W książce Irena Jarocka o sobie Mariola Pryzwan oddaje głos jednej z najważniejszych polskich artystek XX wieku, Irenie Jarockiej. W zebranych przez autorkę książki wywiadach Irena Jarocka opowiada między innymi o swoim dzieciństwie, koncertach i wiernej publiczności, karierze wokalnej, mężczyznach, małżeństwie i miłości, a także o pobycie we Francji i Ameryce. Mówi o córce, działalności charytatywnej i o przemijaniu.
– Irena Jarocka o sobie to publikacja bogato ilustrowana – czytelnik znajdzie tu wiele niepublikowanych jeszcze zdjęć artystki z jej domowego archiwum. Mariolę Pryzwan znam i podziwiam od lat. Jest urodzoną biografką, dokładną, rzetelną, kochającą swoje bohaterki i bohaterów. Kiedy czytałam tę książkę, Irenka – to było wczoraj – bo tak o niej zawsze mówiłam, stanęła mi przed oczami, jak żywa. Niby nic dziwnego, bo przecież tekst składa się z cytatów z różnych rozmów z Ireną Jarocką od początku jej kariery. Ale jak to jest ułożone i zredagowane! Czułam się tak, jakby Irena opowiadała mi jeszcze raz historię swego życia, jak to ona – szczerze, bez upiększeń – powiedziała o tej książce dziennikarka Maria Szabłowska. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Szelest. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Irena Jarocka o sobie. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
O nauce i początkach śpiewania
To mama odkryła mój talent. Zaprowadziła mnie do chóru katedry oliwskiej i do pani profesor Haliny Mickiewiczówny, która pomogła mi dostać się na wydział wokalny do średniej szkoły muzycznej w Gdańsku-Wrzeszczu.
„Super Express”, 2008
Czekałam raz w tygodniu na audycję radiową, w której uczono modnych wtedy przebojów. To były pierwsze lekcje śpiewania piosenek. Pod koniec szkoły podstawowej śpiewałam w chórze katedry oliwskiej, jednocześnie brałam udział w kółku dramatycznym, grając role różnych świętych.
„Gazeta Pomorska”, 2001
Pamiętam naszą pierwszą nauczycielkę, młodziutką i śliczną Helenę Niemsowicz.
W szkole miałam ogromne kompleksy, uciekałam od koleżanek, wolałam stać cicho z boku i obserwować, co się dzieje. (…)
Nauczycielką, która zmieniła moje życie, była pani Henryka Mogielnicka. To ona pierwsza starała się mnie zrozumieć i dała wiarę w siebie. Dzięki niej polubiłam matematykę, a potem już posypały się dobre oceny z innych przedmiotów. Raptem świat zaczął być kolorowy, a ja nie byłam już „szarą myszką”.
Droga do szkoły prowadziła przez ulicę Podhalańską albo Liczmańskiego, koło kościoła Cystersów. Przy ulicy Polanki było V Liceum Ogólnokształcące, do którego chodziłam od pierwszej klasy. Nie miałam daleko do szkoły, jednak ten kawałek zajmował mi sporo czasu, bo lubiłam podziwiać piękne stare kamienice. Myślałam o ludziach, którzy tam mieszkali, i wyobrażałam sobie, że ja też tam mieszkam.
„Dziennik Bałtycki. Rejsy”, 2004
Mama zmarła przed czterema laty [w czerwcu 1984 roku – przyp. M.P.2]. Był to dla mnie bodajże największy wstrząs w życiu. Tatuś mieszka w Gdańsku i jest moim łącznikiem między Warszawą a Wybrzeżem.
Zawsze będę miała przed oczami postać mamy. Całe życie ciężko pracowała. Była poważnie chora, a jednocześnie nieprawdopodobnie żywotna.
Rodzice wyrobili we mnie wrażliwość na wszystko, co dzieje się dokoła nas. Jednocześnie dzięki wychowaniu, jakie otrzymałam, łatwo mi dziś pogodzić się z porażkami, radzić sobie ze sprawami przykrymi, których życie nam nie oszczędza.
„Walka Młodych”, 1989
Trudne dzieciństwo nauczyło mnie zapobiegliwości. Wrażliwości na drugiego człowieka. Miłości do prostych ludzi. Właściwie nie potrafię komuś wyrządzić krzywdy. Prawie nie umiem kłamać. Nie jestem snobką. Nie muszę ubierać się u superkrawców, choć mnie na nich stać. Nie jest mi to potrzebne. Dom rodzinny to była baza. Rodzice nauczyli mnie radości z każdej chwili w życiu. Nauczyli, jak być szczęśliwym, jak umieć cieszyć się drobiazgami. I to chyba najpiękniejsze.
Radio Vox FM, 2007
Wiedziałam, że jeżeli mam śpiewać, to muszę robić to dobrze. Pani profesor [Halina Mickiewiczówna] zaproponowała, żebym przychodziła do niej na lekcje. Spodobał jej się mój głos. Ustawia mi go bardzo ciekawie, nie zmienia barwy. Tak się utarło, że śpiewaczki muszą ustawiać głos operowo, a ona tego nie robi. Bardzo dużo jej zawdzięczam.
Polskie Radio PR 3, 1968
Pani profesor [Halina Mickiewiczówna] natychmiast powiedziała, że bierze mnie pod swoją opiekę do średniej szkoły muzycznej. Chodziłam tam na lekcje fortepianu i do niej na lekcje śpiewu. Wkrótce po tym spotkaniu otwarto Studio Piosenki przy Polskim Radiu w Gdańsku. I tam się wszystko zaczęło. Zostałam przyjęta, mimo że podałam za niską tonację piosenki Zwodzony most z repertuaru Ireny Santor. Nie mając jeszcze własnego repertuaru, śpiewałam utwory innych. Były też akademie w szkole, w „Piątce”, gdzie moim przebojem było O sole mio.
Radio Vox FM, 2007
Za namową mamy poszłam na przesłuchanie do Studia Piosenki i zostałam przyjęta. Tutaj pierwszych kroków estradowych uczyli nas profesjonaliści. Zaczęły się występy estradowe, telewizyjne i nagrania radiowe.
„Gazeta Pomorska”, 2001
Debiutując w gdańskim Studiu Piosenki, nie przypuszczałam, że na poważnie zajmę się piosenkarstwem. Traktowałam to jako wdzięczną przygodę, bo śpiewanie sprawia mi dużą przyjemność. I dobrze się stało, że do pewnych osiągnięć doszłam powoli. Inaczej nie zdążyłabym sprostać wciąż rosnącym wymaganiom. Tym bardziej teraz cenię sobie przyjemne dla mnie opinie.
„Głos Wybrzeża”, 1968
Bardzo chciałam zostać architektem, nie myślałam o piosenkarstwie. Wtedy uważało się, że piosenkarstwo to niepoważny zawód, tak jak aktorstwo, a ja byłam poważnym człowiekiem. Poszłam do studium nauczycielskiego, ale nie zostałam nauczycielką. Wyszło na to, że jednak śpiewam.
Radio Vox FM, 2007
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Irena Jarocka o sobie. Publikację kupicie w popularnych księgarniach internetowych: