Pisane białym atramentem. Fragment książki „Gorszycielki"

Data: 2019-10-14 13:57:04 | Ten artykuł przeczytasz w 7 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

Komu Polki zawdzięczają wiedzę o orgazmie? Przed kim modele i modelki rozbierali się, nie tylko do pozowania? Kim była założycielka międzynarodowej firmy-imperium, nazywanej „polską mafią”?

Gorszycielki to książka o kobietach śmiałych i nieprzeciętnych. Takich, które wyłamywały się z ogólnie przyjętych norm, które głośno mówiły to, o czym inni tylko myśleli. Skandalistki? Emancypantki? Karierowiczki? A może po prostu dziewczyny, które miały odwagę wziąć sprawy w swoje ręce i żyć na własnych warunkach?

Jarosław Molenda, znany pisarz i publicysta, przybliża losy Polek, które łamały tabu i konwenanse: kobiet inteligentnych i przedsiębiorczych, z przytupem wkraczających w świat zarezerwowany do tej pory dla mężczyzn. W książce m.in. o Zapolskiej, Rubinstein, Stryjeńskiej, Łempickiej, Wisłockiej. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Lira, dziś w naszym serwisie prezentujemy premierowe fragmenty publikacji: 

Do niedawna o dziejach kobiet mówiło się, że napisano je białym atramentem. Niewidocznym — jakby żyły na jakiejś feministycznej Atlantydzie. Tylko nieliczne figurowały w podręcznikach, słownikach, encyklopediach. Do historii przeszły tylko te emancypantki, które — poza tym, że walczyły o prawa kobiet — osiągnęły sukcesy w innych (jeśli nie całkiem męskich, to wspólnych dla obu płci) dziedzinach, te, które zajmowały się literaturą, socjalizmem, ekonomią, medycyną.

Były to odważne i niebanalne kobiety — gruntownie wykształcone, same zarabiające na siebie, a często i na swoje rodziny. Wiele z nich było rozwódkami, kilka żyło w nieformalnych związkach, z których miały dzieci, niektóre związały się z kobietami. Nie zawsze należały też do intelektualnych elit, nie zasiadały — jak choćby Irena Krzywicka (zawdzięczająca to zresztą romansowi z Boyem) — obok skamandrytów na pięterku w Ziemiańskiej.

Nie publikowały w najbardziej poczytnych pismach kraju, ale zakładały własne, o których dzisiaj nikt już nie pamięta. O większości tych zaangażowanych w kwestię kobiecą historia milczy. Krakowska publicystka Kazimiera Bujwidowa i inne „prawdziwe” działaczki ruchu kobiecego, domagające się praw wyborczych, koncentrowały się na agitacji i pracy organizacyjnej, pisały głównie teksty doraźne i ulotne — odezwy, artykuły, petycje.

Paradoksalnie postępowanie wyzwolonych emancypantek tak dalece i pod każdym względem odbiegało od przyjętych norm, że było trudniejsze do zaakceptowania właśnie dla innych kobiet niż dla mężczyzn, którzy patrzyli na te poczynania z pewnym pobłażaniem, ale i z sympatią. Kobiety, choć potrafiły docenić osiągnięcia odważnych przedstawicielek własnej płci, niejednokrotnie nazywały je wprost wariatkami lub dawały odczuć im to w różny sposób. Mężczyźni akceptowali ich „inność” na równi z ich dokonaniami, ponieważ kobiety i tak zawsze były dla nich „inne”, dlatego więc mniejsze lub większe odchylenia od normy zachowań czy kanonów nie miały tu już znaczenia, oczywiście byle nie dotyczyło to pola ich działania.

