Odkryj tajemnicę radości i wewnętrznego pokoju za sprawą nowej książki Lindy Dilow Ukojone serce. Podróż kobiety do pełni zaufania. Publikację poleca Wydawnictwo Koinonia, a patronuje jej redakcja serwisu Granice.pl - wszystko o literaturze. Dziś możecie przeczytać premierowy fragment publikacji.
Większość z nas warunkuje swoje poczucie zadowolenia okolicznościami, uzależnia je od własnych uczuć czy też uczuć innych ludzi. Jednak prawdziwe zadowolenie jest niezależne od warunków, w jakich się znajdujemy. Jest stanem serca, a nie stanem rzeczy.
Przyjmij zaproszenie autorki do wspólnej podróży, która pomoże Ci zrozumieć, czym jest prawdziwe szczęście, i doświadczyć zmiany w patrzeniu na otaczający świat, ludzi czy nawet siebie samą, a także rolę, którą przyszło Ci spełniać. Dostrzeżesz, jak zamartwianie się, niepokoje i skupianie się na niewłaściwych rzeczach odciągają cię od doświadczania pełnej radości w sercu. Gdy odkryjesz już tajemnicę zadowolenia, twoje serce i umysł wypełni niezwykły pokój. Ujrzysz Boga w nowy sposób i doświadczysz obecności Tego, który jest Błogosławionym Władcą, Królem królów i Panem panów.
Przeczytajcie fragment publikacji:
Kiedy Meredith opadła ciężko na krzesło w mojej kuchni, byłam przygotowana na kolejną litanię o jej tragicznym życiu. Chciała się ze mną spotkać, by usłyszeć, jak mogłaby się stać bardziej radosną osobą. Bez wątpienia Meredith była jedną z najbardziej negatywnie nastawionych do życia osób, jakie kiedykolwiek spotkałam – odzwierciedlał to nawet jej wygląd.
Nasze słowa, zachowanie, a nawet wyraz twarzy ujawnią przecież to, jacy jesteśmy naprawdę i co wciąż zaprząta nasze myśli. Postawa Meredith i wyraz jej twarzy wyraźnie świadczyły, że żyła zgodnie z własną interpretacją fragmentu Listu do Filipian 4:8, która brzmiała: „Wreszcie, Meredith, myśl tylko o tym, co nieprawdziwe, co niepoczciwe, co niesprawiedliwe, co nieczyste, co niemiłe, co niechwalebne. Jeśli coś jest niedoskonałe czy niegodne pochwały – myśl o tym”. Życie Meredith było istnym obrazem jej negatywnego myślenia. Co najdziwniejsze, wiele kobiet bez namysłu zamieniłoby się z nią własnym życiem. Była kobietą zdrową, o drobnej figurze, którą utrzymywała bez większego wysiłku. Miała dwójkę cudownych dzieci i kochającego męża, który kupił jej ostatnio nowe meble – byle tylko w jakiś sposób ją uszczęśliwić. Gdy zapytałam Meredith, czemu czuje się taka nieszczęśliwa, choć Bóg pobłogosławił ją tyloma dobrami, bez chwili wahania zaczęła wylewać wszystkie swoje żale. Po pierwsze, Bóg nie dał jej domu. Ona pragnęła mieć własny dom, na który zasłużyła. Jej mąż – oczywiście kochał ją, ale wcześniej nie zdawała sobie sprawy z jego braków. Jej dzieci – owszem, są cudowne, ale do wszystkiego negatywnie nastawione i wciąż narzekają (nie musiałam zgadywać, dlaczego!).
Meredith była jak koń z klapkami na oczach, który widzi tylko zakurzoną drogę przed sobą. Nigdy nie próbowała przenieść swojego wzroku na Boga ani też policzyć wszystkich błogosławieństw, które na nią wylewał. Miała własny, zamazany obraz życia, którego konsekwencją był bezbożny zwyczaj okazywania ciągłego niezadowolenia.[...]
Moja podróż ku zadowoleniu rozpoczęła się piętnaście lat temu, kiedy nagle zawiodły wszystkie moje cudowne sposoby kontroli. Przestały działać, gdyż życia po prostu nie da się kontrolować. Dwoje moich prawie dorosłych dzieci nagle zaczęło podążać w złym kierunku.
Chrześcijanką stałam się jeszcze na studiach. Czułam podekscytowanie faktem, że będę mogła wychowywać swoje dzieci w chrześcijańskim domu. Miałam jednak błędne wyobrażenie, że jeśli „wbiję” dzieciom do głowy wszystkie „właściwe” nauki dotyczące Boga i Jego Słowa, one automatycznie Go pokochają i staną się Mu posłuszne. Po jakimś czasie, kiedy wszystko wskazywało na to, że mój plan jednak nie zadziałał, moje serce stało się bardzo niespokojne i wpadłam w depresję. Gdy podzieliłam się swoimi obawami z przyjaciółką, niespodziewanie powiedziała mi: „Lindo, lubisz mieć wszystko pod kontrolą, jednak w twoim życiu jest zbyt wiele rzeczy, których nie sposób kontrolować”.
Wówczas nie rozumiałam, o czym mówiła. Przecież ufałam Bogu, byłam zawodową misjonarką. Co miała na myśli, mówiąc: „Lubisz mieć wszystko pod kontrolą”?
Patrząc dzisiaj wstecz, widzę, że miałam w sercu pragnienie, by ufać Bogu, lecz czasami wydawało mi się, że jest On „zbyt powolny”. Kiedy zaczynał działać – jak myślałam, w ślimaczym tempie – podświadomie podejmowałam decyzję, że muszę Mu pomóc. Wiem, że brzmi to jak bluźnierstwo. Bóg nie potrzebuje naszej pomocy. Moje próby zapanowania nad okolicznościami (może lepszym określeniem byłoby „manipulowanie” okolicznościami) czy ustawiania innych ludzi według mojego widzimisię jednoznacznie komunikowały: „Boże, nie robisz tego, co według mnie powinieneś, więc pomogę Ci w tym”. „Pomaganie” Bogu wywołuje w nas jednak niepokój serca. Kiedy próbujemy przejąć kontrolę nad wydarzeniami wokół nas, odwracamy wzrok od Tego, który ma wszystko pod swoją kontrolą.
Linda Dillow jest autorką wielu książek, takich jak Twórcza partnerka, Jaką żoną jestem czy Intymne sprawy (z Lorraine Pintus). Jest popularnym mówcą na konferencjach dla kobiet w różnych częściach świata. Wraz z mężem, Jodym, mieszka w Monument, w stanie Kolorado, USA. Mają czworo dzieci i dziesięcioro wnucząt.