Pär Lagerkvist to nagrodzony Noblem wybitny pisarz. Wychowany w rodzinie żarliwych luteranów, już w gimnazjum doświadczył kryzysu wiary, który kazał mu szukać alternatywnej prawdy o wszechświecie i człowieku. Tragiczne doświadczenia wojen światowych sprawiły, że w swojej twórczości coraz głębiej angażował się w problematykę filozoficzną i psychologiczną, zwłaszcza kwestie złożoności natury ludzkiej, wartości ludzkich wyborów, odwiecznych źródeł zła i możliwych fundamentów ludzkiej wiary i nadziei... Wydawnictwo Promic opublikowało właśnie trzy znakomite i poruszające opowieści, składające się na cykl Zło - Karzeł, Kat i Mariamne
W powieści Kat pisarz przenosi czytelnika w odległe, mroczne czasy średniowiecza, snując opowieść o człowieku zajmującym się dość specyficzną profesją. Kat - z jednej strony wywołujący wśród pospólstwa lęk i zabobony, z drugiej cieszący się powszechnym poważaniem. Te skrajne uczucia wynikały z przekonania, że ktoś taki może rzucić na człowieka klątwę, po której umiera się pod katowskim toporem. Druga część tekstu bliższa jest czasom współczesnym. Bohater pozostaje ten sam, zmieniają się realia. Akcja rozgrywa się tuż przed II wojną światową, kiedy ideologia faszystowska zyskuje coraz większą popularność.
Zapraszamy do lektury premierowego fragmentu powieści:
Kat siedział przy stole w ciemnym kącie gospody i pił. W świetle kopcącej łojówki, postawionej tam przez karczmarza, chylił się nad stołem, wielki i zwalisty w swoim krwawoczerwonym kaftanie, podpierając dłonią czoło z wypalonym katowskim piętnem. Kilku podpitych rzemieślników i czeladników z okolicznych domów głośno rozprawiało nad kuflami przy drugim końcu stołu. Blisko kata nie siedział nikt. Bezszelestnie snuła się po kamiennej podłodze służebna dziewczyna i drżącą dłonią dolewała mu do dzbana. Terminator, który wśliznął się chyłkiem do gospody i chował się w mroku pod ścianą, połykał go płonącymi oczyma.
– Dobre piwko, mistrzu! – krzyczał jeden z czeladników. – Wiesz chyba, że matka świsnęła ci spod szubienicy palec złodziejaszka i zawiesiła na nitce w beczce. Nie dopuści, by ktoś miał piwo lepsze niż ona, ba, zrobi wszystko dla swoich gości. A przecież nic nie nadaje piwu takiego smaku jak palec wisielca!
– Tak, tak… dziwne to wszystko, co stamtąd przychodzi – odezwał się mały krzywogęby szewc, ocierając ostrożnie pianę z obwisłej brody. – Jakąż to ma przedziwną moc.
– Oj, co prawda, to prawda! Pamiętam raz, jak w moich stronach rodzinnych powiesili jednego człeka za kłusownictwo, choć twierdził, że jest niewinny. Gdy mistrz katowski wykopał spod niego drabinkę i pętla szarpnęła, skazaniec wypuścił wiatr, aż czuć było na całym wzgórzu, i kwiaty zwisły na łodygach, a na łące na wschodzie trawa legła pokotem, zrudziała i zwiędła, bo zapomniałem dodać, że wiał akurat zachodni wiatr, i tego lata zapanował w całej okolicy nieurodzaj.
Ryknęli śmiechem, aż kładli się na stole.
– Hm… ojciec mój opowiadał, że za jego młodych lat żył garbarz, który obłapiał własną szwagierkę. I temu garbarzowi przytrafiło się zupełnie to samo, gdy miał wyzionąć ducha. To ponoć bardzo często się zdarza, gdy ktoś ma tak nagle opuścić ten ziemski padół. I gdy się wtedy raptownie cofnęli od podmuchu, ujrzeli chmurę wznoszącą się ku niebu, tak czarną, aż strach było patrzeć. A z tyłu siedział na niej sam diabeł z grzeszną duszą i sterował pogrzebaczem, śmiejąc się szyderczo, zadowolony z odoru.
– Nie chcę słuchać waszych głupot – ciągnął stary, zerkając w stronę kata. – Mówię poważnie o tym, jaką to ma moc, bo to prawda i pewnik. Patrzcie choćby na Kristena, chłopca Anny, tego, co to cierpiał na padaczkę i toczył pianę, gdy przyszło na niego opętanie! Sam wiele razy pomagałem go trzymać i otwierać mu usta. Strach było patrzeć, jak to nim miota… hm… to dużo gorsze niż wszystko inne, czego się napatrzyłem. Ale gdy później matka zabrała go, by popatrzeć, jak to kowal Jerker tracił życie, chłopcu zaś dali się napić krwi, pomogło mu jak ręką odjął. Od tej pory ani razu nie miał napadu.
– Nieee...
– Wiecie tak samo dobrze jak ja, co mieszkam koło nich.
– Tak, tak, nikt nie przeczy.
– Niechby tylko… Chyba na całym świecie wiadomo, że tak jest.
– Ale to musi być krew mordercy, i jeszcze ciepła, inaczej wcale nie pomaga.
– W rzeczy samej.
– Tak. Dziwne to, bardzo dziwne...
– A znów dzieci cierpiące i chore na krzywicę mogą ozdrowieć, jeśli im się poda krew zdrapaną z katowskiego miecza, wiem to jeszcze z dzieciństwa – mówił staruch. – Znane to było w całej okolicy i wiejska babka przynosiła krew z domu kata. Może nie tak, mistrzu?
Kat nie widział go. Nie poruszył się. Jego duża, zamknięta twarz ledwie była widoczna w migotliwym świetle łojówki.