Olga nie żyje. Fragment książki „Czarne piwo grabarza"

Data: 2023-07-19 15:12:08 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 20 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Gośka, Danka i Renata - sąsiadki z poznańskich Jeżyc. Uzbrojone jedynie we własną intuicję i dobre chęci podejmują się rozwiązania zagadki nagłej śmierci dalekiej znajomej.

Olga była w kwiecie wieku i w dobrej formie, więc jest mało prawdopodobne, że śmierć nastąpiła z przyczyn naturalnych. Gośka bierze udział w pogrzebie, gdzie poznaje byłego Olgi, któremu zamierza się bliżej przyjrzeć.

Pozostałe dziewczyny dostają inne misje, mające je nakierować na właściwy trop. Danka zatrudnia się w korporacji, w której pracowała zmarła, a Renata umawia się na randkę z Tindera z irytującym Pawełkiem.

W tle cały czas przewija się niezwykle pociągający Brodacz. Lista podejrzanych rośnie, a przyjaciółki pakują się w kolejne skomplikowane sytuacje towarzyskie i zawodowe.

Wartka akcja, zagadka, płynne dialogi, czarny humor i poznańskie zakamarki, a w tle dużo barwnych postaci. Wśród nich grabarz z Garbar i Grabaż z Pidżamy Porno. Zakończenie zaskakuje i jednocześnie sugeruje, że to jeszcze nie koniec kryminalnych przygód agentek bez licencji, czyli samozwańczych Czyścicielek z Jeżyc.

Czarne piwo grabarza zdjęcie książki Anny Kapczyńskiej

Do lektury książki Anny Kapczyńskiej Czarne piwo grabarza zaprasza Wydawnictwo Replika.

Właśnie takich książek więcej nam potrzeba na rynku. Świetnie napisanych, pełnych humoru, ale też naprawdę przemyślanych.

- recenzja książki „Czarne piwo grabarza"

– Zależy mi na różnorodności, nieoczywistości i wychylaniu się z ram. Życia nie da się wsadzić w ramy, zawsze coś nas może zaskoczyć, więc dlaczego mielibyśmy naklejać etykietkę gatunkową na powieść? Moje bohaterki prowadzą zabawne dialogi, śmiech jest dla nich świetnym sposobem na zawoalowanie rozterek życiowych. Ale przecież mają swoje traumy, problemy i obawy, jak my wszystkie – mówi w naszym wywiadzie Anna Kapczyńska

W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Czarne piwo grabarza. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:

Nie mieszaj się!

Następnego dnia obudziło ją uporczywe dzwonienie do drzwi na przemian z pukaniem. Potrzebowała chwili, żeby się zorientować gdzie jest. 

Odetchnęła z ulgą, widząc, że we własnym łóżku, i na szczęście sama. 

Zerknęła na nocną szafkę, nie było na niej telefonu. Pewnie nie wyjęła go z kieszeni płaszcza. Zerknęła na zegar, dochodziła dziesiąta. 

Była przekonana, że to Danka, która nie może się doczekać jej relacji z wigilii. 

– Już idę! – krzyknęła w stronę drzwi, jednocześnie szukając czegoś, co mogłaby szybko na siebie narzucić. Włożyła spodnie dresowe i bluzę z kapturem na gołe ciało i poszła otworzyć drzwi. 

Zamiast Danki na progu stał Roman. Ledwie wszedł, rzucił się, żeby ją przytulić. Trzymał ją mocno i nie puszczał, przesuwał ręce po jej plecach, ale nie było w tym czułości, tylko jakby upewniał się, że ma do czynienia z żywym człowiekiem a nie z duchem. Gośce było głupio, nie kąpała się przed spaniem, musiała śmierdzieć przetrawionym piwem. Wreszcie udało jej się wyswobodzić. 

– Co ty robisz tu z samego rana? – zapytała.

– Dla kogo rano, dla tego rano. Lepiej powiedz, gdzie przepadłaś na całą noc. 

– Gdzie ja przepadłam na całą noc? – Zrobiła wielkie oczy. – Gdzie ty przepadłeś? Zdaje się, że uciekłeś w połowie naszej świątecznej randki pod pretekstem pracy. A ja cóż, dopiłam piwo i resztę romantycznego wieczoru spędziłam sama we własnym łóżku. 

Kiedy nauczyła się tak kłamać?! 

–To w takim razie gdzie przepadł twój telefon? Próbowałem dodzwonić się do ciebie jeszcze wczoraj, ale brak sygnału. Pomyślałem, że może ci się wyładował. Ale dziś próbuję dzwonić od ósmej i wciąż wyłączony. Wystraszyłem się, że coś ci się stało. 

– Złego diabli nie biorą – stwierdziła z przekąsem. 

– A jednak. – Westchnął. – Niby nie mówi się źle o zmarłych, ale nie wiem, co miałbym powiedzieć dobrego? W sumie mało ją znałem…

– Kogo? O czym ty mówisz?!

–Olga nie żyje. Próbowałem się do ciebie dodzwonić, żeby ci powiedzieć. 

– Co?! Olga? Dziewczyna twojej siostry?! Ale jak, kiedy, czemu? – zadawała durne pytania, które przychodziły jej do głowy. 

– Jeszcze nic nie wiadomo, zasnęła przy oglądaniu filmu i już się nie obudziła… Jezu… biedna Zośka.

Usiadł w płaszczu na fotelu na stercie jej ubrań i zakrył twarz rękoma. 

– Masakra, Roman, nie wiem, co powiedzieć… Była taka… pełna życia… tak nagle… to okropne! Chorowała na coś?

– Nie wiem. Sekcja zwłok to wykaże. 

– A jak się czuje Zośka? Jezu, co za głupie pytanie, jak ma się czuć… 

Ale wiesz, o co mi chodzi? Może potrzebuje pomocy?

– Na pewno. Psychiatrycznej. Jest w kompletnej rozsypce, w jakimś szoku, siedziałem z nią całą noc, nie chciała się położyć. Momentami miałem wrażenie, jakby nie rozumiała, co się stało, plotła trzy po trzy. Tak, to na pewno szok. 

– A teraz gdzie jest? 

– U siebie. Wreszcie zasnęła. 

– Co?! Zostawiłeś ją samą? W mieszkaniu, w którym przed chwilą znalazła swoją dziewczynę martwą?! Może jeszcze na tej samej kanapie?!

– Nie… w sypialni. Ale nie jest sama, matka do niej pojechała. 

Odczynia jakieś czary, pali liście laurowe czy inny majeranek. 

– Co?!

– Wypędza złe duchy, oczyszcza aurę, nie wiem, nie znam się na tym. Szczerze wątpię, że ona się zna, ale jeśli ma się przez to poczuć lepiej, że coś zrobiła, a Zośka dzięki temu miałaby się poczuć bezpieczniej, to według mnie niech pali tam nawet stare opony, nic mi do tego. 

– Serio nie wierzysz w takie rzeczy? Czy nie wierzysz na złość matce?

– A co, ja dziecko jestem, żeby matce robić na złość? Nie wierzę, bo nie mam powodu, żeby wierzyć. Brałem udział w setkach przygotowań do pogrzebu, widziałem mnóstwo zwłok, z wieloma spędziłem sporo czasu i nikt nigdy nie pokazał mi się jako duch, nie słyszałem ich szeptów ani jęków o północy w kostnicy, ani na cmentarzu.

– Jezus Maria, nie poszłabym za żadne skarby o północy ani do kostnicy, ani na cmentarz.

– Dlaczego?

– Dlaczego?!

– No dlaczego? Dlaczego w południe na cmentarz tak, a o północy już nie. Co za różnica?

– Ogromna! O północy jest strasznie!

– Jest strasznie w twojej głowie, bo się naoglądałaś filmów, naczytałaś Kinga czy innego Mastertona i teraz wyobrażasz sobie nie wiadomo co. Zapewniam cię, że nic się nie dzieje na cmentarzach w nocy, chyba że jakiś pijak się zabłąka, ale to się rzadko zdarza, bo oni też się boją. Tylko hieny cmentarne się nie boją, wiedzą, że nie ma czego i mają to gdzieś. No i grasują przede wszystkim przed Wszystkimi Świętymi. W pozostałych miesiącach raczej jest spokój. 

– Hieny cmentarne! Nigdy nie mogłam zrozumieć, jak można okradać zmarłych! 

– Jakich zmarłych, Gocha, o czym ty mówisz? Nie można okradać zmarłych, bo oni nic nie mają. Ich już nie ma. Zostało tylko ciało i to w szczątkowej wersji. Nie mają czucia, nie słyszą, nie widzą, nie myślą, nie wspominają, nie jest im przykro ani żal. Nawet nie jest im obojętnie. Nic im nie jest. Niczym się nie martwią. 

– A powinni, bo są martwi. 

Zaśmiali się, żeby po chwili przypomnieć sobie powagę sytuacji, na którą oboje nie mieli ochoty. 

–Wiesz, co jest najgorsze, Gośka? Że teraz cały żal będzie się skupiał wokół biednej Olgi, że mój Boże, taka młoda, mogła żyć, tyle przed nią, utracone perspektywy, możliwości, z których nie skorzysta. A ona już ma to w dupie. Nawet nie, ma to nigdzie, bo jej już nie ma. O zmarłych nie mówi się źle, więc z czasem wszyscy zapomną, jaką była wredną suką i jak zatruwała życie Zośce, jak sobie ją owinęła wokół palca. Każdemu będzie jej żal, podczas gdy nikt nie pomyśli, że to Zośka cierpi teraz najbardziej. A Zośka? Zapomni albo już zapomniała o wszystkim złym, będzie pamiętała same miłe chwile z Olgą…

–To chyba dobrze, co?

– Nie, właśnie zupełnie źle. Bo w jej głowie Olga stanie się świętą, cudowną, wspaniałą i jedyną miłością jej życia. Niezastąpioną. Niedoścignionym ideałem. Już to usłyszałem tej nocy wiele razy, że teraz to już nikt nigdy, Zośka przysięgała jej wierność po grób…

– No grób już jakby się wydarzył… – Gośka próbowała żartować.

– Ale grób Zośki. Będzie się umartwiać, rozpamiętywać i w nieskończoność obwiniać.

– Obwiniać? – Gośce załączyła się czujność.
– Tuż przed śmiercią Olgi pokłóciły się. I to o totalną głupotę, o film. Zośka chciała koniecznie obejrzeć To właśnie miłość, bo to jej świąteczna tradycja, a Olga miała ochotę na jakiś thriller. Nie wiedziała, że zaraz sama stanie się bohaterką thrillera. No i się pokłóciły. Zośka wyszła z domu, a Olga zaległa na kanapie. Jak się okazuje – na zawsze. 

– No nie do końca, przecież zabrali ją stamtąd?

– Wiesz, o czym mówię.

– Wiem, droczę się z tobą. 

– No. W każdym razie jest jak zawsze: Zośka się zadręcza, a Olga ma to w dupie. Poniekąd triumfuje. 

– Zgodnie z twoją teorią nie może triumfować, bo jej nie ma. 

– Wiesz, o co mi chodzi. Poniekąd wygrała. I wkurwia mnie to. Trzeba było inaczej jej się pozbyć. 

Gośkę zmroziło. 

Przyjaciółka

Rok 1999

Zośka nie zawsze interesowała się dziewczynami. Dorastała w czasach, w których nie wiedziała, że jest taka opcja. Nie mówiło się o tym. W liceum nie znała żadnej lesbijskiej ani gejowskiej pary. Pozornie wszyscy byli hetero, orientacja seksualna to był temat tabu. Mama, tata i dzieci – to była norma, narzucony obyczajowy standard. Gdy ktokolwiek odkrywał, że pociąga go ta sama płeć, obawiał się, że jest z nim coś nie tak. 

Kiedy po latach przypominała sobie swoje fascynacje kobietami z czasów liceum, nigdy nie myślała o nich w tych kategoriach. Wolała Madonnę od Michaela Jacksona, Nirvana jej nie porwała, ale wokalistka 4NonBlondes już tak. Guns’n’Roses nie robiło na niej wrażenia, a Sinead O’Connor ogromne. Słuchając Roxette, myślała o Marie, nie zwracała uwagi na Pera. Chciała nawet mieć taką samą fryzurę, co skończyło się katastrofą. To nie były czasy fryzjerów szkolonych w Nowym Jorku czy w Berlinie. Lokalna fryzjerka co prawda obcięła ją na krótko, ale jej włosy były miękkie i podatne, nie chciały dać się postawić na sztorc. Tym bardziej że Zośka nie miała pojęcia jakich kosmetyków użyć, żeby uzyskać taki efekt. 

Podczas gdy jej licealne koleżanki podkochiwały się w nauczycielu języka polskiego, ona czuła szczególną więź z panią od plastyki. Profesor Madejska była jakby nie z tego świata, nie nosiła garsonek jak inne nauczycielki, tylko kolorowe zwiewne szaty, ogromną biżuterię i lubiła oryginalne nakrycia głowy – wielkie kapelusze i turbany. Grono pedagogiczne traktowało ją jak nieszkodliwą wariatkę, młodzież wyśmiewała, a Zośka była nią zafascynowana. To przez nią zainteresowała się sztuką, malarstwem i grafiką i z powodu lekcji plastyki zdawała później na ASP.

W liceum Zośka miała przyjaciółkę, która jej imponowała. Iza była  bardzo pewna siebie, odważna, bezczelna i zmieniała facetów jak skarpetki. Szybko jej się nudzili. Zośka nie była szarą myszą, ubierała się oryginalnie, odważnie malowała, ale nie miała takiego powodzenia jak Iza. Być może wynikało to z postawy przyjaciółki, która zawsze mówiła, co myśli, nie zastanawiając się, czy wypada i czy kogoś nie obraża. Być może to była pewność siebie, a może poza, która miała ukryć niepewność. Nastolatki radzą sobie z wrodzoną nieśmiałością po swojemu, jedni zamykają się w skorupach, innych wszędzie widać i słychać. Zośka chciała, żeby było ją widać i słychać, ale nie potrafiła się przebić. Jej intuicyjną strategią była przyjaźń z Izą. 

Iza była bardzo atrakcyjna i kobieca. Podczas gdy Zośkę można było wziąć za chłopaka, w przypadku Izy nie było szans na taką pomyłkę. Miała szerokie biodra i obfity biust, który chętnie eksponowała ogromnymi dekoltami. Swoje długie, ciemne, kręcone włosy zawijała w kok jedynie na lekcjach WF-u. Zośka była filigranowa i niższa od niej o głowę. Przy Izie czuła się nijaka, ale nie zazdrościła jej, tylko ją podziwiała. Wtedy myślała, że po prostu chce być taka jak ona, a tymczasem musiała być nią zauroczona, sama sobie z tego nie zdając sprawy. 

Ich przyjaźń kwitła, aż do pewnego incydentu, który poróżnił je na zawsze. Pod koniec trzeciej klasy siedemnastoletnia Iza często zostawała sama w domu, bo jej rodzice, oboje wolnego zawodu, przenosili się do domku nad jeziorem. Zośka mówiła swojej matce, że razem z Izą jadą do nich na weekend, a tak naprawdę urządzały imprezy w mieszkaniu albo szlajały się po knajpach studenckich. 

W jedną z sobót wybrały się do Agricoli, taniego baru z piwem w akademiku Akademii Rolniczej. Wypiły po kilka piw i wmieszały się w grupę studentów. Było gwarno i zabawnie. Leciała głośna muzyka i niektórzy tańczyli. Izie się zebrało na prowokację, weszła na stół i wciągnęła na niego przyjaciółkę. Zainicjowała taniec erotyczny, który bardzo się spodobał męskiej części sali. Zaczęli klaskać i je dopingować. Iza uwielbiała być w centrum uwagi, a alkohol zrobił swoje – była jeszcze odważniejsza niż zazwyczaj. Ni stąd ni zowąd zaczęła całować Zośkę w usta, a ta, oszołomiona, odwzajemniła pocałunek. To był jej pierwszy pocałunek w życiu i mimo upojenia, zrobił na niej ogromne wrażenie. Na chwilę zapomniała, że tańczą na stole w knajpie pełnej ludzi i wszyscy na nich patrzą. Czar szybko prysł, bo rozległy się gwizdy i głośny aplauz męskiej części społeczności. Iza odrzuciła głowę do tyłu i głośno się śmiała. Chłopaki domagały się bisów, ale ona pokręciła głową odmownie, zręcznie zeskoczyła ze stołu i kręcąc biodrami, poszła do baru po kolejne piwo. Odprowadzały ją spojrzenia podnieconych studentów, a ona nic sobie nie robiła z zaczepek. Efekt został osiągnięty – była gwiazdą wieczoru. Zośka została na stole i musiała wyglądać głupio, ale nikt nie 
patrzył w jej stronę. Przez nikogo niezauważona zeszła i usiadła przy stoliku. Cierpliwie poczekała na powrót przyjaciółki z dwoma piwami. 

Tej nocy spała u Izy. Nie było innej możliwości, przecież powiedziała matce, że wyjechała z miasta na weekend. Najwidoczniej pocałunek rozpalił jej wyobraźnię, ponieważ tej nocy po raz pierwszy miała sen erotyczny z kobietą. Obudziła się o świcie, prawdopodobnie w momencie, w którym wytrzeźwiała. Iza spała głęboko. Było gorąco, więc miała na sobie tylko majtki i podkoszulek. W nocy skopała koc i leżała na plecach z rękoma nad głową. Zośka słyszała jej oddech i widziała unoszącą się przy każdym wdechu pierś. Nie rozumiała, co się z nią dzieje, najpierw ten pocałunek, który nieoczekiwanie tak mocno na nią podziałał, potem ten sen, a teraz czuła ogromne podniecenie na widok biustu przyjaciółki 
pod koszulką. Miała nieodpartą chęć dotknąć jej, choćby przez materiał. Zupełnie wyłączyła myślenie, poszła za instynktem i to zrobiła. Delikatnie pogładziła pierś przyjaciółki, a wtedy ta uśmiechnęła się przez sen i cichutko jęknęła. Czyli spodobało jej się, co jeszcze bardziej nakręciło Zośkę. Zaczęła dotykać coraz odważniej lewą ręką, a prawa powędrowała na wewnętrzne udo Izy. Zaczęła przesuwać ją w kierunku majtek przyjaciółki, a ta jęknęła głośniej. Zośka była rozpalona i działała pod wpływem impulsu. 

–Tak – szepnęła Iza, nie wiadomo czy świadomie, czy przez sen.

Zośka nie zastanawiała się nad tym. 

– Chcesz tego? – zapytała, również szeptem. 

W tym momencie Iza się obudziła. 

– Pojebało cię?! – I czar prysł. A więc jednak spała. – Co ty odpierdalasz?! Śniło mi się… myślałam… byłam przekonana, że… ja pierdolę, Zocha! Jesteś lesbą?! – krzyknęła i wyskoczyła z łóżka.

– Nie, co ty, ja… jakoś tak, nie wiem… – Speszona Zośka próbowała się tłumaczyć. –To jakoś samo wyszło…

– Samo wyszło?! Nie mam nic przeciwko homo, ale czemu mi nie powiedziałaś?! Nie kładłabym się z tobą do łóżka w samych gaciach!

– Ale ja naprawdę… nie jestem, nie byłam, nie wiem…

– Nie jesteś?! Co ty mi teraz próbujesz wciskać? A ja się z tobą przelizałam wczoraj, kurwa! To były tylko żarty!

– Wiem, nie planowałam, nie wiem… przepraszam.

– I masz za co! Tak się po prostu nie robi. Miałam cię za przyjaciółkę. Jezu… Możesz już sobie iść? Muszę się wykąpać.

Iza poszła do łazienki, a Zośka, płonąc ze wstydu, zebrała swoje rzeczy i wyszła, cichutko zamykając za sobą drzwi. Ogarnęła ją czarna rozpacz. Po pierwsze właśnie straciła najbliższą przyjaciółkę, a po drugie nie miała pojęcia, jak to się dalej potoczy. Czy Iza rozpowie wszystkim w klasie i będą ją wytykać palcami i wyśmiewać? Dotychczas ją szanowano, bo przyjaźniła się z jedną z najpopularniejszych dziewczyn w szkole, a teraz spadnie na samo dno szkolnej drabiny społecznej, będzie wyrzutkiem, dziwadłem i kimś, kto ma nierówno pod sufitem.

W paskudnym nastroju wlokła się opustoszałymi ulicami osiedla. 