Aktywność intelektualna kobiet podlegała swoistej degradacji, ponieważ nawet ich powieściopisarstwo uznawano za metodę odreagowywania instynktu, odmawiając mu znamion świadomej twórczości intelektualnej. Potępiono kobiety nie tylko za sam fakt pisania, lecz także za wytwarzanie dzieł zbyt daleko odbiegających od obowiązującego wówczas kanonu estetycznego. Tego, z czego dziś kobiety są dumne, czyli wykształcenie, wysokie zarobki, zaradność, skuteczna walka o swoje prawa, wtedy musiały się wstydzić. Ba, większość z nich nie ośmielała się nawet o takich luksusach marzyć…

Nie mogły studiować, gdyż w ich czasach nie przyjmowano kobiet na uniwersytety, nie mogły rozwijać przedsiębiorstw, ponieważ banki nie udzielały pożyczek kobietom. Ich miejsce było przy dzieciach i garach, a jeśli już wolno im było pisać, to romanse. Przy czym poruszanie choćby kwestii nierówności było bardzo niemile widziane w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Samotna kobieta w podróży oznaczała zgorszenie, a szminki używały tylko aktorki i kobiety lekkich obyczajów.

Bohaterki tej książki żyły w czasach, gdy wciąż istniały różne standardy moralne, obowiązujące mężczyzn i kobiety: zdrada mężczyzny była wybaczalna, kobiety — w żadnym wypadku; młodzieńcowi wolno było się wyszumieć w stanie kawalerskim, wybaczało mu się drobne miłostki albo regularne odwiedziny w burdelu, lecz utrata dziewictwa przed ślubem przez młodą kobietę z dobrego domu była już niewybaczalna.

Mężczyzna żenił się z młodziutką dziewczyną dopiero mając „sytuację” (przyzwoitą pensję, mieszkanie, pozycję towarzyską, stanowisko — może to nie jest zresztą całkiem głupie), co oznaczało — grubo po trzydziestce, miał więc już za sobą burzliwą przeszłość, której śladem bywała niekiedy przekazywana młodej (i niewinnej) małżonce (lub kochance) choroba weneryczna. Przytrafiło się to Zapolskiej, Stryjeńskiej i wielu innym…

O wyborze bohaterek do tej książki decydowała reprezentatywność ich twórczości, dokonań i poglądów. Chodziło o możliwie klarowne przedstawienie różnych dróg do sukcesu i różnych wizji emancypacji kobiet. Gabriela Zapolska na przykład zdecydowanie i jawnie wypowiadała się… przeciwko konkretnym postulatom ruchu równouprawnienia kobiet. Nie każda też miała tyle odwagi co Maria Komornicka, która wyłamała się z obowiązujących zasad i jej życie zakończyło się tragedią. Ba, na wiele lat została wymazana z kart historii literatury.

Tradycyjny katolicyzm nauczył Polaków wstydu ciała i erotyki. Jeśli Polacy rozumieją pruderię jako coś w rodzaju zakłamanego wstydu, to są pruderyjni. Pruderia tkwi korzeniami w polskiej obyczajowości, ponieważ u nas zawsze wiele rzeczy nie uchodziło i wypadało z nimi się kryć. Jesteśmy nie tylko pruderyjni, lecz także pełni hipokryzji. Jeśli przyjmiemy, że pruderia to tyle, co ignorowanie różnego rodzaju świństw czy spraw moralnie drastycznych w imię „wzniosłych” ideałów przyzwoitości, to polska pruderia obejmuje wyjątkowo szeroką dziedzinę zjawisk.

Polacy są nie tylko pruderyjni, wykazują się obłudą nie tylko w sprawach życia seksualnego, ale i postaw moralnych w ogóle. Prawie dziewięćdziesiąt procent społeczeństwa jest katolikami, ale ilu z nich chodzi regularnie do kościoła? Ba, większość miałaby spore kłopoty z wymienieniem choćby dziesięciorga przykazań, a jeśli chodzi o ich przestrzeganie, to wątpliwe, czy dałoby się znaleźć dwa procent takich. Nic bardziej obłudnego. Nawet w XXI wieku nie pozwalamy żyć innym tak, jak chcą…

Książki Gorszycielki. Dziewczyny, które łamały tabu i konwenanse kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Gorszycielki. Dziewczyny, które łamały tabu i konwenanse
Jarosław Molenda1
Okładka książki - Gorszycielki. Dziewczyny, które łamały tabu i konwenanse

Komu Polki zawdzięczają wiedzę o orgazmie? Przed kim modele i modelki rozbierali się, nie tylko do pozowania? Kim była założycielka międzynarodowej firmy-imperium...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Katar duszy
Joanna Bartoń
Katar duszy
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Klubowe dziewczyny 2
Ewa Hansen ;
Klubowe dziewczyny 2
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje