Polska książka potrzebuje ratunku. Literaci, wydawcy i księgarze nie mają siły politycznej porównywalnej z górnikami. Zapewne dlatego apele ludzi tworzących książki pozostają bez echa od lat. Nie prosimy o dotacje z budżetu państwa, nie prosimy o umorzenie długów w ZUS, czy w Urzędach Skarbowych. Prosimy jedynie o uchwalenie przyjaznych dla książki przepisów, podobnych do tych obowiązujących w wielu krajach Europy od roku 1981 - czytamy w liście otwartym do premier Ewy Kopacz i parlamentarzystów z apelem o szybkie uchwalenie przepisów o jednolitej cenie książki. Apel podpisali m.in. Marek Bieńczyk, prof. Jerzy Bralczyk, Sylwia Chutnik, Krzysztof Daukszewicz, Krystyna Janda, Małgorzata Kalicińska, Sławomir Koper, Zygmunt Miłoszewski, prof. Anna Nasiłowska, Maria Nurowska, Olga Tokarczuk, Szczepan Twardoch, Janusz L. Wiśniewski, a także prezesi Polskiej Izby Książki, Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek, Stowarzyszenia Księgarzy Polskich i Izby Księgarstwa Polskiego.
Projekt ustawy o jednolitej cenie książki jest gotowy od ponad roku. Przedstawiony parlamentarzystom projekt zyskał ich wstępne przychylne oceny, jednak od dłuższego czasu prace nad ustawą utknęły w martwym punkcie. W trakcie konferencji w Centrum Konferencyjnym PAP zaprezentowano treść listu, który dostępny jest na stronie www.audiowizualni.pl. Każdy może za pośrednictwem sieci złożyć pod nim swój podpis.
Projekt nakłada obowiązek ustalenia na okres 12 miesięcy jednolitej ceny książki przed wprowadzeniem jej do obrotu. Wzorem regulacji europejskich przewidziano możliwość odstępstwa od ustalonej ceny jednolitej oraz rabaty dla bibliotek, instytucji kultury i placówek oświatowych. Przy zakupach na targach przewidziano stosowanie upustów. Jednolita cena książek jest stosowana w wielu krajach UE. Pierwszą ustawą tego typu była francuska ustawa Langa, przyjęta w 1981 roku. Do dzisiaj podobne rozwiązania wprowadzili Niemcy, Hiszpanie czy Włosi.
Po przedstawieniu opinii publicznej projektu ustawy o jednolitej cenie książki nastąpiły gwałtowne protesty czytelników, obawiających się, że nie będzie ich stać na zakup nowości wydawniczych. - W Polsce dystrybutorzy i sieci księgarskie, by móc już na starcie zaproponować klientowi końcowemu rabat na nowości na poziomie nawet 25%, wymuszają bardzo wysokie rabaty ze strony wydawnictw, które wydawca musi w jakiś sposób odrobić. Stąd właśnie wysokie ceny okładkowe nowości – dzięki nim mamy kwotę, od której wydawca może zaproponować dystrybutorowi rabat na poziomie 50 czy 60%, a wydanie książki nadal będzie mu się opłacało. Wprowadzenie ustawy, regulującej ceny nowości książkowych nie tylko nie spowoduje podniesienia ceny okładkowej, ale może przyczynić się do ich spadku na poziomie nawet 15% Ustawa jest bardzo ważna, by za kilka lat istniały jakiekolwiek miejsca, w których książki w ogóle będziemy mogli kupić - mówiła w rozmowie ze Sławomirem Krempą dr Grażyna Szarszewska, dyrektor generalny Polskiej Izby Książki. Warto do tego tekstu powrócić.