Nie miała dokąd pójść o tej porze. Nie mogła wrócić do domu o piątej rano w niedzielę, skoro jej matka myślała, że jest w domku nad jeziorem. Dobrze, że było ciepło. Ostatecznie poszła na Cytadelę i przez pół  dnia przesiedziała na ławce, rozmyślając nad swoim beznadziejnym położeniem i snując czarne scenariusze. Nie chciała się wtedy zastanawiać nad tym, co się właściwie wydarzyło i dlaczego czuła to, co czuła, dotykając Izy. Nie chciała dopuszczać do siebie myśli, że zakochała się w niej, bo to przecież było społecznie nieakceptowalne. Prawdopodobnie to wynik jakiegoś chwilowego zamroczenia mózgu. Może za dużo wypiła albo to przez ten sen. Przecież kręcili ją chłopacy, chociażby… 
Akurat wtedy nie mogła sobie przypomnieć żadnego, który by jej się podobał, ale kiedyś na pewno jakiś był. A jeśli nie, to wkrótce. Musiała sobie znaleźć chłopaka jak najszybciej, wtedy nie będą gadali. Nie miała pojęcia, jak to zrobić, dotąd o tym nie myślała. Chciała jak najszybciej zapomnieć o tym, co zaszło, pogodzić się ze stratą przyjaciółki i wziąć sprawy w swoje ręce, nie czekając aż zostanie zepchnięta na margines życia społecznego. Trzeba było działać, a nie rozmyślać. 

Do domu wróciła po południu. Weszła z impetem i trzasnęła drzwiami. 

– Już jesteś? – Matka była zdziwiona. – Myślałam, że przyjeżdżacie dopiero wieczorem.

– Przyjechałam wcześniej. Pokłóciłam się z Izą, to kretynka – warknęła Zośka. 

– Nie mów tak, przecież to twoja przyjaciółka! Pokłóciłyście się, to normalne, a wkrótce się pogodzicie, wpadniecie sobie w ramiona i…

– Nie wpadniemy sobie w żadne ramiona! I nie pogodzę się z nią! Brzydzę się nią… wiesz, co zrobiła? Odbiła mi chłopaka!

–To ty miałaś chłopaka? 

– Tak, to znaczy prawie… wszystko było na dobrej drodze, ale wkroczyła ta kretynka, nagadała mu i wszystko między nami popsuła!

– Zosiu, to na pewno da się odkręcić, reagujesz bardzo emocjonalnie, to zrozumiałe w twoim wieku. Ale za jakiś czas emocje opadną i nabierzesz dystansu do całej tej sytuacji. Wyjaśnij to z tym chłopcem, porozmawiaj z przyjaciółką…

–To nie jest moja przyjaciółka. Nie chcę jej znać! Daj mi spokój! – wykrzyczała Zośka i trzasnęła drzwiami do swojego pokoju. 

Tyle razy powtórzyła w głowie zmyśloną wersję wydarzeń, że sama zaczęła w nią wierzyć. Od tego czasu obrała taką strategię – kłamała, kiedy prawda była niewygodna, a jeśli ktoś zaszedł jej za skórę, obgadywała go przed znajomymi i dyskredytowała w ich oczach, żeby na jego tle wypaść na tę lepszą albo pokrzywdzoną. Metoda sprawdzała się wyśmienicie. 
Iza nikomu nie powiedziała o tym, co między nimi zaszło. Za to Zośka opowiadała wszystkim bajkę o swoim wyimaginowanym, niedoszłym związku, do którego nie doszło z winy wrednej Izy. Koleżanki z klasy chętnie w to uwierzyły – Iza stała się wrogiem numer jeden, a Zośka triumfowała. Otoczona wianuszkiem nowych przyjaciółek nabierała pewności siebie i przez to stawała się coraz bardziej zauważalna. Zaczęła odważnie podrywać chłopaków, żeby szybko ich rzucać, zanim doszło do czegoś poważniejszego. W ten sposób przyciągała ich coraz więcej. Im ona była chłodniejsza, tym oni bardziej na nią napaleni. Podobała jej się moc, którą w sobie odkryła.

Książkę Czarne piwo grabarza kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Czarne piwo grabarza
Anna Kapczyńska3
Okładka książki - Czarne piwo grabarza

Gośka, Danka i Renata - sąsiadki z poznańskich Jeżyc. Uzbrojone jedynie we własną intuicję i dobre chęci podejmują się rozwiązania zagadki nagłej śmierci...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo