadku zbyt bliskiego podejścia podej­rzanej lub jawnie nieprzyjacielskiej jednostki. Pociski dwa­dzieścia milimetrów, wystrzeliwane z baterii, pomimo że technologia nie należała do najnowszych, były w stanie ro­zerwać i dziurawić kokpity nawet dużych jednostek. Burty pelikana tym bardziej nie stanowiłyby dla nich przeszkody. 

 

Doki znajdowały się dalej, na „płetwach” krążownika – wysuniętych na boki skrzydłach jednostki, połączonych z dziobem grubą częścią głównego pokładu. To tam umiej­scowione zostały koszary dla żołnierzy i pokłady mieszkal­ne dla oficerów oraz obsługi statku.

 

Transportowiec Kery mijał w tej chwili właśnie tę część jednostki – technologia ulegała ciągłym modyfikacjom, ale zasadnicze założenia konstrukcji pozostawały niezmienne, tak samo jak dawniej w przypadku jednostek morskich – żagiel i opływowa konstrukcja dziób – pokład – rufa stano­wiły standard przez setki i tysiące lat. Podobnie było z krą­żownikami. Jak na razie – największymi jednostkami, jakie był w stanie zbudować człowiek.

 

„Wiking” był pierwotnie budowany dla Amerykanów, jednak jankesów z czasem, mniej więcej w połowie prac nad konstrukcją, przestało być stać na odbiór potężnej jed­nostki. Tak więc odkupiła ją od nich korporacja Van Graff. „Wiking” służył dla niej od dwudziestu lat i mimo iż miał niedługo odejść ze służby, wciąż pozostawał jednym z naj­lepszych okrętów swojej klasy.

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Katar duszy
Joanna Bartoń
Katar duszy
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Klubowe dziewczyny 2
Ewa Hansen ;
Klubowe dziewczyny 2
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje